Thomas Hirschhorn. Re-Sculpt

resculpt22

„Potrafimy nie tylko rozbić stary świat, lecz także umiemy zbudować świat nowy”, te słowa przewodniczącego Mao Zedonga przyświecały pierwszej indywidualnej wystawie w Chinach Thomasa Hirschhorna na przełomie 2018 i 2019 roku.

Hirschhorn od dawna interesuj się ruinami, wszelkiej maści destrukcją, zwłaszcza w zestawieniu z tworzeniem. Tworzyć na zgliszczach, powstać jak feniks z popiołów. Tyle, że jego ruiny są sztuczne, udawane, a tworzyć w nich mają inni, zaproszeni młodzi artyści czy po prostu odwiedzający galerię widzowie.

W Szanghaju Hirschhorn przekształcił całe Ming Contemporary Art Museum (McaM) w sztuczną ruinę za pomocą tektury, styropianu, farby i kilometrów szarej taśmy klejącej. W końcu wystawa nosi tytuł „Re-Sculpt”, prze-rzeźbienie, zaczął więc od przerzeźbienia samego wnętrza muzeum, które zmieniło się nie do poznania. Chociaż byłem w nim wcześniej kilkukrotnie, nie wiedziałem, gdzie się właściwie poruszam. Ściany wydawały się kruszyć, belki spadać z sufitu, pęki kabli i rur wychodzić z kruszących się stropów. To wszystko jednak w pewnej tekturowej umowności, ale jednocześnie w nienaturalnym przepychu, perwersyjnym rozmachu.

resculpt2

resculpt3

resculpt4

resculpt5

resculpt6

resculpt7

Wystawę poprzedza rodzaj wstępu. Hirschhorn obudowuje swoje projekty tekstami, podrzuca widzom koła ratunkowe, wymieniając źródła własnych inspiracji. W Szanghaju przed wejściem na wystawę umieścił zbiór materiałów w gablotach. To szkice do wystawy samego artysty, kilka książek, zdjęć z jego wcześniejszych wystaw, na których podejmował podobne wątki, jego własne teksty, wywiady, wreszcie zdjęcia ruin i przykładów aktów przemocy (skutecznych!) wobec pomników.

„Re-Sculpt” zostało osadzone w bardzo chińskim kontekście i tu ujawnia się prawdziwa perwersyjność tej wystawy. Mottem wcześniejszych projektów „w ruinie” Hirschhorna był cytat z pism więziennych Antonia Gramsciego: „Destruction is difficult; indeed it is as difficult as creation” (przepraszam, nie mam dostępu do polskiego tłumaczenia, ale brzmi ono – o ile istnieje – prawdopodobnie tak: Niszczenie jest trudne; w rzeczy samej tak trudne jak tworzenie). W Szanghaju posłużył się cytatem z przewodniczącego Mao: „Zdołamy nauczyć się tego, czego nie umiemy. Potrafimy nie tylko rozbić stary świat, lecz także umiemy zbudować świat nowy”. Te słowa Mao wygłosił w marcu 1949 roku na drugim plenum Komitetu Centralnego VII Zjazdu Komunistycznej Partii Chin, Lin Biao wybrał do czerwonej książeczki („Cytatów z przewodniczącego Mao”) jako jedną z sentencji, które wielu czerwonogwardzistów znało na pamięć.

resculpt33

resculpt 8

resculpt 9

resculpt10

resculpt12

resculpt14

Przy okazji projektu „In-Between” w South London Gallery w 2015 roku, do której szanghajska „Re-Sculpt” jest bardzo podobna, Hirschhorn tłumaczył w wywiadzie swoje rozumienie słów Gramsciego. Rozumiał je jako trudność w niszczeniu nieegalitarnych systemów, różnego rodzaju arystokratyzmów, społecznych nawyków, niesprawiedliwego prawodawstwa. Krótko mówiąc: trudno jest robić rewolucję. W Chinach o głębszą interpretację słów Mao się nie pokusił. Zresztą cytat z Mao jest mniej ciekawy niż z Gramsciego. Do tego Hirschhorn wyjmuje cytat z Mao z historycznego kontekstu.

