Qi Baishi

3 owad
Szarańcza, detal, wystawa w Muzeum Narodowym w Kioto

Muszę przyznać, że przed wyjazdem do Chin nie słyszałem o Qi Baishi (齐白石), a jeśli słyszałem, to zapomniałem. A był on bez wątpienia najważniejszym chińskim artystą XX wieku. Pozostaje ulubionym tradycyjnym malarzem Chińczyków. Uwielbiają go też w Japonii. I pojawia się też w wielu ważnych międzynarodowych kolekcjach. Moja niewiedza wynikała z jednego – po prostu olewałem tradycyjne chińskie malarstwo i tyle.

Qi jest też najbardziej poszukiwanym przez kolekcjonerów chińskim artystą. Głośno było o nim trzy lata temu, gdy jego prace przebiły granicę 100 milionów dolarów (chodziło o cykl „Dwunastu pejzaży” z 1925 roku, sprzedanych na aukcji w Pekinie za równowartość około 140 milionów dolarów). A Qi Baishi to przecież tradycyjny malarz chiński, mowa więc o pracach tuszem na papierze.

Po raz pierwszy zainteresowałem się Qi Baishi, gdy zetknąłem się z cyklem jego niewielkich rysunków z 1931 roku, znajdujących się w Muzeum Powerlong w Szanghaju (notabene muzeum chwali się, że kupiono je na aukcji za kwotę około 30 milionów dolarów). Potem dopiero odkryłem, że Qi Baishi jest dla Chińczyków tak ważny jak dla Polaków Matejko, chociaż częściej porównuje się go do Picassa – jakiekolwiek porównania do Europejczyków służą wyłącznie podkreśleniu jego popularności, a nie podobieństwa stylu.

pow4

pow3

pow2

pow1
Cykl pejzaży, 1931, Powerlong Museum, Szanghaj

qibaishi

Jego imię, Baishi (白石), oznacza „biały kamień”. Z długą, rzadką, siwą brodą i w okrągłych drucianych okularkach mógłby uchodzić za uczonego sprzed kilku dynastii. Zdęcie, które przefotografowałem z katalogu poświęconej mu wystawy, pochodzi jednak z 1956 roku, gdy w wieku 92 lat był delegatem na Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych, czyli parlament Chińskiej Republiki Ludowej. A pochodził z nizin społecznych. Urodził się w 1864 roku w rodzinie chłopów w prowincji Hunan. W ciągu życia przebył drogę od wiejskiego cieśli w latach upadku dynastii Qing, po celebrowanego przez komunistyczne władze artystę, nestora malarstwa guohua (国画).

To właśnie w stolicy Hunanu, Changshy, minionego lata miałem okazję oglądać jedną z najlepszych jego wystaw. Wystawy Qi organizuje też regularnie Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Pekinie, instytucja posiadająca chyba największy zbiór jego prac. Na początku zeszłego roku widziałem wystawę „Qi Baishi. Mistrz nowoczesnego malarstwa chińskiego” w Muzeum Sztuki w Kioto, złożonej w dużej części właśnie z wypożyczeni z pekińskiej Akademii Sztuk Pięknych.

ch4
Wystawa Qi Baishi, Changsha Muzeum
ch6
Wystawa Qi Baishi, Changsha Muzeum

Chociaż w młodości został cieślą, od wczesnych lat malował na boku. Założył rodzinę, miał piątkę dzieci. Ale już jako dwudziestoparolatek znalazł swoich artystycznych mentorów, Xiao Xianhaia, portrecistę z jego rodzinnego Xiangtan, oraz Chan Shofana, nauczyciela literatury, który nauczył Qi pisania poezji. Bogaty patron, Hu Qinyuan umożliwił Qi studiowanie poezji i malarstwa. Porzucił więc ciesielkę i skupił na malowaniu. W wieku 25 lat został uczniem u Wang Xiangyi, jednego z najbardziej wpływowych uczonych schyłkowych lat dynastii Qing.

