Kaczyński zakuty w brzozie

kaczynski9

Wieść rozeszła się lotem błyskawicy szlakiem facebookowym – Althamer wyrzeźbił twarz Lecha Kaczyńskiego w pniu brzozy i ma go zamiar ustawić przed Pałacem Prezydenckim. Na dowód zdjęcie rzeźby. Wszystko się zgadza: jest brzoza i jest Kaczyński. Godzina 15.00. Podchwytują to media – Althamer, znany artysta, Kaczyński, jutro ósma rocznica katastrofy. Dzwoni do mnie dziennikarz z radia: czy Althamer tak na serio czy bawi się w trickstera? Próbuję go przekonać, że na serio.

Po piętnastej naprzeciw Pałacu Prezydenckiego niewielki tłumek czekający na rzeźbą Althamera chroni się cieniu. Wszystko się opóźnia, wiadomo, że będziemy czekać. Ma przyjechać laweta. Dostajemy cynk, że raczej na Krakowskie Przedmieście nie wjadą, ale mogą się zatrzymać niedaleko ASP. Gdy w końcu przyjeżdża ciężarówka, rzeźba ląduje na chodniku. Ktoś załatwia wózek, na którym będzie ją można przeciągnąć pod pomnik Poniatowskiego. Althamera otaczają skierowane w jego kierunku mikrofony, kamery i komórki.

kaczynski3

Skąd pochodzi brzoza? Taka gruba, to pewnie z Syberii. Nie, nie z Syberii, z Borów Tucholskich. Gdy dostał taki duży kawałek brzozowego pnia, postanowił wyrzeźbić w nim Lecha Kaczyńskiego. Takie miał pierwsze skojarzenie.

Tragicznie zmarły prezydent wydaje się zamknięty w pniu. Widzimy tylko jego twarz w okrągłym nimbie, który sprawia, że Kaczyński wydaje się spoglądać z okienka samolotu, a kształt drzewa podpowiada, że może nawet rakiety kosmicznej.

Gdyby nie było wiadomo, że to Althamer, można by pomyśleć, że to dzieło jakiegoś wybitne sprawnego rzeźbiarza ludowego. Ale rękę Althamera zdradzają od razu detale – oczy z hebanu i kości renifera, złota aureola wokół twarzy prezydenta, biało-czerwony znaczek polskiego lotnictwa. Wszystko to znamy z innych realizacji Pawła. Kilka lat temu w Brasilii, mieście zbudowanym na planie przypominającym kształt ptaka lub samolotu, na jego „skrzydle”, szerokiej miejskiej arterii Althamer ułożył taki właśnie symbol, a potem sfotografował go z lotu ptaka. Znak do nieba.

kaczynski5

kaczynski6

Pierwotny plan, by rzeźbę po prostu położyć przed Pałacem Prezydenckim, gdzie wciąż jest wiele mniejszych spontanicznych prób upamiętnienia katastrofy (małe brzozowe krzyżyki i tymczasowe tablice), nie udaje się. Gdy rzeźbę z trudem ciągniemy przez przejście dla pieszych na Krakowskim Przedmieściu, na pasach zatrzymuje się wóz policyjny. Co to takiego? Gdzie idziecie? Po co? Co z tym chcecie zrobić? „Ja jestem autorem, jestem artystą-rzeźbiarzem”, mówi Althamer. „Bardzo mi miło, jakiś dokument poproszę”.

Gdy Paweł z boku tłumaczy się policjantom, a wokół rzeźby robi się zbiegowisko. Obok, pod kościołem Wizytek, stoi inna smoleńsko-artystyczna instalacja: rodzaj rusztowania z dzwonem i biało-czerwonymi akcentami. Tłum blokuje ruch na chodniku. Przechodnie zatrzymują się, przyglądają, robią zdjęcia. Zaczynają się dyskusje. Korzystając z okazji, że ma publiczność, pan (ten od dzwonu) wygłasza przemowę o tajemniczych przyczynach katastrofy i ciągłym braku prawdy. Antyfaszysta kłóci się z przebranym w nieznany mi mundur faszystą (sam się tak przedstawił), który przyjechał tu na rowerze i podjadał czekoladowy batonik. „Czy to sposób upamiętnienia?” – starsza pani, która przechodzi akurat chodnikiem i zerka, ma wątpliwości. „W mojej katolickiej religii inaczej upamiętnia się zmarłych”.

