Wojna na napisy

DSCN7407
Martin Creed, „Work No 851”, 2008, fasada Wing Sang

Nad Chinatown w Vancouverze góruje napis „EVERYTHING IS GOING TO BE ALRIGHT”. To neon Martina Creeda, praca w kolekcji Boba Renniego. Rennie umieścił ją na szczycie budynku, najstarszego w chińskiej dzielnicy, który kupił, wyremontował i częściowo zamienił w prywatne muzeum. Pracę Creeda traci swą niewinność. Pierwszy neon z tym napisem („Work No 203″) Creed umieścił na Clapton Portico we wschodnim Londynie. Już wtedy budził mieszane uczucia – niby optymistyczny, ale jednak ambiwalentny, ironiczny, powtarzający reklamową formę i wytarte reklamowe klisze.

Neon na fasadzie budynku Renniego nosi numer 851 („Work No 851”). To już nie wypowiedź artysty, lecz raczej wiadomość od kolekcjonera dla okolicy. Vancouverskie Chinatown odchodzi w przeszłość. Może niedługo po kulturalnej odrębności dzielnicy zostanie tylko nazwa, parę budynków z charakterystycznymi cofniętymi balkonami, kilka orientalnych napisów i jako atrakcja turystyczna – chiński ogród doktora Sun-Yat Sen. Zamykają się właśnie ostatnie chińskie sklepy i zakłady rzemieślnicze. Po prostu odchodzi pewne pokolenie mieszkańców, a niewielka w gruncie rzeczy dzielnica coraz bardziej upodabnia się do reszty miasta, także architektonicznie. Deweloperzy przejmują stare budynki i budują plomby w każdej szparze. Oczywiście sztuka uczestniczy w gentryfikacji Chinatown (nawet jeśli w analityczny, krytyczny sposób – jak w przypadku realizacji Kena Luma, o której kiedyś piałem). Bob Rennie też zbił fortunę na nieruchomościach. Neon Creeda jak w pigułce pokazuje rolę sztuki w procesie gentryfikacji. Sztuka ma dowodzić, że wszystko będzie dobrze.

DSC05670
Kathryn Walter, „Unlimited growth increases the divide”, 1990, fasada Del Mar Inn

W Vancouver Eastside toczy się rodzaj wojny na murach. Nie tylko graffiti, lecz także tesktowe prace artystów na fasadach budynjach. Neon Creeda, który pojawił się w Chinatown wraz z Renniem w 2009 roku, jest największy i wisi najwyżej, ale ma kilku interlokutorów.

W kontrze do Creeda i Renniego pozostaje przede wszystkim nieco zapomniana praca Kathryn Walter z 1990 roku, łatwy do przeoczenia napis na fasadzie niewielkiego budynku przy Hamilton Street. Walter ułożyła swój napis z miedzianych liter na gzymsie: „Unlimited growth increases the divide” – „Nieograniczony wzrost zwiększa podziały”. To słowa jakby żywcem wyjęte z Picketty’ego!

Napis Walter dotyczy bezpośrednio historii samego budynku. Dziś na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie opuszczonego i zdecydowanie przydałby mu się remont. Ale to właściwie ostaniec. Wiele lat temu jego właściciel nie zgodził się odsprzedać działki pod biurowiec B.C. Hydro, który dziś stoi obok i nad nim góruje. W niewielkim budynku wciąż działa tu Del Mar Inn, wynajmujący pokoje za stosunkowo nieduże pieniądze. Przeciwstawiając się B.C. Hydro, firmie dostarczającej prąd dla Kolumbii Brytyjskiej, właściciel wziął w obronę swoich niezbyt zamożnych lokatorów. Takich hoteli było w Vancouver Eastside wiele. Mieszkali w nich robotnicy, stanowiacy kiedyś większość mieszkańców dzielnicy. Kiedyś na parterze budynku działała Contemporary Art Gallery, zanim przeniosła się na parter nowego wieżowca kilka przecznic dalej, i pamiątką po niej jest właśnie napis Kathryn Walter. Dziś mieści się tu Or Gallery.

