Zdzisław Jurkiewicz. Zdarzenia

IMG_3298

Gdy kilka miesięcy temu ukazała się ta książka, nie było mnie w Polsce. Ale w końcu do mnie dotarła. Stoją za nią Marika Kuźmicz z Fundacji Arton i Agnieszka Chodysz-Foryś z wrocławskiego Ośrodka Kultury i Sztuki, wydawcy tej ksiażki. Rzecz dotyczy najciekawszego wrocławskiego artysty, nieżyjącego już niestety Zdzisława Jurkiewicza. Jestem bardzo wdzięczny Marice i Agnieszce, że mogłem się też do tego tomu dołożyć. Mój tekst nie powstałby z kolei bez pomocy siostry artysty, pani Aliny Jurkiewicz-Malugi.

IMG_3303

Otwierając tę książkę, odkryłem, że teksty oraz sama sztuka i postawa Jurkiewicza nabierają dziwnej aktualności w czasie pandemii. W swoim tekście pisałem o sztuce Jurkiewicza z perspektywy jego wrocławskiego mieszkanka, a zarazem pracowni. Miejsca, z którego obserwował świat.

IMG_3307

Stół, przy którym pracował i przy którym przyjmował gości nazywał Stołem Świata. Mieszkanie zarastały hodowane przez niego roślinach (o Jurkiewiczu jako kolekcjonerze roślin pisze w tomie Jakub Piwowarski), a on przez okno za pomocą własnoręcznie konstruowanych lunet obserwował kosmos. Jego sztuka, wywodząca się z postaw stricte konceptualnych, właśnie taki rozmach: była intymna, ale ambicjami i wyobraźnią sięgała gwiazd. W jednym z wierszy Jurkiewicz pisał:

w kuchennym kąciku
w pełni dnia słonecznego
smażę śmierdzące sery
i cieszę się
kiedy na patelni
rozpływają się w kształt galaktyki
spiralnej
a ziarenka kminku
udają gwiazdy…

Jurkiewicz bynajmniej nie dystansował się od swego otoczenia, chociaż myślami uciekał daleko. Ale w naszej dzisiejszej samoizolacji nie tylko dodaje otuchy, ale też inspiruje.

IMG_3304

Zachęcam do wizyty w księgarniach, a tekst Mariki Kuźmicz pochodzący z tomu „Zdzisław Jurkiewicz. Zdarzenia” można przeczytać na stronie magazynu „Szum”.

IMG_3305

WGW 2016

radziszewski222
Karol Radziszewski wyręcza Picassa w malowaniu powstańczych obrazów

Kilka dni temu na stronie internetowej „Gazety Wyborczej” pojawiło się moje krótkie podsumowanie Warsaw Gallery Weekend. Wskazuję kilka moich typów, które polecam, by ich przypadkiem nie pominąć: Karola Radziszewskiego w BWA, wystawę feministycznych filmów w Fundacji Arton, Żmijewskiego w Fundacji Galerii Foksal, Wiktora Gutta i Waldemara Raniszewskiego w Polach Magnetycznych, Billa Jenkinsa w Stereo. Wspominam też nową galerię na mapie Warszawy – Galerię Wschód. Niestety moja ulubiona wystawa WGW, „Wyspa rozczarowania” przygotowana przez Stereo po sąsiedzku w Griffin Art Space, już dobiegła końca.

Piszę:

„Czy ktoś coś kupuje? Niekoniecznie. Od początku organizatorzy podkreślali, że zależy im przede wszystkim na przyciągnięciu widzów. Prywatne galerie, w przeciwieństwie do Zachęty czy Muzeum Narodowego, wydają się elitarnym klubem, często mieszczą się na ostatnim piętrze kamienic, schowane w podwórku; by tam wejść, trzeba pokonać barierę nieśmiałości. A przecież programem często konkurują z galeriami i muzeami publicznymi. Do tego wstęp jest za darmo i często można liczyć na indywidualne oprowadzanie i rozmowę.

Nie zmienia to faktu, że galerzyści robią często dobrą minę do złej gry. Niech nikogo nie zmylą rauty i bankiety. Poza kilkoma galeriami o ugruntowanej pozycji, jak Fundacja Galerii Foksal czy Raster, galerie rzadko przynoszą większe dochody. To wyjątkowo trudny biznes, niepewny. Warszawskie galerie płyną nie tyle nurtem spływających do nich pieniędzy, co na fali entuzjazmu i zaangażowania.

Ciekawiło mnie, czy zmieni się charakter imprezy w związku z sytuacją w kraju. Otóż „dobra zmiana” nie odbiła się jeszcze na jej programie – struktura galerii prywatnych jest dosyć sztywna. Galerie współpracują przez lata z tymi samymi artystami, ich program jest więc raczej przewidywalny i bezpieczny. Rzadko zaskakują”.