Korzystając z chwili przerwy w rozmowie Pawła z policjantami (w międzyczasie przyjechał ważniejszy policjant w drugim radiowozie), pani z telewizji próbuje podpytywać Pawła o interpretację rzeźby. „A to prezydent czy premier? Bo różnie można interpretować”. Jest wyraźnie niezadowolna. Paweł, chociaż powtarza, że w tym nie ma kpiny, nie chce sam za dużo narzucać. Chyba liczyli na lepszy smaczek.

kaczynski7

Policjanci dzwonią do wyższych instancji. W końcu przychodzi odpowiedź – nie ma zgody na pozostawienie pnia na Krakowskim Przedmieściu. Ale mimo to ruszamy dalej, choć na chwilę. Do dziennikarzy, którzy w streamingach na żywo relacjonują wydarzenie, dołącza policjant z kamerą, który pozostanie z nami do samego końca.

Gdy wreszcie ta zróżnicowana procesja dociera pod Pałac Prezydencki, zatrzymujemy się na dłuższą chwilę. Paweł nie chce się spieszyć. Wiadomo, że rzeźba tu zostać nie może, ale warto, by tu jednak zaistniała. Na początku przypomina to trochę chwilę dla fotoreportera. Ale rzeźba się w jakiś sposób spełnia, chociaż tylko na chwilę i w formie wozu Drzymały.

Lech Kaczyński spogląda swymi czarnymi oczami z wnętrza pnia-sarkofagu. Althamer zapala mu świeczkę.

kaczynski8

Pojawia się pytanie: co dalej. Rzeźba tu zostać nie może. Okazuje się, że mogą się nią zaopiekować panie z miasteczka, które rozbiło się tuż pod sejmem. Pod hotelem Bristol długo czekamy na taksówkę bagażową, która zabiera brzozę pod sejm. Wszyscy się już dawno gdzieś rozeszli.

Miasteczko okazuje się pełne innego rodzaju artystyczno-politycznych instalacji. Do tego z różnych rejestrów. Na drzewach choinkowe lampki układają się w biało-czerwone flagi. Prosty, polityczny humor miesza się ze smoleńską żałobą. Powstają antypisowskie transparenty na następny dzień („Plac Piłsudskiego nie Kaczyńskiego”). Naprzeciwko czarno-białych zdjęć wszystkich ofiar katastrofy na czołowych polityków Prawa i Sprawiedliwości czekają taczki: dla Dudy, dla Ziobry, dla Kamińskiego… „One way ticket”. Obok na niewielkiej drabince stoją buty – kpina z drabinki prezesa, której używa podczas miesięcznic.

Paweł kładzie pień nieco z boku, na trawniku. Prezydent niezmiennie patrzy się w niebo. W tym miejscu na chwilę zakończyła się jego peregrynacja.

kaczynski10

kaczynski11

To było wczoraj. Rocznica katastrofy jest dzisiaj. W „Gazecie Wyborczej” ukazał się mój tekst o Pomniku Smoleńskim, którego odsłonięcie na placu Piłsudskiego jest elementem oficjalnych obchodów. Komentuję w nim sam pomnik oraz przywołuję dyskusję o pomnikach, które toczyły się w Polsce w latach 80., gdy Jerzy Kalina, autor pomnika z placu Piłsudskiego, był jednym z najważniejszych twórców przykościelnych. Mam wątpliwości, czy w sytuacji politycznego sporu postawienie „działającego” pomnika byłoby w ogóle możliwe.

Rzeźba Althamera trochę tę patową sytuację wokół katastrofy i pomnika odczarowała.