Bez tego głębszego komentarza do słów Mao Hirschhorn wpisuje się trochę w tradycję bezkrytycznego przyjmowania słów Mao przez zachodnioeuropejskich maoistów w latach 60. czy noszących dziś na koszulkach postać Che Guevary, widzących w nim po prostu postać buntownika.

resculpt13

resculpt15

resculpt21

resculpt23

resculpt24

resculpt25

Tymczasem już sam sposób umieszczenia cytatu z Mao na wystawie musi budzić w Chinach konkretne skojarzenia. Wygląda po prostu jak dazibao z czasów rewolucji kulturalnej, gdy ulice i budynki tapetowano ręcznie wypisywanymi sloganami, protestami, tekstami propagandowymi i oczywiście cytatami z Mao. Ten wybrany przez Hirschhorna też jak najbardziej się na nich znajdował. Sam artysta jako materiał poglądowy wybrał jednak zdjęcie z tym cytatem wypisanym na tablicy na tle gór w Tybecie.

Główne hasło rewolucji kulturalnej było bardziej konkretne niż wspomniany cytat. Mówiło o zniszczeniu z „czterech starych rzeczy” (破四旧): starych idei, starej kultury, starych zwyczajów i starych nawyków. W efekcie pobudzeni słowami Mao czerwonogwardziści nie tylko niszczyli dzieła sztuki i zabytki, ale też szykanowali swoich nauczycieli, intelektualistów, wiele osób było torturowanych, tysiące straciło życie. Źle widziane były modne ubrania i fryzury, obchodzenie tradycyjnych świąt. Hunwejbini byli do tego stopnia rozochoceni chęcią niszczenia, że sami wysoko postawieni komuniści musieli bronić najważniejszych zabytków w państwie (to premier Zhou Enlai miał obronić przed hunwejbinami Zakazane Miasto). Jednak w latach 60. i na początku 70. niektórzy europejscy maoiści wciąż nie wierzyli, że rewolucja kulturalna była legitymizowanym przez Mao terrorem.

Wśród zdjęć ruin, którymi się inspirował, Hirschhorn umieścił Yuanmingyuan (圆明园), olbrzymi kompleks pałacowy w Pekinie zniszczony podczas II wojny opiumowej w 1860 roku (notabene decyzję o jego podpaleniu wydał lord Elgin, syn hrabiego Elgina od marmurów Elgina skradzionych z Partenonu). Ale to też w tych ruinach potajemnie spotykali się pierwsi hunwejbini, a same ruiny uległy w czasie rewolucji kulturowej kolejnym zniszczeniom.

resculpt26

resculpt27

resculpt28

resculpt29

resculpt30

resculpt31

„Każda ruina – od antycznych świątyń  po dzisiejsze zbankrutowane zakłady przemysłowe – coś nam mówi, oznacza coś więcej niż wynikałoby z jej wyglądu”, pisze Hirschhorn. „Ruiny są symbolem strukturalnej, gospodarczej, kulturowej, politycznej czy po prostu ludzkiej porażki”. Tu przytacza ruiny fabryk w Detroit czy zbombardowane budynki w strefie Gazy. Jego „zrujnowane” wystawy są jednak czym innym. Sam porównuje ją do wioski potiomkinowskiej à rebours.

Zresztą, podobnie jak we wcześniejszych projektach – wystawie „Concordia, Concordia w Gladstone Gallery w Nowym Jorku, naśladującej przewrócony statek Costa Concorida, czy w projekcie na Manifesta 10 w Petersburgu – czyni ruiny miejscem kreacji. Ruina pozwala mu na stworzenie – przynajmniej w jego założeniu – przestrzeni pozbawionej hierarchii i przestrzeni oporu.

