Taipei Fine Arts Museum (TFAM), gdy odwiedziliśmy je w wrześniu przy okazji wycieczki do Tajwanu, okazało się nieco wyludnione. Duże puste przestrzenie i niewielu zwiedzających. Tym lepiej dla mnie! Nie ma nic przyjemniejszego niż zwiedzanie wystaw w samotności (no, z mężem u boku).
Nie chodziło nam tylko o poznanie nowego muzeum, jednej z najważniejszych instytucji sztuki w Tajwanie. Muzeum kusiło mnie wystawą „Herstoria abstrakcji w Azji Wschodniej” („Herstory of Abstracion in East Asia”). Jej mandaryński tytuł „她的抽象” (ta de chouxiang) jest znacznie prostszy: „Jej abstrakcja”. Wystawa obejmuje malarstwo kilkunastu artystek z Tajwanu, Japonii oraz Korei Południowej.

Chociaż wystawa ma trzy istotne elementy, zawarte w tytule: abstrakcję, kobiety i Azję Wschodnią, pojawia się na niej różne wątki – relacji artystycznych Azji z Zachodem, odmienność artystycznych chronologii, no i problemy.
Jak piszą kuratorki, Moon Jung-Hee oraz Wang Pin-Hua, zaczęły swe badania od wzięcia „sztuki abstrakcyjnej” w cudzysłów, by nieco otworzyć swą perspektywę. Z drugiej strony dosyć mocno zawęziły się do trzej krajów azjatyckich. Nikogo nie powinien dziwić taki zasięg geograficzny. W ten sposób Tajwan definiuje swoją osobność kulturową od kontynentalnych Chin i bliskość z innymi krajami regionu. Zresztą mowa tu o okresie po 1949 roku, a do końca II wojny światowej przez kilkadziesiąt lat Formoza była japońską kolonią.


Potrzeba zmierzenia się z genderową nierównowagą kanonów sztuki jest oczywista (pisałem o tym wielokrotnie, także przy okazji recenzji wystaw abstrakcyjnego ekspresjonizmu w Stanach Zjednoczonych). A współczesne artystki, także malujące abstrakcyjnie herstorią abstrakcji się żywo interesują (wiem, że interesuje się nią na przykład Agata Bogacka).
W krajach azjatyckich pojawianie się abstrakcji następowało niekoniecznie w tym samym czasie co w krajach Zachodnich. A w różnych krajach Azji Wschodniej ruchy awangardowe czy malarstwo abstrakcyjne rozwijały się z różną dynamiką (prawdziwe zamieszanie nastąpiłoby, gdyby wystawę rozszerzyć o ChRL). Dlatego na tego typu wystawie trzeba zapomnieć o tym, jak przebiegała historia sztuki XX wieku w zachodnich podręcznikach.

Wystawa zaczyna się w latach 50. w Japonii od dwóch najbardziej oczywistych artystek w tym kontekście: Kusamy Yayoyi oraz Tanaka Atsuko. Kusama to wyjątek potwierdzający regułę: jako azjatycka artystka cieszy się międzynarodową sławą, która w dodatku wzrosła w czasach Instagrama. Ale nazwisko zmarłej już niestety Tanaki też warto zapamiętać.
Obie urodziły się jeszcze przed wojną na przełomie lat 20. i 30., w świat sztuki wchodziły już po wojnie, gdy w Japonii panowało przekonanie, że kraj powinien się mocno przekształcić. Tanaka pozostawała pod wpływem Jiro Yoshihary, twórcy przedwojennej japońskiej awangardy, i włączyła się w działania stworzonej przez niego grupy Gutai. To w kręgu Gutai wykształciła się w Japonii sztuka performensu i happeningu. Najbardziej znaną pracą Tanaki pozostaje „Elektryczna sukienka” z 1956 roku, performatywny strój, złożony z dwustu ręcznie malowanych żarówek. Ale Tanaka była też malarką. Na wystawie w Tajpej pokazano pracę inspirowaną „Elektryczną sukienką”.
Gdy o sztuce Tanaki świat sztuki poza Japonią dowiedział się stosunkowo późno, Kusama, przez wiele lat mieszkająca w Nowym Jorku, cieszy się uznaniem od dawna. Ale na wystawie znalazł się jednak jej wczesny surrealizujący obraz, jeszcze sprzed wyjazdu do Stanów, ale już zdradzający fakt, że większość czasu spędzała między światem zwykłym i niezwykłym. Nie do końca abstrakcyjny, nosi spektakularny tytuł „Akumulacja ciał (więzień otoczony kurtyną depersonalizacji)”. Kusama namalowała go w 1950 roku. Mamy tu do czynienia z próbą duchowego portretu jej wewnętrznego świata, ale też przepracowaniem wspomnień niedawnej wojny. I jak na to patrzę, rozumiem w pełni, dlaczego wiele lat później Kusama zdecydowała się zilustrować „Alicję w Krainie Czarów”. Od również pokazywanych na wystawie „Nieskończonych sieci” dzieli to płótno niemal pół wieku.
Obie pionierki abstrakcyjnej sztuki w Japonii, Kusama i Tanaka, miały problemy ze zdrowiem psychicznym, zarazem zdradzając przywiązanie do jednego tematu. Kusama malowała swoje kropki czy niekończące się sieci. Tanaka wielokrotnie wracała do motywu elektrycznej sukienki.