DSC05673
Del Mar Inn
the morning of the sale
Antony Carr, 2012

Ale jeśli spojrzeć na Del Mar Inn nie od frontu, lecz z boku, odsłoni się kolejne tekstowe dzieło sztuki, mural Paula Antony’ego Carra sprzed paru lat, naśladujący formę i liternictwo dawnych reklam wypisywanych bezpośrednio na budynkach (kilka takich oryginalnych reklam zachowało się jeszcze w okolicy). Napis Carra to właściwie krótki kawałek prozy czy nawet wiersz o strategiach marketingowych: „THE MORNING OF THE SALE, EVERYONE WAS OUT THERE WAITING FOR THE DOORS TO OPEN. THEY ALL WANTED WHAT THEY’D SEEN IN THOSE PICTURES”.

Jakieś dwa lata temu kilka kroków od Del Mar Inn, w ramach Vancouver Biennale na fasadzie Vancouver Community College pojawił się neon „Let’s heal the divide”, „Uleczmy podział” – praca artystki Toni Latour. Mniej więcej tędy przebiega granica kodów pocztowych, przy czym pierwszy obejmuje jeden z najbiedniejszych bloków zabudowy w Kanadzie, drugi – jednen z najbogatszych.

DSC05679
Toni Latour, „Let’s head the divide”, 2015, fasada Vancouver Community College

Nie jestem wielkim fanem tekstowych dzieł sztuki. Jest ich po prostu za dużo, zwłaszcza w Vancouverze (z innych realizacji można wymienić m.in. Lawrence’a Weinera na fasadzie Vancouver Art Gallery czy pracę Rona Terady przed główną siedzibą Vancouver Public Library). Artyści upodobali sobie zwłaszcza neony. Vancouver był kiedyś miastem neonów, w latach 50. świeciło ich tu około 20 tysięcy, potem wprowadzono prawo ograniczające ilość reklam. Dziś piszą głównie artyści, wykorzystując dawne techniki reklamowe. Jakby wojnę na napisy na murach zastąpiła bardziej kulturalna forma – sztuka.

Abbott & Cordova

ac1

Vancouver to miasto o krótkiej i mało burzliwej historii. Ale i tu zdarzały się momenty w jakiś sposób przełomowe i dramatyczne, które zapisały się w zbiorowej pamięci miasta. Takim wydarzeniem były zamieszki w Gastown latem 1971 roku. Dziś przypomina o nich wielki fotomural Stana Douglasa z 2009 roku nad wejściem do budynku Woodward’s.

To ogromne zdjęcie (8 na 13 metrów) nadrukowano na szklane tafle, dzięki czemu można je oglądać z obu stron. W słoneczny dzień lepiej prezentuje się od wewnątrz, z zewnątrz najlepiej go podziwiać wieczorem.

W pracach, które bezpośrednio nawiązują do najnowszej historii Vancouveru, celuje zwłaszcza Ken Lum (pisałem o jego „Vancouver Especially” oraz „Od Shangri-La do Shangri-La”). O drugim pokoleniu Szkoły Vancouver (por. wpis o sztuce w Kolumbii Brytyjskiej), które debiutowało w latach 80. i do którego zaliczani są i Lum, i Douglas, mówi się, że ich sztuka była silnie zakorzeniona w samym mieście. W przypadku Douglasa taką kanonicznie vancouverską pracą bardzo szybko stał się właśnie fotomural „Abbott & Cordova, 7 August 1971”.

Wszystko zaczęło się od smoke-in, typowego festiwalu hipisowskiego zorganizowanego przez alternatywną gazetę „Georgia Straight” na Maple Tree Square w Gastown, części Vancouver Eastside. Jak długo hipisi gromadzili się na plażach w oddalonym od centrum Kitsilano, nie rzucali się zbytnio w oczy i nie przeszkadzali służbom miejskim. Problem pojawił się, gdy zaczęli pojawiać się w centrum miasta. Dramatyczne wydarzenia rozegrały się wieczorem 7 sierpnia 1971 roku. W odpowiedzi na pokojowe zgromadzenie palaczy marihuany policja zareagowała brutalnie i w mało przemyślany sposób. Rozpędzony przez policję protest stał się punktem zwrotnym w polityce miasta i rysą na pamięci miasta.

riots
Zdjęcia z zamieszek w Gastown zreprodukowane w książce „Stan Douglas. Abbott & Cordova, 7 August 1971”, Arsenal Pulp Press, Vancouver 2011.

