Na „Dwutygodniku” w tekście „Pauza” opowiadam o tegorocznej edycji festiwalu „Centrum światów jest tutaj”, który w Przemyślu od kilku lat organizują Jadwiga Sawicka i Lila Kalinowska. Poniżej kilka fragemntów.

Centrum Światów to niewielki festiwal, który łączy w sobie badania historyczne, sztuki wizualne, performans, muzykę. Jest okazją do spotkania artystów i ekspertów z różnych dziedzin. Główne wydarzenia zazwyczaj trwają kilka dni. Pomysł na niego wziął się z fascynacji lokalną, przemyską historią.
Jadwiga i Lila wszystko robią same, są organizatorkami, artystkami, obsługą techniczną; jak czegoś brakuje, przynoszą to z domu. Prace przy festiwalu zazwyczaj nabierają tempa w maju, samo wydarzenie ma miejsce we wrześniu, do końca listopada rozliczają się z pieniędzy.

W tym roku nie było przestrzeni i środków na tak rozwinięte projekty artystyczno-badawcze. Odpowiedzią na kryzys okazała się jednak przyjaźń. W poszukiwaniu energii, która pozwoliłaby przetrwać ich inicjatywie, Kalinowska i Sawicka zwróciły się do artystów i artystek, uczestników i uczestniczek poprzednich edycji festiwalu. Nie wiedziały, co z tego wyniknie. Ale wielu chętnie odpowiedziało na kryzysowe zaproszenie z Przemyśla, mimo braku honorariów i niepewności co do ostatecznego charakteru całej imprezy. „Nie chodziło tylko o nasze osobiste relacje – podkreśla Kalinowska. – To festiwal jest wartością”.
Reakcje na zaproszenie dały poczucie, że to, co robią, ma sens. Wsparcie emocjonalne okazało się równie ważne, co finansowe. W Przemyślu pojawiła się kilkunastoosobowa grupa zaprzyjaźnionych twórców i twórczyń, by ponownie wspólnie celebrować spotkanie. „Pauza” z festiwalowego tytułu narzucała nie tyle ciszę, ile swobodną atmosferę. Inaczej niż zwykle na tego rodzaju imprezach nie było stresu panującego przed otwarciem, wszystko toczyło się swym własnym, powolnym rytmem.

Głównym elementem tegorocznego festiwalu była niewielka wystawa w ciasnych, nieotynkowanych wnętrzach stowarzyszenia MOST. Wiele prac powstało szybko, tuż przed festiwalem. Joanna Wowrzeczka wyhaftowała swoją w pociągu do Przemyśla. Większość z nich była propozycją wyciszenia. Marta Ostajewska sugerowała ćwiczenia oddechowe, próbę skoordynowania oddechu odbiorców z nagraniem jej oddechu z momentu, gdy sama przeżywała mentalny kryzys w swej kuchni w Łodzi. Podobnej performatywnej instrukcji oddechowej udzielił Sebastian Haenel. Podążając za nią, delegowany performans wykonała Kalinowska – na wystawie można było go obejrzeć jako film nagrany przez Sawicką.

Przypomniał mi się Joseph Beuys, który w 1964 roku napisał: „Das Schweigen von Marcel Duchamp wird überbewertet” („Milczenie Duchampa jest przeceniane”). Duchamp, jego duchowy ojciec, porzucił sztukę dla szachów i życia. Jego zaniechanie, artystyczna pauza, do dziś jest przedmiotem licznych analiz i domysłów. Beuys wolał wierzyć, że sztuka potrafi uratować świat. Mówił, że samo zaniechanie nie wystarcza, nie jest wartością samą w sobie. Relaks ma pomagać w dalszym twórczym myśleniu. Jakby biorąc sobie do serca słowa Beuysa, żaden z artystów uczestniczących w tegorocznej edycji przemyskiego festiwalu nie potraktował zaniechania czy tytułowej pauzy zbyt konsekwentnie. To dobrze wróży festiwalowi. Po pauzie przychodzi zmiana, znikają znaki zapytania.
