W 1902 roku przeprowadził się do Xi’an, wiele podróżował po Chinach, miał okazję podziwiać malarstwo dawnych mistrzów, chińskie krajobrazy i przyrodę. Wtedy też rozwinął styl nazywany xieyi (写意). Xieyi, dosłownie: zapisywanie myśli, ma spontaniczne oddawać ducha tematu, a nie oddawać go realistycznie w detalach. To styl szybki, ale wymaga sporego doświadczenia. Jego przeciwieństwem jest skupiony na detalach gongbi (工笔)

ch01
Bawół, wystawa w Changsha Muzeum

Przełomowe w karierze Qi okazało się spotkanie z pekińskim malarzem Chen Shizengiem, który docenił malarstwo Qi. Sam przeniósł się do Pekinu w 1917 roku i zaczął pracować z Chenem. Obaj reprezentowali radykalnie luźne podejście do konwencji malarstwa kwiatów i pejzaży, trudne do zaakceptowania dla konserwatywnych kręgów artystycznych w ówczesnym Pekinie (ale pekińczycy traktowali Qi z góry także ze względu na jego wiejskie pochodzenie).

W Pekinie Qi poznał Hu Baozhu, swoją drugą żonę, z którą miał siódemkę dzieci. Hu sama była utalentowaną malarką, chociaż – jak wiele kobiet w podobnej sytuacji – pozostała w cieniu męża, prowadziła jego interesy i znana była z tego, że potrafiła malować bardzo wierne kopie jego prac.

ch2
wystawa w Changsha Muzeum
ch3
wystawa w Changsha Muzeum
ch5
1916, wystawa w Changsha Muzeum
ch7
wystawa w Changsha Muzeum
ch8
Lotus i ważka, 1919, wystawa w Changsha Muzeum
ch9
Kraby, 1920, wystawa w Changsha Muzeum
ch10
Różowe kwiaty, 1920, wystawa w Changsha Muzeum

Qi rozwijał indywidualny styl, zakorzeniony w studiach dawnych mistrzów, ale bardzo daleki od konwencji. W latach 20. zaczął zdobywać międzynarodową sławę.

Kilka lat temu wystawy w Stanach Zjednoczonych przypomniały o jego spotkaniu z Isamu Noguchim w czasie kilkumiesięcznego pobytu Japończyka w Pekinie na przełomie 1930 i 1931 roku. Artyści dogadali się, mimo że nie mieli języka, w jakim mogliby się wspólnie porozumiewać, Qi nie mówił ani po japońsku, ani angielsku, Noguchi nie mówił po chińsku.

Pod wpływem Qi Noguchi sięgnął po papier, tusz i pędzel i tak powstał cykl „Rysunków pekińskich”, które czasami uznaje się za laboratorium, w którym Japończyk odkrył dla siebie język abstrakcji.

ch11
Winne grono, 1925, wystawa w Changsha Muzeum
ch12
Samotna przeprawa, lata 20 XX wieku, wystawa w Changsha Muzeum
ch12detal
Samotna przeprawa, lata 20 XX wieku, detal, wystawa w Changsha Muzeum
ch13
Pływające ryby, 1929, wystawa w Changsha Muzeum
ch14
Shanshui, 1931, wystawa w Changsha Muzeum

ch15

ch16
Kurczątka, lata 30. XX wieku, wystawa w Changsha Muzeum

Ciekawe, że kariera Qi Baishi przypadła na lata, w których tradycyjne malarstwo chińskie, guohua, spotkało się z konkurencją ze strony sztuki zachodniej, a pod koniec jego życia – z naciskiem ideologicznym ze strony nowych władz.

W drugiej połowie XIX wieku i pierwszej połowie XX wieku w Chinach dominowało poczucie narodowego upokorzenia – przez kolonizatorów europejskich i coraz bardziej wrogo nastawionych Japończyków. W chińskim tradycjonalizmie zaczęto widzieć jedną z przyczyn zacofania kraju, coraz częściej pojawiały się głosy domagające się modernizacji. W tym czasie też po raz pierwszy podważono prestiż uczonych malarzy. Chińscy artyści zaczęli studiować za granicą, początkowo w Japonii, potem również w Europie i Ameryce, a po powrocie zakładali akademie sztuki, fenomen w Chinach zupełnie nowy. W tych szkołach uczono rysowania z gipsowych odlewów europejskich rzeźb, rysunku w plenerze, tworzenia szkiców z nagich modeli. W latach 30. pojawili się nawet chińscy epigoni fowizmu, symbolizmu czy surrealizmu.