To policja odpowiadała za zamieszanie. Najpierw zaatakowała pokojowy protest, a potem, zamiast uspokoić sytuację, jeszcze ją zaogniała. Policjanci na koniach natarli na tłum. Po obu stronach wybuchła panika. Do ogólnej dezorientacji dokładał się fakt, że część policjantów wcześniej wtopiła się w tłum w przebraniu dzieci-kwiatów. W ruch poszły policyjne pałki, część demonstrantów aresztowano.

Róg ulic Abbott i Cordova, przy którym stoi Woodward’s i który sportretował Douglas, znajdował się przecznicę od epicentrum wydarzeń. Jego praca ilustruje kilka z wielu mikro-wydarzeń tego wieczoru w Gastown.

Na dobrą sprawę protest dotyczył rzeczy dosyć błahej – palenia marihuany, ale brutalną reakcję policji odbierano jako reakcję władz na podnoszenie kwestii wolności obywatelskich. Nad zamieszkami w Gastown i nieadekwatną reakcją policji unosił się więc duch protestów antywojennych czy Civil Rights Movement z lat 60.

Można powiedzieć, że walka o legalizację marihuany ma w Vancouverze długą tradycję. Ale mieszkając tutaj, ma się raczej wrażenie, że marihuana już jest praktycznie legalna. Za jej palenie właściwie nikt nikogo nie ściga. Działają sklepy z medyczną marihuaną, a jej produkcja to jeden z najszybciej rozwijających się gałęzi przemysłu w Ameryce Północnej. Przed ostatnimi wyborami prezydenckimi opozycja straszyła, że Justin Trudeau zalegalizuje marihuanę (spoty telewizyjne „Justin Trudeau – he’s just not ready”), i najwyraźniej działało to bardziej na jego korzyść. Najlepsze zakupy robi się zaś w narodowe święto Kanady, Canada Day, gdy pod Vancouver Art Gallery rozkłada się spory jarmark z szerokim asortymentem, od dżointów po ciastka z haszyszem domowego wypieku w różnych smakach. Policja się tylko przygląda. Podobnie jest 20 kwietnia (420!).

O liberalnym stosunku vancouverczyków do marihuany może świadczyć chociażby fakt, że kupujący mieszkania w Woodward’s nie mieli nic przeciwko temu, by praca Douglasa zdobiła ich budynek. Wręcz przeciwnie, deweloper przyklasną temu pomysłowi.

ac3

Pierwotnie Woodward’s był najważniejszym domem towarowym w mieście. Powstał na początku XX wieku i działał do początku lat 90. Ogromna, obracająca się litera W na szczycie specjalnej kilkumetrowej konstrukcji przypominającej wieżę Eiffla stała się jedną z ikon Vancouveru. Zamknięcie sklepu przypieczętowało stopniowy upadek Downtown Eastside.

W 2002 roku opuszczony sklep okupowali bezdomni skłotersi i narkomani (Woodward’s Squat). Rok później działkę wykupiło miasto. Projekt przebudowy całego bloku, z cienkim wieżowcem typu flatiron, zakładał zróżnicowaną strukturę społeczną (200 mieszkań to lokale socjalne, 500 – zwykłe mieszkania na sprzedaż), część przestrzeni zajmuje Simon Fraser University, biura miejskie, organizacje non-profit, sklepy i restauracje.

Douglas dostał zlecenie od architekta odpowiedzialnego za przebudowę, Gregory’ego Henriqueza. W Vancouverze dzieło sztuki powstaje przy niemal każdej inwestycji budowlanej, obowiązuje tu prawo, zgodnie z którym 1 procent budżetu inwestycji przeznacza się na sztukę. Efekty bywają bardzo różne. „Abbott & Cordova, 7 August 1971” nie jest jednak typowym przykładem sztuki publicznej, jakich mnóstwo w mieście właśnie za sprawą owego procenta – większość z tych prac to rodzaj biżuterii dla architektury czy deweloperskiego trofeum.