W „zdewastowanej” przestrzeni McaM umieścił dwie sale warsztatowe. Są tu komputery z dostępem do Internetu, drukarki, maszyna ksero, farby, pędzle i duże ilości papieru i styropianu. Gdy oglądałem wystawę, po efektach widziałem, że musiało tu działać sporo młodzieży z szanghajskich szkół artystycznych. Do tego każdy widz mógł tu sobie popracować, zatrudniono nawet kilku asystentów do pomocy. Wśród tych wytworów i tekturowych ruin wisiał ogromny cytat z Mao.

resculpt18

resculpt17

resculpt19

resculpt20

Mao, opór, niszczenie? Znowu powracają chińskie duchy i nieprzepracowane traumy.

Nie wierzę, by Hirschhorn był naiwny lub nie rozumiał chińskich kontekstów, które sam tu uruchomił. Wydaje mi się, że jest raczej perwersyjny. Jakby próbował sam zabawić się w Mao, mówił do chińskiej młodzieży: niech zakwitnie tysiąc kwiatów, zobaczmy, co potraficie zbudować na ruinie z tektury, którą wam zafundowałem. W Chinach takie akcje źle się kończyły. Gdy Mao zaproponował kwitnięcie kwiatów, potem łatwo można z nich było wyłowić te nieprawomyślne. Gdy na początku reform Deng Xiaopinga w Pekinie pojawiła się tzw. ściana demokracji i zaczął się wokół niej tworzyć ruch demokratycznych, promując demokrację jako „piątą modernizację” (reformy Denga opierały się na czterech modernizacjach), liderów aresztowano, a Wei Jingsheng, auto manifestu „Piąta modernizacja” spędził w więzieniu osiemnaście lat.

W dzisiejszej chińskiej przestrzeni publicznej, poddanej silnej kontroli, efekty są jednak bardzo przewidywalne. Ktoś wyrzeźbił ze styropianu ogromnego hamburgera, ktoś inny Titanica albo ogromną kulę, z którą mogą zabawić się dzieci. Na tekturowej ścianie natknąłem się na Duchampowski pisuar wydrukowany z Internetu. Ale oczywiście to, co można znaleźć w chińskim Internecie, też jest z oczywistych względów ograniczone.

Jednak wśród twarzy wyciętych ze styropianu i pomalowanych farbami odnalazłem w całkiem bliskiej odległości od siebie Donalda Trumpa i Xi Jinpinga. Tu tlił się już wywrotowy potencjał, z którego można by sklecić jakiś polityczny teatrzyk.

resculpt32

resculpt34

resculpt35

resculpt36

Maoizm nie jest jednak w Chinach kwestią przeszłości. Mao pozostaje ojcem narodu, ostatnim wielkim chińskim myślicielem, ostatnim cesarzem. Wciąż stoją jego pomniki, a miliony osób pielgrzymuje do miejsc z nim związanych. Jednak jego dzisiejszy wizerunek jest niezwykle powierzchowny. Na wszelki wypadek nikt go już nie czyta, nie cytuje. Okazałoby się wtedy, że dzisiejsze post-dengowskie Chiny skrajnie odbiegają od jego wizji.

Do myśli Mao odwołują się ci, którym nie podobają się rosnące różnie w zarobkach i współczesne rozwarstwienie społeczne, które pojawiło się w momencie, gdy władze pozwoliły się niektórym bogacić, a chińska gospodarka zaczęła się rozwijać w gigantycznym tempie.

Symbolem tego rozwoju też potrafią być zresztą ruiny. Pod nowe inwestycje niszczy się całe dzielnice. Gdy planuje się i buduje na raz całe dzielnice czy kilkusettysięczne miasta, zanim zdążą wprowadzić się do nich ludzie, powstają tzw. ghost town, część budynków kruszeje, a chodniki zarasta trawa. Ludzie nie nadążają za rozwojem. W takich miastach jak Szanghaj modnie jest też zaadaptować jakąś postindustrialną architekturę. Najważniejsze szanghajskie muzea mieszczą się w przebudowanych: składnicy węgla, hangarze lotniczym, silosach, fabrykach. McaM – w byłej fabryce maszyn do papieru.