W 1937 roku, wraz z inwazją Japonii na Chiny, wielu tradycyjnych malarzy, jak Fu Baoshi czy Huang Binhong, przeniosło się do Chongqing, gdzie schronił się rząd nacjonalistyczny. Qi  Baishi pozostał zaś w Pekinie i rozwinął styl, naiwny i przepełniony humorem.

kioto (2)
Wystawa w Muzeum Narodowym w Kioto
kioto (6)
Wystawa w Muzeum Narodowym w Kioto
kioto (1)
Ryba, wystawa w Muzeum Narodowym w Kioto
kioto (5)
Krajobraz w stylu dynastii Song, 1922, detal, wystawa w Muzeum Narodowym w Kioto
kioto (7)
Krewetki, wystawa w Muzeum Narodowym w Kiotofpr

Po wojnie, w powołanej w 1949 roku Chińskiej Republice Ludowej, sędziwy Qi stał się celebrowanym artystą nowego reżimu. Został honorowym przewodniczącym oficjalnego stowarzyszenia artystów, a nawet delegatem na Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych.

W ChRL stosunek do tradycyjnego malarstwa wielokrotnie się zmieniał. Reformatorzy próbowali narzucać malarstwu bardziej realistyczne podejście i nowe, bardziej propagandowe tematy. Pojawiało się tu wiele sprzeczności. Sztuka tradycyjna była „narodowa w formie”, ale w przeszłości należała przywileju elit społecznych. W swym długim trwaniu pozostawała dosyć odporna na nową propagandę, mimo systemu nacisków, nagród i kar, którym próbowano skłaniać artystów do objęcia nowej drogi. Tych najstarszych i najbardziej prominentnych, jak Qi Baishi, jednak oszczędzano; pozostawali relatywnie niedotknięci przez nowy klimat polityczny.

pekin9
Cienie łodzi, Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Pekinie
pekin8
Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Pekinie
pekin7
Szkic pejzażu, 1905, Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Pekinie
pekin5
Pejzaż w czterech porach roku – ptaki o zmierzchu, 1932, fragment, Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Pekinie

pekin3

pekin2
Pejzaż w czterech porach roku, 1932, fragment, Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Pekinie
pekin1
Pejzaż w czterech porach roku, 1932, fragment, Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Pekinie

Dlatego było pewnym paradoksem, że został przewodniczącym związku artystów. On sam nigdy nie starał się w swoim stylu obrazować „walki rewolucyjnej” czy życia robotników, wieśniaków i żołnierzy. Był raczej żywym łącznikiem między wielką chińską tradycją i nowymi władzami komunistycznymi. Co niestety nie uchroniło jego grobu przed bezczeszczeniem przez czerwonogwardzistów podczas rewolucji kulturalnej. W tym czasie nawet tradycyjne malarstwo przedstawiające kwiaty uznawano za kontrrewolucyjne.

5 swierszczoid
Modliszka, 1949, detal, wystawa w Muzeum Narodowym w Kioto
4 owad2
Cykada, detal, wystawa w Muzeum Narodowym w Kioto
2 szarancza
Szarańcza, detal, wystawa w Muzeum Narodowym w Kioto
1 wiewiorki
Wiewórki, detal, wystawa w Muzeum Narodowym w Kioto

Te wszystkie zawirowania nie miały większego wpływu na sztukę Qi Baishi. Mimo kryzysów Qi tchnął nowy świeży oddech do prastarej chińskiej tradycji. W jej centrum pozostało współodczuwanie z naturą, najtrwalszy motyw chińskiej sztuki.

Dziś Qi przede wszystkim uchodzi za mistrza w malowaniu owadów, skorupiaków i kwiatów. Ciekawie łączy detalicznie, precyzyjnie studia cykad czy szarańczy (oddane w gongbi) z bardziej prosto ujmowanym tłem (xieyi). Zazwyczaj jednak zachwyca prostotą i zdecydowanym ruchem pędzla.

ch17
krewetki, 1948, wystawa w Changsha Muzeum
ch18
krewetki, 1950, wystawa w Changsha Muzeum
ch19
Kraby, 1949, wystawa w Changsha Muzeum
ch19detal
Kraby, 1949, detal, wystawa w Changsha Muzeum

Często przezywany był nawet malarzem krewetek. Sam ironizował na ten temat: „Mam już 78 lat, a ludzie niesprawiedliwie mówią, że potrafię wyłącznie malować krewetki”. Ale przywoływał też wspomnienia z dzieciństwa w Hunanie, gdy obserwował ruch krewetek w przydomowym stawiku. Na jednej z prac napisał zaś: „Czterokrotnie zmieniałem swe podejście do malowania krewetek, to jest moje piąte”.

pow6
Praca z cyklu pejzaży, 1931, Powerlong Museum, Szanghaj

 

#postyktorychnienapisalem By zachować społeczny dystans, siedzę w domu i wracam do wystaw, o których chciałem napisać, ale nie dałem rady. Jeśli możecie, też zostańcie w domu, nie oglądajcie seriali, czytajcie książki. #zostanwdomu

Galeria rekordzistka

IMG_1177

Podróżując po Chinach wielokrotnie miałem wrażenie, że doszedłem do granic sztuki. Właściwie lubię zaglądać do takich miejsc i sprawdzać, gdzie sztuka może nas zaprowadzić. Do sztuki tak złej, że w swej okropności – i masie – ciekawej.