Malarstwo abstrakcyjne rozkwitło w Korei nieco później, w latach 60. W Tajwanie zaś dopiero w następnej dekadzie. Tu dużą rolę odegrały relacje ze Stanami Zjednoczonymi i Europą i artyści tam studiujący. Nie inaczej było w przypadku kobiet.
Najciekawiej wypada malarstwo, w którym łączą się w sobie tradycje wschodnia i zachodnia. Jak w malarstwie Koreanki Yang Kwangja. Chociaż studiowała pod koniec lat 60. w Berlinie i pozostała w Europie, pozostała wierna tradycji dalekowschodniej kaligrafii. W świetnym wczesnym obrazie pokazuje, jak znaki koreańskiego pisma można zamienić w abstrakcyjny obraz (to zabieg dosyć często spotykany w azjatyckiej sztuce, na wystawie wykorzystuję go również Ahn Mija). Ale może nawet ciekawie wypada jej tylko odrobinę młodsza „Górska ścieżka”. Jak mówi w wywiadzie udzielonym przy okazji wystawy: „Moja inklinacja w kierunku abstrakcji wynika z natury”.

Moim odkryciem tej wystawy jest jednak Tajwanka Yang Shih-Chih, która przez lata praktyki malarskiej i powrotu do tradycji kaligrafii rozwinęła technikę łączącą rysunek tuszem i kolaż. Jej wielkie formaty – czego nie widać z daleka – powstają przez nakładanie na siebie i sklejanie fragmenty mniejszych szkiców tuszem na papierze. Chociaż kuratorki przyznają, że sztuka abstrakcyjna pochodzi z zachodnich koncepcji sztuki, widać wyraźnie, jak ciekawe może być łączenie tradycji.


Na wielu wystawach w Tajwanie czułem podobną potrzebę przewartościowań, nie tylko feministyczno-genderowego przepisywania historii. Tajwan znajduje się w ciekawym momencie, coraz silniej zmienia tożsamość z chińskiej na tajwańską (jako Chińczycy identyfikuje się już tylko najstarsze pokolenie). Próbuje się określić wobec innych krajów Azjatyckich (Azja Wschodnia, Azja Południowo-Wschodnia). Wreszcie na nowo pisze swoją historię, mierząc się z nieprzepracowanymi w pełni czarnymi kartami autorytarnych rządów Czang Kaj-szeka, który jednocześnie wciąż uchodzi za ojca (nowego) narodu. Jednocześnie Tajwan jest pierwszym krajem w Azji, który zalegalizował małżeństwa jednopłciowe. Więc też próba wpisania abstrakcyjnych malarek w historię sztuki nie dziwi.
Uwaga na marginesie: Dla spójności w całym poście przyjąłem kolejność pisania nazwisk właściwą dla wielu krajów azjatyckich, w tym dla mandaryńskiego: najpierw nazwisko, potem imię. Stąd Kusama Yayoi, nie Yayoi Kusama. Przepraszam też za słabą jakość zdjęć – na wystawie obowiązywał zakaz fotografowania, więc wszystkie są robione ukrytą kamerą.

#postyktorychnienapisalem By nie zwariować w domu, wykorzystuję czas społecznej izolacji, by wrócić do wystaw, o których początkowo chciałem napisać, ale nie zdążyłem (to również wina lenistwa). Poza tym nadal trzymam się zasady, że nie piszę recenzji wystaw, których nie widziałem na własne oczy, ale może niedługo przyjdzie mi zmienić przekonania. Pozdrawiam was z mojego biurka i życzę cierpliwości! #zostanwdomu