„Vancouver Especially” Kena Luma to jedna z najciekawszych prac w przestrzeni publicznej, jakie pojawiły się w ostatnim czasie w mieście. Do tego dotyczy najbardziej palącego problemu, z jakim mierzy się dziś Vancouver – coraz bardziej rozgrzanego rynku nieruchomości. Można natknąć się na nią przypadkiem, spacerując po Chinatown. To po prostu makieta budynku mieszkalnego wciśnięta w wąską działkę między budynkami.
Praca powstała wysiłkiem artist-run centre 221A, którego działania koncentrują się w Chinatown. Ken Lum nawiązał do czegoś najbardziej powszedniego, a zarazem najbardziej vancouverskiego – domów typu Vancouver Special.

Jeśli jest cokolwiek rodzimego w vancouverskiej architekturze, to właśnie Vancouver Special. Vancouver to – z paroma wyjątkami – architektoniczna nuda. Fakt, że Vancouver Art Gallery do zaprojektowania swej nowej siedziby zaprosiło biuro starchitektów Hezog & de Meuron, odczytuję jako wyraz tutejszych architektonicznych kompleksów. Downtown zabudowano szklanymi wieżowcami, biurowymi i mieszkalnymi. Dlatego Douglas Coupland książkę poświęconą swemu rodzinnemu miastu nazwał „City of Glass”. Pisał w niej: „Dla vancouverczyków te wieże symbolizują alienację ich mieszkańców od procesów społeczno-politycznych. Są jak ogromne szklane totemy, mówiące nam «F-you». Ale wieże symbolizują też świeżość Nowego Świata i pożądanie społecznej przejrzystości – odrzucenie podziałów klasowych i hierarchii”. Szklane wieże z Downtown i Vancouver Special z przedmieść sytuują się na przeciwległych biegunach architektonicznego spektrum miasta.

Vancouver Special narodził się pod koniec lat 60. jako modelowy projekt taniego domu dla mas. Cena grała tu kluczową rolę, sam projekt można było kupić za kilkadziesiąt dolarów. Do tego zakładał on maksymalnie efektywne wykorzystanie metrażu z przestrzenią mieszkalną na piętrze oraz garażem i pomieszczeniami użytkowymi na parterze, które można było też przerobić na dodatkową przestrzeń mieszkalną. Vancouver Special charakteryzował też lekko spadzisty dach, wąski balkon od frontu i taras od tyłu. W Vancouverze i okolicy domy w kilku wariantach tego samego projektu wyrastały jak grzyby po deszczu. Powstało ich około dziesięciu tysięcy, ku rozpaczy estetów i architektów.

W latach 80. wprowadzono regulacje, które faworyzowały wielopiętrowe kondominia i zagęszczenie, kosztem tanich domów jednorodzinnych. Li Ka Shin, biznesmen z Hong Kongu, kupił tereny po Expo ’86, wkrótce zabudowane jednolitymi, szklanymi wieżami. Rozbudzony rynek nieruchomości zaczął windować ceny. Ponownie, w coraz bardziej multikulturowym i multietnicznym mieście górę wzięła architektonicznie monokulturowa logika inwestycji.
Ceny domów i mieszkań to dziś największa zmora vancouverczyków. Rynek nieruchomości jest równie częstym tematem small talków co pogoda. Po prostu coraz mniej osób stać na to, by cokolwiek wynająć, nie mówić o kupnie. A ceny wywindowali głównie azjatyccy inwestorzy i imigranci z Chin o wyjątkowo grubych portfelach (o vancouverskich multimilionerach z Chin pisał ostatnio „New York Times”). Na przykładzie Vancouveru, podobnie jak San Francisco, można by wykładać procesy gentryfikacyjne. W lokalnej prasie i vancouverskich portalach regularnie pojawiają się pełne goryczy listy mieszkańców, którzy decydują się lub z powodów finansowych zmuszeni są miasto opuścić. Z powodu rosnących kosztów życia z Vancouver wyjeżdżają artyści. Rosnące czynsze były przyczyną zamykania galerii.