Ten rodzaj finansowania pozwala na realizowanie dzieł wymagających dużych nakładów finansowych. Z pewnością fotomural Douglasa nie był dziełem tanim. Jego rodukcje przypominają profesjonalne zdjęcia filmowe (Douglas korzysta z rozwiniętego w Vancouverze przemysłu filmowego). Wszystko, co widać na fotomuralu, zostało zainscenizowane. Zdjęcie nie powstało nawet w oryginalnym miejscu – domy i ulica to specjalnie zbudowana w studiu filmowym scenografia. Na ostateczne dzieło złożyło się około pięćdziesięciu fotografii, zmontowanych komputerowo.

Stąd może wrażenie skondensowania wielu akcji w jednym kadrze. Praca Douglasa nie przypomina typowej fotografii reportażowej – całość ujęta jest z góry, a poszczególne sceny rozgrywają się wokół niemal pustego skrzyżowania pośrodku kompozycji.

Pojawienie się pracy Douglasa w nowym założeniu Woodward’s wywołało sporo dyskusji – o samych zamieszkach i pamięci miasta, ale też o roli sztuki w zmieniającym się krajobrazie miasta i procesach gentryfikacyjnych.

Nic więc dziwnego, że najciekawsze pytania zadał tej pracy nie krytyk sztuki, lecz specjalista od miejskiej geografii Vancouver Eastside, Jesse Proudfoot. W książce poświęconej „Abbott & Cordova, 7 August 1971” wydanej przez Arsenal Pulp Press (2011) Proudfoot zwrócił uwagę na różne napięcia społeczno-polityczne, silniej związane z tą okolicą i o mniej „rozrywkowym” charakterze niż palenie marihuany: protesty robotnicze w czasie Wielkiego Kryzysu, zwycięską walkę ruchów lokatorskich przeciwko rozbiórce tej części miasta i budowie autostrady w latach 60., no i mniej odległe czasowo protesty związane z Woodward’s Squat. Proudfoot podkreśla też fakt, że w czasie Gastown Riots to nie hipisi byli typowymi mieszkańcami tej dzielnicy. W tutejszych tanich hotelach (w Polsce powiedzielibyśmy – robotniczych) mieszkali przede wszystkim robotnicy, głównie mężczyźni, pracownicy portu i tartaków. Oni na zdjęciu Douglasa pozostają jednak na marginesie, jako gapie przyglądają się rozwojowi wypadków.

Proudfoot pytał też o o zatarcie różnic klasowych w reprezentacji protestu klasy średniej, jak klasyfikował smoke-in w Gastown: „Dlaczego w Woodward’s, w miejscu najbardziej zaciekłych sporów o gentryfikację, znajdujemy ilustrację zamieszek związanych nie z polityką redystrybucji, lecz z polityką konsumpcji (marihuany)?”; „Czy [praca Douglasa] w jakiś sposób przeprasza za gentryfikację Woodward’s przez dostarczenie obrazu protestu, z którym gentryfikujący mogą się utożsamiać?”

Zamieszkane przez klasę robotniczą Downtown Eastside niemal od zarania miasta miało reputację niebezpiecznej dzielnicy (przezywano ją skid row), ale też o silnie robotniczej tożsamości i dumie. Robotnicy, a w czasach Wielkiego Kryzysu bezrobotni, wielokrotnie ścierali się tu z policją. Zresztą do niektórych z tych wydarzeń Douglas powracał w innych fotograficznych rekonstrukcjach z cyklu „Crowds & Riots”, do którego należy też „Abbott & Cordova”.