Jakiś czas temu pisałem o Dafen, dzielnicy Shenzhen na południu Chin, z którego pochodzi większość światowej produkcji obrazów olejnych. Li Zijian i muzeum jego imienia, które sobie sam zbudował nad brzegiem rzeki Xiang w jego rodzinnej Changshy chwali się nawet tym, że zostało nawet wpisane do księgi rekordów. To ponoć największa galeria indywidualnego artysty na świecie. W całkiem sporym budynku prezentowanych jest ponad trzysta obrazów, też raczej wielkoformatowych. Na bogato.

IMG_1326

IMG_1099

Li Zijian (李自健) przedstawia się jako artystę sukcesu. Musiał odnieść jakiś sukces finansowy, skoro sam sobie to muzeum sfinansował (w co nie do końca wierzę, bo w Chinach nic nie powstaje bez aprobaty czy wsparcia władz). Jest wyjątkowo samowystarczalny – jest jednocześnie dyrektorem, kuratorem i jedynym wystawianą artystą (nie licząc dekoracji fragmentu holu wykonanej przez jego żonę). Już we wstępie do wystawy, Li nazywa swą sztukę „wizualną symfonią”.

Chociaż od końca lat 80. Li mieszka w Kalifornii, własną galerię zbudował w rodzinnej Changshy. Na pewno nie brak mu pewności siebie. A jeśli czegoś brak, to odrobiny skromności. Co chwilę się tu czymś chwali: rekordową galerią, medalem od ONZ-u, a przede wszystkim przesłaniem swej sztuki. To przesłanie mieści się w haśle „Ludzkość i miłość”, które stało się mottem przewodnim jego światowego tournée, które rozpoczął w 1994 roku. „Li Zijian jest nie tylko artystą, ale też emisariuszem miłości i kultury”, pisze o samym sobie. Jeszcze bardziej wzniosłe słowa o miłości zostały wykute w marmurze przy wejściu na wystawę.

Jeśli artysta mówi, że jego sztuka o miłości i humanizmie, niesie przesłanie dla całego świata, by stał się lepszy, od progu mu nie ufam. Niech to będzie nawet Yoko Ono. Nie wchodzę w to.

Taki przekaz zresztą nie zawsze trafia. Przekonali się o tym już w czasach zarazy hollywoodcy celebryci, odśpiewując wspólnie (ale osobno, izolacja obowiązuje) „Imagine” Johna Lennona i Yoko Ono. Zamiast spodziewanego poklasku, spotkali się z ostrą krytyką swoich fanów. Może wirus nie wybiera, ale czym innym jest izolacja w suterenie, bez dostępu do opieki zdrowotnej i z perspektywą utraty pracy, a czym innym siedzenie w wartej miliony dolarów posesji. Tym bardziej, że jeden z wersów piosenki brzmi: „imagine no possessions”. Więc wsadźcie sobie waszą miłość w dupę – odpowiedzieli fani zdziwionym celebrytom. Oczywiście Lennon i Yoko Ono też pisali „Imagine” w swoim ogromnym pięknym domu otoczonym ogrodem. Gdy Ono zobaczyła ten ogród, zażyczyła sobie, by były w nim tylko czarne kwiaty (ogrodnicy wytłumaczyli jej, że takowe prawie nie istnieją). Swój słynny hotelowy bed-in przerywali, by pokojówka zmieniła im pościel. Wtedy nie było jeszcze Internetu, by fani mogli im powiedzieć „sprawdzam”.

IMG_1292

Ale wracając do Changshy: przesłanie miłości sobie, gorzej że obudowane jest trudną do przyjęcia formą. Tu mógłbym się posłużyć kilkoma zgrabnymi porównaniami, ale nie ma chyba takiej potrzeby. Przecież już stwierdziłem, że jesteśmy na granicach sztuki.

„Emisariusz miłości” Li w warstwie retorycznej wydaje się naśladować Yoko Ono, jednak sama jego sztuka jest ucieleśnieniem współczesnego chińskiego akademizmu. A może jeszcze bliżej mu do typowej produkcji z Dafenniż do nawet do kręgów chińskich akademików? Sam już nie wiem. Nic więc dziwnego, że się bardzo podoba publiczności, a jego muzeum odwiedzają tłumy.

