Największą niespodzianką na wystawie Davida Hockneya „Drawing from Life” w National Portrait Gallery w Londynie jest odkopany po latach portret rodziców artysty. „My Parents and Me” (1976) to wcześniejsza wersja słynnego płótna „My Parents” (1977) z kolekcji Tate. Niedokończony obraz przeleżał w domu Hockneya w Los Angeles 45 lat.
Ponieważ obraz wisi tuż przy wejściu na wystawę, zwiedzanie zaczyna się od guglowania „My Parents”, żeby zobaczyć różnice.
Hockney podchodził do tej kompozycji trzykrotnie. Pierwszą wersję zniszczył, o drugiej zapomniał, trzecia trafiła do Tate, stając się jednym z najbardziej znanych z jego obrazów. W ostatecznej wersji ojciec jest mniej statyczny, pochyla się nad gazetą. Zniknęła udrapowana zasłona w górnej partii płótna oraz odbicie samego Hockneya z lustra stojącego na toaletce.
Może to lustrzane odbicie jest banalne, oczywiste, zbyt nawiązujące do różnych odbić z historycznego malarstwa, z klasyków. Ale jest też radosne. Oto artysta w niebieskiej koszuli i krawacie, w swej ikonicznej już blond fryzurze i okularach obserwuje swoich rodziców, niby obojętnych, zajętych swoimi myślami.
A wcale obojętni nie byli! Nad drugą wersją, która powstawała w czasie pobytu artysty w Paryżu, Hockney się męczył. Wreszcie porzucił pracę nad portretem, co spowodowało mały zgrzyt w relacjach z rodzicami. Ci nie mogli się bowiem doczekać ostatecznego rezultatu. Ojciec miał zadzwonić do niego z pretensjami, że syn nie chce dokończyć płótna, do którego mu pozował. Ciekawi mnie ta złość rodziców, o źródłach której nie wiem niestety zbyt wiele. Sądząc po obrazie, zakładałbym raczej, że Hockney malował ich niemal wbrew ich woli; nie wydają się szczególnie zainteresowani pozowaniem ani zadowoleni z faktu, że są portretowani.
O tym, że obraz jest niedokończony, świadczą chociażby fragmenty taśmy maskującej, wciąż przyklejone do powierzchni płótna. Obraz „My Partents and Me” niesie opowieść o nie zawsze łatwej relacji między portretującym i portretowanym. A już z racji tego, że wystawa odbywa się w National Portrait Gallery, portret jest właśnie w jej centrum.
Angielski tytuł wystawy „Drawing from Life” można odczytywać i dosłownie – jako rysowanie z żywego modela, i bardziej metaforycznie – rysowanie z życia, nierozerwalne powiązanie rysunków z życiem. Ponieważ to wystawa portretów, jej bohaterami są najbliżsi artysty – rodzice, przyjaciele, obiekty jego uczuć, współpracownicy, osoby z jego otoczenia, no i oczywiście on sam. Hockney twierdzi, że nie zniszczył drugiej wersji obrazu przedstawiającego jego rodziców we wnętrzu, bo ojciec i matka pozowali mu do niego „from life”.
Komentatorzy wystawy w National Portrait Gallery, chociażby Jonathan Jones na łamach „Guardiana”, podkreślają radość życia, która płynie z twórczości Hockneya, a z tej wystawy szczególnie. To rodzaj entuzjazmu, afirmacji. Jones pisze, że iPadowe rysunki wiosny Hockneya, nad którymi pracował w lockdownowych miesiącach, byli wyrazem nadziei w czasie pandemii.
Zresztą wystawa w National Portrait Gallery otworzyła się na krótko kilka lat temu, ale zaraz potem zamknął ją właśnie covid. W międzyczasie jej koncepcja uległa zmianie. Hockney wciąż pracował bowiem nad nowymi pracami. Teraz w jej sercu znajduje się najnowszy cykl portretów z Normandii. Po zniesieniu lockdownu w 2021 roku artysta powrócił do malowania pędzlem na płótnie.
W najnowszym cyklu obrazów na białym tle, bez wstępnych rysunków, Hockney malował portrety swoich francuskich sąsiadów i gości jego domu w Normandii. Po roku spędzonym z iPadem i pejzażem, Hockney postanowił zapraszać ludzi do swojego studia. Zaczął od najbliższych, przyjaciół, swego asystenta, ogrodnika i kręgarza. Ale odwiedził go też Harry Styles w sweterku w żółto-czerwone paski.
Ten cykl nie ma tej wagi, co wcześniejsze obrazy Hockneya, chociażby wspomniany portret rodziców. Z pewnością jednak – jak pisze Jones, niesie czystą radość. Jones używa do opisu tych obrazów wyśmienitego angielskiego przymiotnika „bubbly”. Coś w tym jest – obrazy te są pełne życia jak bąbelki w kieliszku szampana.
Hockneyowi można tego nastawienia do życia zazdrościć. Podobnie – wszystkim tym bohaterom wystawy, którzy mieli przyjemność mu pozować. W National Portrait Gallery można poznać osoby z bliskiego kręgu Hockneya.
Na przykład Celię Birtwell, projektantkę tkanin, najbliższą przyjaciółkę artysty. Pozowanie było dla nich sposobem na wspólne spędzanie czasu. Na wystawie widać, jak Birtwell się w sztuce Hockneya starzeje. W najnowszym normandzkim cyklu portretów pojawiają się jej dorosłe dzieci. Z rodziną sportretował ją też Hockney na jednym ze swych fotokolaży, scenie ułożonej z dziesiątek zdjęć siedzących w salonie osób i kotów. Hockney w ten sposób próbował oddać w fotografii kubistyczne pojmowanie czasu.
Gregory Evans był z kolei jego astystentem, kochankiem, partnerem, przez wiele lat pozostał przyjacielem. Hockney portretował go ponad czterdzieści razy. Mieszkali razem w Paryżu w czasie, gdy artysta pracował nad portretem rodziców. Na wystawie Gregory pojawia się w różnych pozach, romantyczny, zaspany, nagi, w skarpetach, z zamkniętymi oczami, opierający się nagi o ścianę. Potem zaś: starszy, poważny, w okularach.
Sporą część wystawy zajmują oczywiście autoportrety. Dwa z nich otwierają wystawę. Pierwszy, kolażowo ułożony z kawałków urwanego kolorowego papieru na starej gazecie, powstał w 1954 roku, Hockney był jeszcze nastolatkiem. Drugi z nich pochodzi z 2021 roku. Wystawa mieści w sobie sześć dekad portretowania.
Na wystawie jest też pełen cykl „A Rake’s Progress”, inspirowany cyklem grafik Williama Hogartha pod tym samym tytułem z 1735 roku, w którym Hockney zawarł swoje pierwsze doświadczenia z kulturą gejowską w Ameryce, np. obserwacje mężczyzn uprawiających jogging czy wizyty w gejowskich barach.
Przyznam, że niewiele rzeczy sprawia mi taką przyjemność jak wystawa Davida Hockneya, każda (a wciąż mam w pamięci jego rekordową retrospektywę w Tate Britain!). Jestem wiernym fanem. Można go lubić lub nie, jego najnowsze prace nie zawsze przypadają do gustu krytyków, ale trudno odmówić Hockneyowi zaraźliwego entuzjazmu. Do tego to jeden z najwybitniejszych rysowników XX i XXI wieku.