Koty Waliszewskiej

waliszewska3

Dla „Dwutygodnika” zrecenzowałem wystawę Aleksandry Waliszewskiej w BWA w Zielonej Górze, dedykowaną zmarłem kotce malarki Mitusi. W tekście „Kocie vertigo” piszę:

„Większość prac Waliszewskiej domaga się jednak dopowiedzenia. Każdy jest jak scena wycięta z dłuższej narracji. Można nie tylko dopisywać do nich tytuły, ale i tworzyć całe fabuły. Nie są ilustracyjne, wręcz przeciwnie – to w nich tkwi ogromny narracyjny potencjał. Niemal z każdego dałoby się wycisnąć co najmniej kilka różnych opowieści.

To właśnie ta cecha jej twórczości sprawia, że Waliszewska funkcjonuje jednocześnie w wielu kulturalnych obiegach, dobrze czując się w sztuce wysokiej i popularnej, na okładkach płyt i na tkaninach wykorzystywanych przez projektantów mody, w galerii i w internecie. Dlatego też fascynują się nią filmowcy i pisarze. Ten aspekt twórczości Waliszewskiej został zresztą wydobyty na wystawie – za pomocą dwóch filmów, których była współautorką.”

waliszewska4

„Wielu jej miłośników z pewnością rozczarowuje jednak fakt, że w czarnych ramkach na wystawie znajdują się nie oryginały, lecz reprodukcje gwaszy Waliszewskiej. To ruch rzadko spotykany, wprowadzający widzów w błąd. Wprawdzie reprodukcje są wysokiej jakości, wydrukowane na bardzo dobrym papierze, ale rozczarowanie pozostaje. Artystka tłumaczy to obawą o przetrwanie własnych dzieł. Niechętnie wyciąga je z szuflad, niechętnie pokazuje i z oporami sprzedaje. A, jak wiadomo, słońce jest największym wrogiem prac na papierze.

Od wystawiania w galeriach woli wydawanie albumów i prezentowanie rysunków w internecie. Kwestię obiegu prac najchętniej załatwia za pomocą plików cyfrowych. Oryginały zachowuje dla siebie. Zazwyczaj stawia sprawę jasno: albo pokazujemy reprodukcje, albo wystawy nie ma wcale.”

CAŁY TEKST NA STRONIE „DWUTYGODNIKA”.

waliszewska1

 

Ginczanka

ginczanka
Krystyna Piotrowska, „Ginczanka”, 2015, detal

 

„Jakie to aktualne, aż ciarki przechodzą”, w Muzeum Literatury zaczepia mnie starsza pani. Zwraca moją uwagę na dwa wiersze z lat 30. Pierwszy z nich, „Łowy”, dotyczy „myśliwych”, którzy „w gąszczach przeszłości z uporem mrówki / babki szukają, babki – żydówki”. Drugi opowiada o dziennikarzach: „Dla kariery i dla kuriera / wszystkie brudy zewsząd wyszpera, / przy czym zawsze wszystko obdarzy / komentarzem «bez komentarzy»!”. Zwiedzamy właśnie wystawę poświęconą poetce Zuzannie Ginczance.

W Muzeum Literatury nie bywam zbyt często. Wystawa „Zuzanna Ginczanka. Tylko szczęście jest prawdziwym życiem…” jest jednak wyjątkowa. Raz, że wyjątkowa jest poetka; dwa, że kuratorka, Agata Araszkiewicz, jako tło dla historii życia i twórczości Ginczanki wykorzystuje sztukę współczesną.

Wystawa zaczyna się w momencie dramatycznej śmierci Ginczanki. Zakapowana Gestapo poetka, Żydówka, zostaje aresztowana, a po jakimś czasie rozstrzelana. W chwili śmierci nie miała nawet 30 lat. Jej zdrajczyni pojawia się w wierszu, który cudem przetrwał: „Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla / Donosicielko chyża, matko folksdojczera”. Podążając za narracją wystawy, cofamy się w lata 30., poznajemy świetnie zapowiadającą się karierę poetycką, pierwszy tomik, młodzieńcze lata spędzone w Równem.

Szkoda, że sztuka została tu potraktowana nieco ilustracyjnie, instrumentalnie. Momentami razi dosłownością. Jak Zagłada, to czerń i pobite talerze. Jak język (polskie końcówki), to Slavs and Tatars. Jak Żydówka – to Krystyna Piotrowska i warkocze. Szereg artystów, najwyraźniej na zamówienie, wykonało portrety poetki, która ucieleśniać miała stereotyp „pięknej Żydówki”. Tymczasem za jej portret spokojnie wystarczyłaby świetna karykatura autorstwa Eryka Lipińskiego.

DSC03099
Ninel Kameraz Kos, b.t., 1980, detal

 

O wiele ciekawiej wypada skonfrontowanie Ginczanki z twórczością Anety Grzeszykowskiej czy Aleksandry Waliszewskiej. Aż chciałoby się poprosić o więcej. Zmysłowa, przekraczająca ówczesne normy poezja świetnie współgra z dyscyplinowaną, rozczłonkowaną cielesnością z prac Grzeszykowskiej oraz złowrogim, katastroficznym klimatem malarstwa Waliszewskiej. Chętnie zobaczyłbym tu też więcej obrazów nieznanej mi wcześniej Ninel Kameraz Kos. Na jej płótnie z 1980 roku kobiece piersi wyrastają wśród zieleni jak purchawki, a wagina staje się nieprzystępną rosiczką. W wierszu „Bunt piętnastolatek”, manifeście kobiecej zmysłowości, Ginczanka żądała kobiecych praw: „że wolno nam już wiedzieć, że mamy ciepłe piersi / prócz eterycznych dusz”; „że wolno nam już pojąć, jak miłość ludzi wiąże, / że wolno nam nie chować pod stos różowych wstążek / biologicznych – prawd!”. I poetka, i artystki zyskują na tym spotkaniu.

W najbliższy weekend, 27-28 lutego 2016, w Muzeum Literatury odbędzie się seminarium poświęcone Ginczance. Sam będę miał przyjemność zasiadać w jednym z paneli.