Jednak w wielu momentach jego przesłanie i dzieła jakoś do siebie nie przystają. Gdy bliżej przyjrzeć się temu, co Li maluje, okaże się, że to muzeum pełne paradoksów.

IMG_1174

IMG_1113

IMG_1138

Curriculum vitae Li streszcza typową karierę chińskiego artysty urodzonego w latach 50. Jego młodość przypadła na rewolucję kulturalną. Przed studiami pracował więc w fabryce i dopiero w 1977 roku, gdy przywrócono egzaminy na studia, z małym opóźnieniem mógł rozpocząć poważną edukację artystyczną (w Kantonie). Jak wielu twórców, w latach 80. zdecydował się na wyjazd za ocean. We własnym muzeum co chwilę legitymizuje swoją sztuką uznaniem za granicą, które jest jednak nieco wątpliwe.

Tymczasem Li Zijian to zdecydowanie artysta peryferyjny. Tworzy obrazy olejne, zazwyczaj sporych rozmiarów. Reprezentuje realistyczną manierę, często ocierającą się o fotorealizm, niezwykle popularną wśród chińskich artystów. „Moje artystyczne stworzenia”, pisze Li, „mówią prostym językiem realizmu, wyrażają czysty, emotywny styl i dążą do uniwersalnych wartości miłości i humanizmu”.

IMG_1127

IMG_1110

Ta miłość to po prostu ckliwe obrazy dzieci, portrety staruszek o rozwianych siwych włosach (tytuł: „Wiatr”), kobiet w ciąży. To wszystko ma jednak – moim zdaniem – drugie dno.

Li chętnie sięga też po typowo chińskie tematy – portrety chłopów, zwłaszcza chłopskich dzieci, oraz mniejszości narodowych. Chłopi i mniejszości to zgrane tematy. Chińscy akademicy przedstawiają wieśniaków jako ludzi żyjących zgodnie z naturą. Mniejszości narodowe to egzotycznie przebrane postaci żyjące w wiejskiej sielance. Dzieci puszczone samopas bratają się z wołami (to jeden z najczęściej powracających motywów). Jeśli dostrzeżemy tu jakieś elementy zacofania chińskiej wsi, to zakamuflowane romantyczną chmurką.

Są tu też miejsca, w których Li wchodzi na obszary, gdy jego „miłość” przyozdabia tematy bardzo polityczne. Jedna z sal poświęcona jest tragicznemu trzęsieniu ziemi w Syczuanie. To po tym wydarzeniu Ai Weiwei przeprowadził prywatne śledztwo, identyfikując każdego ucznia, który zginął w tragedii, krytykując chińskie władze. To prace Ai poświęcone trzęsieniu ziemi rozwścieczyły chińskie władze (wcześniej Ai był przecież współprojektantem Ptasiego Gniazda, stadionu olimpijskiego w Pekinie). Wiedząc, że władze cenzurują informacje na temat trzęsienia, Ai samodzielnie zebrał ponad 5 tysięcy imion dzieci, które zginęły w ruinach szkół. W przeciwieństwie do Ai Weiweia, Li maluje przedstawicieli władzy na ruinach, zatroskanych losem dzieci, dzielnych chirurgów na fronice czy nastoletnią baletnicę z amputowaną nogą na wózku inwalidzkim, unoszącą elegancko dłonie jak do piruetu.

IMG_1190

IMG_1208

Paradoksalnie też najciekawszy okazuje się niewielki fragment wystawy, w którym Li umieścił swe najwcześniejsze obrazy. „Przewodniczącego Hua w izbie pamięci w Shaoshan” namalował jeszcze przed studiami, w 1976 roku. I to właściwie najciekawsza z jego prac, paradoksalnie – mniej zmanierowana niż jego późniejsze obrazy, a zarazem typowa, to przecież szczyt chińskiego socrealizmu. Oto Hua Guofeng Shaoshan odwiedza miejscowość, w której urodził się Mao, a portret Czerwonego Słońca znajduje się tuż nad jego głową. Z daty można wnioskować, że obraz musiał powstać tuż po śmierci Mao. Może to obowiązkowa pielgrzymka nowego przewodniczącego do świętego miejsca rewolucji?