Dziś jednak niektóre bloki w Gastown przypominają amerykańskie getta, i mogłyby uchodzić za najgorsze dzielnice Nowego Jorku w latach 80., chociaż nie jest tu niebezpiecznie. Tutejsi mieszkańcy są jeszcze radykalniej wykluczeni ze społeczeństwa – narkomani, bezdomni, drobni dilerzy, prostytutki. Gastown to dzielnica największych kontrastów w Kanadzie, przecznicę czy dwie dalej ciągną się już luksusowe butiki i kuszące turystów restauracje.

ac2

Rennie

baldessari 1
John Baldessari, „Camel (Albino) Contemplating Needle (Large)”, 2013

Pisałem już o kolekcji Michaela Audaina w jego nowym prywatnym muzeum w Whistler. Wczoraj odwiedziliśmy z Marcinem kolekcję Boba Renniego, drugiego słynnego kolekcjonera z Vancouveru. Wiele ich różni. Gdy kolekcja Audaina koncentruje się na sztuce z Kolumbii Brytyjskiej, zbiory Renniego mają profil międzynarodowy. Audain angażuje się głównie w działalność lokalnych instytucji, Rennie zasiada w radach muzeów w Stanach i Europie (przewodniczy Komitetowi Zakupów Ameryki Północnej przy Tate Modern – North America Acquisitions Committee). Audain jest honorowym przewodniczącym rady Vancouver Art Gallery, Rennie opuścił radę VAG krótko po tym, jak dyrektorką galerii została Kathleen Bartels (podobno nawet ze sobą nie rozmawiają). Audain to poważny autorytet, Rennie bywa kontrowersyjny, prowokacyjny i raczej nie owija w bawełnę. Poza tym Rennie znany jest nie tylko z kolekcjonowania sztuki, ale też mandatów za złe parkowanie. Obaj wzbogacili się na szybkim rozwojowi rynku nieruchomości w mieście.

rennie collection
Rennie Collection w Wing Sang, Chinatown

Od 2009 roku kolekcja Renniego pokazywana jest w Chinatown, w odremontowanym przez budynku Wing Sang. Nie jest to jednak muzeum z prawdziwego zdarzenia. To bardziej prywatne przestrzenie, do których kilka razy w tygodniu wpuszcza się publiczność. Nie można tu po prostu wejść z ulicy. Jedyny sposób, by obejrzeć wystawę, to zapisać się na grupowe oprowadzania. Kolekcja nie ma też wystawy stałej. Zazwyczaj pokazuje się tu indywidualne pokazy poszczególnych artystów ze zbiorów Renniego (budując kolekcję Rennie skupia się przede wszystkim na kilkudziesięciu ulubionych twórcach). Wystawy w Chinatown mieli do tej pory m.in. Mona Hatoum, Martin Creed, Damian Moppett, a ostatnio Rodney Graham czy Mircea Cantor.

motherfuckers2
Jota Castro, „Motherfuckers never die”, 2003 i 2008

Tej wiosny Rennie sam został kuratorem wystawy, wybierając kilkadziesiąt z kolekcji ponad tysiąca prac. Jako kuratorowi brak mu estetycznego wyczucia. Prace zgromadził według różnych kluczy tematycznych. Ale trudno mu odmówić szczerości.

Wystawę otwiera praca Johna Baldessariego – biały wielbłąd z włókna szklanego (materiału, z którego produkuje się jachty), ogromna igła i werset z biblii wypisany po arabsku na ścianie – o uchu igielnym, wielbłądzie i bogatych: „Prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogaty wejdzie do Królestwa Niebieskiego”. Obok Rennie powiesił trzy prace Jota Castro z cyklu „Motherfuckers Never Die”. Tytułowi „motherfuckers” to na przykład dyrektorzy wielkich korporacji, terroryści, ale też kolekcjonerzy. Listę kolekcjonerów Castro wypisał na lustrze, by właściciel mógł się też w niej przejrzeć. Można powiedzieć, że Rennie gra w otwarte karty, ale jest w tym też nuta cynizmu.

stay black and die
Rashid Johnson, „Stay Black and Die”, 2006

Na piętrze, gdzie mieszczą się główne sale, wystawa skręca w stronę polityki i napięć społecznych. Na ogromnej pracy Tima Rollinsa „Animal Farm ’92 (after George Orwell)” jako koń pojawia się nawet Lech Wałęsa. Większa część ekspozycji poświęcona jest jednak kwestiom rasowym, głównie dyskryminacji czarnoskórych mieszkańców Ameryki. Do Stanów Zjednoczonych odnosi się większość artystów. Nawet obok krótkiego tekstu kuratorskiego na ścianie Rennie umieścił drzwi z napisem „white”, pochodzące z toalety w banku w Oklahoma City – pamiątkę po segregacji rasowej. Te drzwi to pozostałość po jednej z wystaw Kerry’ego Jamesa Marshalla i umieszczenia ich w kontekście prywatnej kolekcji jako osobnego artefaktu wydaje mi się wręcz niestosowne.