Ken Lum postanowił sprawdzić, co da się dziś zbudować za równowartość kwoty, za którą w 1973 roku można było kupić dom typu Vancouver Special, czyli obecnie 45 tysięcy dolarów (tyle wynosił też budżet jego nowej pracy). Okazało się, że niewiele. By nie tworzyć miniaturki – wszak miał zbudować coś, co można było oglądać w przestrzeni publicznej – powiększył ją ośmiokrotnie. Stąd tytuł instalacji: „Vancouver Especially (A Vancouver Special scaled to its property value in 1973, then increased by 8 fold)”. Ostatecznie powstała więc replika masowo produkowanego domu w skali 1:3. Ile zaś dałoby się dzisiaj kupić prawdziwego domu za ten sam budżet, pokazuje niewielki otwór z przodu instalacji.
Średnia cena domu jednorodzinnego w Vancouver to około 1,5-2 milionów dolarów i domy typu Vancouver Special nie stanowią tu wyjątku. Zwłaszcza, że coraz częściej są przebudowywane i unowocześniane. Vancouver Heritage Foundation raz do roku otwiera te najlepiej odnowione i urządzone dla ciekawskich. Ale zwiedzając te domy można odnieść wrażenie, że ma się do czynienia bardziej z droższym segmentem rynku nieruchomości niż z architektonicznym dziedzictwem. Wszak nie o to chodziło w idei Vancouver Special.
Rynek nieruchomości w Vancouverze jest ściśle związany z dynamiką migracji i multikulturowym charakterem miasta. Sporo tu paradoksów. Rodzina Kena Luma pochodzi z Chin. On sam urodził się i wychował w Vancouverze, od kilku lat mieszka jednak w Filadelfii, gdzie wykłada na University of Pennsylvania. Zaliczany do tzw. Szkoły Vancouver czy vancouverskich fotokonceptualistów (był studentem Jeffa Walla), karierę rozpoczynał w latach 80. głównie jako autor prac, łączących fotografię i tekst. Sięgał przy tym po język wizualny i krój czcionek typowe dla reklamy i popkultury. Jego prace zdradzają przy tym dość ironiczne poczucie humoru. Bohaterowie jego zdjęć stawali się znakami samych siebie – robotnicy, rockersi, policjanci. Jak w jednej z prac z cyklu „Portraits Attributes” (Portrety atrybuty) z 1990 roku, przedstawiającej agentów nieruchomości. To Nancy Nishi i Joe Ping Chau. Ich profesja została wypisana czcionką naśladującą litery wyciosane z kamienia, jak we „Flinstonach”.

Nancy Nishi i Joe Ping Chau to nazwiska wymyślone przez Kena Luma. Pozujący mu kobieta i mężczyzna stoją na balkonie jego ówczesnego mieszkania na West Endzie. Każde z nich przyjmuje inny język ciała, jakby odzwierciedlały one inne strategie marketingowe i inne podejście do klienta. Nieprzypadkowo agentami nieruchomości u Luma są pani Nishi i pan Chau. W 1990 roku Lum stawiał ważne pytania: jak odbierani są vancouverczycy pochodzenia chińskiego w szerszej populacji miasta? I jak fala imigrantów z Azji zmieni miasto?
Symbolicznie praca z 1990 roku łączy się z „Vancouver Especially”. Rynek nieruchomości w Vancouverze od lat 80. rozwija się głównie dzięki imigracji bogatych Chińczyków i azjatyckim inwestorom. Jednocześnie to firmy deweloperskie niszczą unikatowy kulturowy charakter vancouverskiego Chinatown. Wartość wąskiej działki, na której można dziś oglądać „Vancouver Especially”, szacowana jest na 1,7 miliona dolarów. Właściciel wydzierżawił ją centrum 221A za niewielką cenę, bo pozwoliło mu to na zmianę charakteru posesji w rejestrze (z celów komercyjnych na cele kulturowe) i uniknięcie wysokiego podatku od nieruchomości. Oczywiście dopóki tu czegoś nie postawi – w Chinatown powstają coraz to nowe budynki-plomby.

Ken Lum sam wychował się w Chinatown i zauważył, że coraz częściej warsztaty rzemieślnicze czy rodzinne biznesy zastępują galerie. „Przestańcie kolonizować moje dzieciństwo!”, miał powiedzieć na jednej z konferencji o sztuce w Vancouverze. Brian McBay z 221A opowiadając o nowej realizacji Luma, na łamach „Canadian Art” zdradził, że kilka miesięcy po otwarciu przestrzeni wystawienniczej centrum 221A w Chinatown, zdjęcie ich galerii pojawiło się w reklamie powstającego obok kondominium.