W Chinach pytanie o to, czy można tworzyć na ruinach, jest w jakimś sensie oczywiste. Dzieje się to na co dzień, w każdym mieście, na każdym kroku. O wiele ciekawsze jest pytanie: co to oznacza nawoływać do twórczości za pomocą cytatów z przewodniczącego Mao? I co chciał Hirschhorn przez to osiągnąć? Niestety nie potrafię na nie odpowiedzieć.

resculpt16

#postyktorychnienapisalem Jak wielu z nas siedzę w domu. Z braku innych rozrywek, wracam do wystaw, które widziałem w ostatnim czasie, ale nie miałem energii, by o nich napisać, chociaż chciałem to zrobić. #zostanwdomu

Słoneczniki zwracają się ku Czerwonemu Słońcu

sufit1

W holu Muzeum Historii Komunistycznej Partii Chin w Changshy grupy partyjnych wycieczek powtarzają partyjną przysięgę z prawymi dłońmi ściśniętymi w pięści. Wystawa od heroicznych początków partii i wiodącej roli najsłynniejszego bohatera, który urodził się w prowincji Hunan, czyli Mao Zedonga, gładko przechodzi do reform Deng Xiaopinga i przewodniej roli „Myśli Xi Jinpinga socjalizmu o chińskiej charakterystyce dla Nowej Ery”.

W holu wciąż jednak wita nas Mao, obecny podwójnie. Młody Mao, wszak w Changshy spędził młodość, wita zwiedzających w formie rzeźby. Ale wystarczy podnieść wzrok, by odkryć jego bardziej subtelną obecność. Dekoracja sufitu bez wątpienia pochodzi z czasów kultu jednostki. To Mao mniej cielesny, bardziej boski i wszechobecny.

przysiega changsha

Pośrodku sufitu znajduje się bowiem stylizowane czerwone słońce o ostrych miedzianych promieniach. Jego orbitę tworzą zaś słoneczniki, powtórzone również w dekoracji muzealnych drzwi. Może nie dla wszystkich jest to dziś czytelne, ale wtedy, w latach 60. czy 70., nikt nie miałby wątpliwości. Czerwone Słońce reprezentuje partię lub – częściej – samego Mao, ziarna słoneczników reprezentują zaś lud. To przecież kwiaty, które zwracają się ku słońcu, co odbija się też w chińskich nazwach słonecznika, xiangrikui (向日葵) czy xiangyanghua (向阳花), które tłumaczone dosłownie oznaczają „kwiaty kierujące się ku słońcu”.

slonce

To z tego motywu wzięły się „Ziarna słonecznika” Ai Weiweia. Także u innych współczesnych artystów chińskich motyw słonecznika zmienił znaczenie. Mówi raczej o presji wywieranej przez władze na społeczeństwie, o roli jednostki w masie, ale też o straconym pokoleniu, którego młodość przypadła na czasy rewolucji kulturalnej.

mur2

mur3

Fakt, że Mao był Czerwonym Słońcem jest dosyć oczywisty. To jedno z najczęściej powracających określeń. Wizerunki Mao zazwyczaj otaczała czerwona poświata. W pekińskiej galerii, mieszczącej się w byłej fabryce dzisiejszego kompleksu 798, natknąłem się kiedyś na zachowany slogan: „Przewodniczący Mao jest czerwonym słońcem w naszych sercach”. Mao jako Czerwone Słońce pojawia się nawet w podręcznikach do języka angielskiego z okresu rewolucji kulturowej.