IMG_1254
„Przewodniczący Hua w izbie pamięci w Shaoshan” 1976

Kilka lat temu Li namalował Mao w innej pozie – w romantycznej scenie z jego drugą żoną, Yang Kaihui, córce jego ulubionego nauczyciela ze szkoły, do której uczęszczał w Changshy. Yang pozostała ulubioną żoną Mao; gdy w 1930 roku schwytał ją Kuomintang, nawet torturowana nie wyrzekła się komunistów, dlatego do dziś jest czczona w Hunanie jako komunistyczna męczennica. Mao uczcił jej śmierć wierszem. Obraz nosi tytuł „Na brzegu stawu”. Nic dziwnego, że jedną z wersji tego obrazu spotkałem też w Muzeum Historii Komunistycznej Partii Chin w Changshy. Jego romantyczna aura może dziwić – w taki sposób nie przedstawiano Mao za jego życia.

mao nad stawem
„Nad brzegiem stawu”
muzeum partii mao
„Nad brzegiem stawu” w Muzeum Historii Komunistycznej Partii Chin, Changsha

W Muzeum Li „Na brzegu stawu” sąsiaduje z obrazem „Ciepła zima”, na którym rozpoznamy nikogo innego jak samego Xi Jinpinga, obecnego przywódcę Chin. Oto w Xi, w sytuacji naśladującej z kolei klasyczne przedstawienia Mao, odwiedza chłopa w jego domu. Obraz wygląda zresztą jak fragment zdjęcia chińskiej agencji prasowej Xinhua z gospodarskiej wizyty Xi u ubogich chłopów w listopadzie 2013 roku, który Li ewidentnie przemalował. Niczym prezydent Duda doglądający produkcji płynu dezynfekcyjnego w zakładach Orlenu, Xi sprawdzał wówczas, jak idą plany wyciągnięcia chłopów z mniejszości Miao z biedy. We wsi Changputang, zamieszkanej przez mniejszość Tujia, spróbował kiwi i powiedział, że mu bardzo smakowało.

IMG_1158
„Nad brzegiem stawu” i „Ciepła zima” w Muzeum Li Zijiana, Changsha
xi Jinping u chlopow z prowincji Hunan w listopadzi e2013, agencja Xinhua
Xi Jinping i chłopi w prowincji Hebei, zdjęcie agencji Xinhua z listopada 2013 roku

Li, „emisariuszowi miłości”, wydaje się być wszystko jedno, kogo portretuje. Może to być Mao, Xi, Sun Yatsen, Kofi Annan czy Song Zuying, gwiazda chińskiej piosenki ludowej, żołnierka i polityczka (podobną karierę zrobiła żona Xi Jinpinga, Peng Liyuan), oskarżona o korupcję.

IMG_1281
Portrety Sun Yatsena i Deng Xiaopinga
IMG_1279
Portrety Deng Xiaopinga i Koffiego Annana
IMG_1265
Portret Song Zuying

Czasem zaś ta realistyczno-romantyczno-patetyczna estetyka nie przystaje do podejmowanych wątków. Jego obraz upamiętniający masakrę w Nankinie, jedną z największych zbrodni II wojny światowej, przedstawia kupę trupów z małych żywym chłopcem na szczycie. Jedną z wersji widziałem zresztą w Muzeum Masakry w Nankinie. Jak sam pisze, pierwszą wersję obrazu namalował podczas 500 dni zamknięcia w pracowni w Los Angeles pod duchowym patronatem buddyjskiego mistrza, krewnego ofiar masakry.

IMG_1104
„Masakra w Nankinie” w Muzeum Li Zijiana, Changsha
masakra w nankinie
„Masakra w Nankinie”
nankin
„Masakra w Nankinie” w Muzeum Masakry w Nankinie, Nankin

Ale te obrazy przynajmniej mnie jakoś poruszyły, a przynajmniej zmusiły do tego, by przeczytać podpis. Bo metry kwadratowe chłopców obcujących z kurami i wołąmi, staruszek i kobiet patrzących przez okna na śmierć zdążyły mnie już wynudzić.

