Gdy kilka miesięcy temu ukazała się ta książka, nie było mnie w Polsce. Ale w końcu do mnie dotarła. Stoją za nią Marika Kuźmicz z Fundacji Arton i Agnieszka Chodysz-Foryś z wrocławskiego Ośrodka Kultury i Sztuki, wydawcy tej ksiażki. Rzecz dotyczy najciekawszego wrocławskiego artysty, nieżyjącego już niestety Zdzisława Jurkiewicza. Jestem bardzo wdzięczny Marice i Agnieszce, że mogłem się też do tego tomu dołożyć. Mój tekst nie powstałby z kolei bez pomocy siostry artysty, pani Aliny Jurkiewicz-Malugi.
Otwierając tę książkę, odkryłem, że teksty oraz sama sztuka i postawa Jurkiewicza nabierają dziwnej aktualności w czasie pandemii. W swoim tekście pisałem o sztuce Jurkiewicza z perspektywy jego wrocławskiego mieszkanka, a zarazem pracowni. Miejsca, z którego obserwował świat.
Stół, przy którym pracował i przy którym przyjmował gości nazywał Stołem Świata. Mieszkanie zarastały hodowane przez niego roślinach (o Jurkiewiczu jako kolekcjonerze roślin pisze w tomie Jakub Piwowarski), a on przez okno za pomocą własnoręcznie konstruowanych lunet obserwował kosmos. Jego sztuka, wywodząca się z postaw stricte konceptualnych, właśnie taki rozmach: była intymna, ale ambicjami i wyobraźnią sięgała gwiazd. W jednym z wierszy Jurkiewicz pisał:
w kuchennym kąciku
w pełni dnia słonecznego
smażę śmierdzące sery
i cieszę się
kiedy na patelni
rozpływają się w kształt galaktyki
spiralnej
a ziarenka kminku
udają gwiazdy…
Jurkiewicz bynajmniej nie dystansował się od swego otoczenia, chociaż myślami uciekał daleko. Ale w naszej dzisiejszej samoizolacji nie tylko dodaje otuchy, ale też inspiruje.
Zachęcam do wizyty w księgarniach, a tekst Mariki Kuźmicz pochodzący z tomu „Zdzisław Jurkiewicz. Zdarzenia” można przeczytać na stronie magazynu „Szum”.