
Polecam moją recenzję wystawy albańskiego malarza Ediego Hili w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, która ukazała się na stronie „Gazety Wyborczej”. Piszę:
Nawet jeśli nie zajmuje się bezpośrednio polityką, jego osobista historia była ściśle związana z historią Albanii, a on sam, także dzisiaj, rozumie krytyczny potencjał tkwiący w realizmie. To właśnie realizm decyduje o sile jego malarstwa. I okazał się przydatny dla opowieści o chaotycznie zmieniającej się rzeczywistości kraju w okresie transformacji politycznej i społecznej.
Malarz wybiera szczególne fragmenty rzeczywistości, koncentruje się na jej zakłóceniach, paradoksach. Na jednym z płócien nad targowiskiem góruje pomnik – pamiątka poprzedniego systemu. Na innym Albańczycy plażują między ruinami bunkrów i wrakiem okrętu. Na kolejnym dziwna scena – przed wejściem do budynku stoi manekin z białą suknią ślubną. Jednym słowem – prowizorka. Transformacyjna rzeczywistość odbija się w tytułach cykli: „Migracje”, „Przydrożne obiekty”, „Zagrożenie”, „Peryferie”.

Można by do tego zestawu słów dodać kolejne: niedosyt, rozczarowanie, dezorientacja, samotność. Bo obok wyboru motywów ważna jest również sama atmosfera obrazów. Na większości z nich nie pojawiają się figury ludzkie. Ich głównym bohaterem staje się architektura, miejskie place, tymczasowe konstrukcje.
Albańską rzeczywistość Hila oddaje za pomocą surowości formy, przez którą jeszcze wyraźniej daje o sobie znać paradoksalność portretowanych motywów. To chociażby dziwaczne domy, o których formie decyduje nie architekt, lecz fantazja właściciela. W innym miejscu daje o sobie znać pstrokata kolorystyka nowych budynków. Hila nazywa to dosadniej: „prymitywne gusta”.
PEŁEN TEKST DOSTĘPNY NA STRONIE „GAZETY WYBORCZEJ”.