kacik szkolny
Robert Beck, „Thirteen Shooters”, 2001; Cathleen Lewis, „Naming”, 1998

Sama praca Marshalla „As Seen on TV” (1998-2000) pojawia się w kontekście czarnego neonu „America” Glenna Ligona („The Period” 2005), podwójnego krzyża Jonathana Horowitza („Crucifix for Two”, 2005/2010) oraz kaptura jak z Ku Klux Klanu, tyle że wykonanego z czarnych butów Nike, Briana Jungena (b.t., 2015). Dopełnia to monochromatyczny obraz grupy General Idea, czarny napis AIDS na czarnym tle, a przez to niemal niedostrzegalny. Gdzie indziej Hank Willis Thomas naśladuje reklamy „Priceless” MasterCard, nadając ceny pogrzebowi czarnoskórego nastolatka. Poza tym są tu też świetne fotografie kostnic Andresa Serrano, „Bomb” Gilberta i George’a (2006), portrety nastoletnich sprawców masakry w szkole w Columbine w serii „Thirteen Shooters” Roberta Becka (2001), kolorowe wazy Ai Weiwei’a, prace Mony Hatoum, Douglasa Gordona, Christiana Boltanskiego. W tekście kuratorskim Rennie mówi po prostu o „chaosie” na świecie.

Jaką więc wystawę robi Bob Rennie? Najpierw gra z faktem, że sam jest bogaty – bez odpowiedniego kapitału takie kolekcje nie powstają. Potem udowadnia, że jednak z tym wielbłądem i uchem igielnym to przesada. Pokazuje, jak sztuka, także ta w prywatnych kolekcjach, podejmuje istotne problemy społeczno-polityczne. Jednak większość z nich w niewielkim stopniu dotyczy Kanady czy Vancouveru, a nawet własnej pozycji Renniego. Rennie wyraźnie woli zajmować się problemami za południową granicą niż na swoim podwórku.

folwark 2
W „Polskim zoo” Lech Wałęsa był Lwem, u Tima Rollinsa jest koniem. Tim Rollins and K.O.S., „Animal Farm ’92 (after George Orwell)”, 1992, fragment

Robert Rennie to właściciel największej w Vancouver firmy zajmującej się marketingiem i sprzedażą nieruchomości, stąd nazywa się go królem apartamentów (condo king). Zajmował się m.in. marketingiem Wioski Olimpijskiej czy Shangri-La. Stąd utożsamia się go z procesami gentryfikacyjnymi w mieście. Jako specjalista od nieruchomości miał nawet swoją własną koncepcję tego, jak rozwiązać problemy lokalowe Vancouver Art Gallery. Proponował, by zamiast budować jeden duży i drogi budynek, należy rozproszyć działalność VAG w różnych punktach miasta. (Jego propozycja miała też rozruszać dosyć miałką dyskusję o przyszłości VAG.)

W Chinatown Rennie na potrzeby swego biura i swojej kolekcji połączył ze sobą trzy istniejące tu wcześniej budynki, w tym oryginalny budynek Wing Sang, najstarszy w Chinatown (1889). Pierwotny charakter budynku zachowała jedynie fasada, w środku galeria to po prostu white cube. Obecność Renniego w Chinatown wyraźnie wskazuje na kierunek zmian w dzielnicy. Rennie lubi podkreślać, że Chinatown nie może zachować swego charakteru, z małymi sklepikami i zakładami rzemieślniczymi. Pewnie ma rację, ale znowu pobrzmiewa w tym pewna nuta cynizmu. Chyba nie przypadkiem na samym szczycie jego budynku świeci się neon Martina Creeda „Everything Will Be Alright” – ni to optymistyczna, ni to cierpka wiadomość dla zmieniającej swe oblicze dzielnicy od jej nowego, a jednocześnie najbogatszego mieszkańca.