Prosto z Muzeum Li Zijiana pojechaliśmy na Wyspę Pomarańczową (Juzi Zhou), zamienioną w ogromny park w centrum miasta, i po kilkukilumetrowym spacerze dotarliśmy do symbolu miasta – trzydziestometrowej rzeźby przedstawiającej Młodego Mao, z ośmiuset ton granitu. To oczywiste kuriozum zostało postawione w 2009 roku (!) i przyciąga tłumy.

mao pomnik chansha
Młody Mao, Changsha

Oczywiście zawsze w Chinach biorę poprawkę na to, że nie jestem we własnym kraju, że to kultura, której nigdy w pełni nie zrozumiem, de gustibus itd. Bo malarstwo Li Zijiana bynajmniej nie jest wyjątkiem. Powiedziałbym raczej, że to typowe chińskie malarstwo. Jakie było moje zdziwienie, gdy w Long Museum na West Bundzie, najważniejszym prywatnym muzeum w Szanghaju, natknęliśmy się na wystawę Li Guijuna (李贵君). Urodzony i wykształcony w Pekinie, Li Guijun w fotorealistycznej manierze maluje młode kobiety, właściwie nastolatki, w często – taki mi się przynajmniej wydaje – erotycznych pozach. Marcin szturchał mnie w bok, bym nie robił zdjęć, bo sam wychodziłem na pedofila. A ja po prostu nie mogłem uwierzyć własnym oczom (zwłaszcza nie mogłem uwierzyć obrazowi nagiego kilkuletniego nagiego chłopca słuchającego muzyki z odtwarzacza mp3). Wszystko oczywiście w bogatych ramach.

liguijun2
Obrazy Li Guijuna w Muzeum Long w Szanghaju

liguijun4

liguiun5

liguijun3

liguijun

Ostatnio odkryliśmy też w Szanghaju muzeum sztuki, mieszczące się w budynku naśladującym paryską kamienicę (obok równie „paryskiego” hotelu Marriott). Przy wejściu powitał nas wypisany na ścianie cytat z Xi Jinpinga o wadze sztuk wizualnych. W środku mieściła się zaś całkiem porządna kolekcja tradycyjnej sztuki chińskiej na przestrzeni kilku dynastii, ale autorzy wystawy nie wstydzili się też pokazywać współczesnej (!) rzeźby w kości słoniowej.

Czy przy roznegliżowanych nastolatkach Li Guijuna i kości słoniowej, Li Zijian to nie małe piwo? Próbuję do tego podejść na chłodno, jak kiedyś profesor Poprzęcka w „O złej sztuce”, i nie potrafię pozbyć się swego oceniającego spojrzenia. Bo może jednak przesadzam. Jest popyt, jest sztuka.

IMG_1182
Li Zijian

#postyktorychnienapisalem Od kilku tygodni siedzę w domu (wirus) i wracam do wystaw, o których planowałem napisać, ale mi się nie udało. Poza tym coraz gorzej to znoszę. Więc #zostanwdomu (i nie idź na wybory)

Słoneczniki zwracają się ku Czerwonemu Słońcu

sufit1

W holu Muzeum Historii Komunistycznej Partii Chin w Changshy grupy partyjnych wycieczek powtarzają partyjną przysięgę z prawymi dłońmi ściśniętymi w pięści. Wystawa od heroicznych początków partii i wiodącej roli najsłynniejszego bohatera, który urodził się w prowincji Hunan, czyli Mao Zedonga, gładko przechodzi do reform Deng Xiaopinga i przewodniej roli „Myśli Xi Jinpinga socjalizmu o chińskiej charakterystyce dla Nowej Ery”.

W holu wciąż jednak wita nas Mao, obecny podwójnie. Młody Mao, wszak w Changshy spędził młodość, wita zwiedzających w formie rzeźby. Ale wystarczy podnieść wzrok, by odkryć jego bardziej subtelną obecność. Dekoracja sufitu bez wątpienia pochodzi z czasów kultu jednostki. To Mao mniej cielesny, bardziej boski i wszechobecny.

przysiega changsha

Pośrodku sufitu znajduje się bowiem stylizowane czerwone słońce o ostrych miedzianych promieniach. Jego orbitę tworzą zaś słoneczniki, powtórzone również w dekoracji muzealnych drzwi. Może nie dla wszystkich jest to dziś czytelne, ale wtedy, w latach 60. czy 70., nikt nie miałby wątpliwości. Czerwone Słońce reprezentuje partię lub – częściej – samego Mao, ziarna słoneczników reprezentują zaś lud. To przecież kwiaty, które zwracają się ku słońcu, co odbija się też w chińskich nazwach słonecznika, xiangrikui (向日葵) czy xiangyanghua (向阳花), które tłumaczone dosłownie oznaczają „kwiaty kierujące się ku słońcu”.

slonce

To z tego motywu wzięły się „Ziarna słonecznika” Ai Weiweia. Także u innych współczesnych artystów chińskich motyw słonecznika zmienił znaczenie. Mówi raczej o presji wywieranej przez władze na społeczeństwie, o roli jednostki w masie, ale też o straconym pokoleniu, którego młodość przypadła na czasy rewolucji kulturalnej.

mur2

mur3

Fakt, że Mao był Czerwonym Słońcem jest dosyć oczywisty. To jedno z najczęściej powracających określeń. Wizerunki Mao zazwyczaj otaczała czerwona poświata. W pekińskiej galerii, mieszczącej się w byłej fabryce dzisiejszego kompleksu 798, natknąłem się kiedyś na zachowany slogan: „Przewodniczący Mao jest czerwonym słońcem w naszych sercach”. Mao jako Czerwone Słońce pojawia się nawet w podręcznikach do języka angielskiego z okresu rewolucji kulturowej.

slogan
„Przewodniczący Mao jest Czerwonym Słońcem w naszych sercach”

angielski1

angielski2

W pieśni „Wschód jest czerwony” (Dong fang hong, 向阳花), która w czasie rewolucji kulturalnej stała się nieoficjalnym hymnem ChRL, śpiewano: „Wschód jest czerwony, wschodzi słońce / W Chinach urodził się Mao Zedong […] Partia komunistyczna jest jak słońce / Tam, gdzie dociera, przynosi światło”. Pieśń odtwarzano przez megafony w całych Chinach na początek i na koniec dnia. Gdy w 1970 roku Chiny wystrzeliły w kosmos pierwszego satelitę, którego nazwano – a jakżeby inaczej – Dong Fang Hong I „Wschód jest czerwony I”, nadawała ona sygnał radiowy – melodię pieśni.

W 1964 roku sam Zhou Enlai, ówczesny premier, użył pieśni „Wschód jest czerwony” jako wiodącego motywu przedstawienia teatralnego, ilustrującego historię Komunistycznej Partii Chin i promującego kult Mao. Łączący dramat ze śpiewem i tańcem spektakl stanowił zapowiedź nieco późniejszych modelowych oper, idealizując Mao jako jedynego bohatera potrafiącego pokierować partią ku zwycięstwu. W przedstawieniu wystawianym w Wielkiej Hali Ludowej przy placu Tiananmen, występowało 2000 aktorów i 1000 chórzystów. Otwierała je pieśń „Wschód jest czerwony” oraz „taniec słoneczników”, w którym tancerki układały kwiaty z żółtych wachlarzy.

IMG_6693

czajnik
„Myśl wielkiego Mao Zedonga niech żyje wiecznie”
plakacik
„700 milionów ludzi, 700 milionów żołnierzy”, kopia plakatu z 1969 roku

Słoneczniki w tym czasie stały się często powracającym motywem, od plakatów, przez „czerwoną porcelanę”, po znaczki z Mao. W latach 60. chińskie dzieci śpiewały, że są słonecznikami i wzrastają u boku przewodniczącego Mao. Ale wtedy powstawały nawet dziecięce piosenki o krytyce Lin Biao.

fangjing
Była komuna wiejska w Fengjing

IMG_6754

Motyw słoneczników i Czerwonego Słońca powracał zwłaszcza w muralach. Jeden taki mural widziałem na żywo – zachowany w sali spotkań w byłej komunie wiejskiej w Fengjing, dziś na przedmieściach Szanghaju. Wśród złuszczającej się farby daje się jeszcze rozczytać slogan: „Pływanie po morzach zależy od sternika / Robiąc rewolucję opieramy się na Mao Zedongu”, który pochodzi z pieśni rewolucyjnej z 1964 roku „Pływanie morzach zależy od sternika” (大海航行靠舵手), śpiewanej zwłaszcza przez Czerwonogwardzistów. Można się domyślać, że także w tym miejscu rozbrzmiewały je dźwięki. Czerwone słońce pośrodku muralu uzupełnia rzeźba Mao.

mur9

Znacznie więcej słoneczników i Czerwonych Słońc odnalazłem we wzornikach, na podstawie których wykonywane były murale, zazwyczaj przy użyciu dwóch kolorów farb: czarnego i czerwonego. Słoneczniki towarzyszą tu dzieciom, Czerwonej Gwardii, stanowią tło dla przyjaźni armii i ludu. Czerwone Słońce odbija się w czerwonych znaczkach i czerwonych książeczkach. Czasami wystarcza samo słońce, czasami na jego tarczy pojawia się twarz Mao. Jak słońce, Mao towarzyszy każdemu aspektowi życia.

mur14
Wzory murali z czasów rewolucji kulturowej

mur8

mur6

mur5mur4

mur1

mur12