slogan
„Przewodniczący Mao jest Czerwonym Słońcem w naszych sercach”

angielski1

angielski2

W pieśni „Wschód jest czerwony” (Dong fang hong, 向阳花), która w czasie rewolucji kulturalnej stała się nieoficjalnym hymnem ChRL, śpiewano: „Wschód jest czerwony, wschodzi słońce / W Chinach urodził się Mao Zedong […] Partia komunistyczna jest jak słońce / Tam, gdzie dociera, przynosi światło”. Pieśń odtwarzano przez megafony w całych Chinach na początek i na koniec dnia. Gdy w 1970 roku Chiny wystrzeliły w kosmos pierwszego satelitę, którego nazwano – a jakżeby inaczej – Dong Fang Hong I „Wschód jest czerwony I”, nadawała ona sygnał radiowy – melodię pieśni.

W 1964 roku sam Zhou Enlai, ówczesny premier, użył pieśni „Wschód jest czerwony” jako wiodącego motywu przedstawienia teatralnego, ilustrującego historię Komunistycznej Partii Chin i promującego kult Mao. Łączący dramat ze śpiewem i tańcem spektakl stanowił zapowiedź nieco późniejszych modelowych oper, idealizując Mao jako jedynego bohatera potrafiącego pokierować partią ku zwycięstwu. W przedstawieniu wystawianym w Wielkiej Hali Ludowej przy placu Tiananmen, występowało 2000 aktorów i 1000 chórzystów. Otwierała je pieśń „Wschód jest czerwony” oraz „taniec słoneczników”, w którym tancerki układały kwiaty z żółtych wachlarzy.

IMG_6693

czajnik
„Myśl wielkiego Mao Zedonga niech żyje wiecznie”
plakacik
„700 milionów ludzi, 700 milionów żołnierzy”, kopia plakatu z 1969 roku

Słoneczniki w tym czasie stały się często powracającym motywem, od plakatów, przez „czerwoną porcelanę”, po znaczki z Mao. W latach 60. chińskie dzieci śpiewały, że są słonecznikami i wzrastają u boku przewodniczącego Mao. Ale wtedy powstawały nawet dziecięce piosenki o krytyce Lin Biao.

fangjing
Była komuna wiejska w Fengjing

IMG_6754

Motyw słoneczników i Czerwonego Słońca powracał zwłaszcza w muralach. Jeden taki mural widziałem na żywo – zachowany w sali spotkań w byłej komunie wiejskiej w Fengjing, dziś na przedmieściach Szanghaju. Wśród złuszczającej się farby daje się jeszcze rozczytać slogan: „Pływanie po morzach zależy od sternika / Robiąc rewolucję opieramy się na Mao Zedongu”, który pochodzi z pieśni rewolucyjnej z 1964 roku „Pływanie morzach zależy od sternika” (大海航行靠舵手), śpiewanej zwłaszcza przez Czerwonogwardzistów. Można się domyślać, że także w tym miejscu rozbrzmiewały je dźwięki. Czerwone słońce pośrodku muralu uzupełnia rzeźba Mao.

mur9

Znacznie więcej słoneczników i Czerwonych Słońc odnalazłem we wzornikach, na podstawie których wykonywane były murale, zazwyczaj przy użyciu dwóch kolorów farb: czarnego i czerwonego. Słoneczniki towarzyszą tu dzieciom, Czerwonej Gwardii, stanowią tło dla przyjaźni armii i ludu. Czerwone Słońce odbija się w czerwonych znaczkach i czerwonych książeczkach. Czasami wystarcza samo słońce, czasami na jego tarczy pojawia się twarz Mao. Jak słońce, Mao towarzyszy każdemu aspektowi życia.

mur14
Wzory murali z czasów rewolucji kulturowej

mur8

mur6

mur5mur4

mur1

mur12

90. rocznica powstania Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej

cpla5.jpg
Praca zbiorowa, „Zdobycie dworca kolejowego w Szanghaju”, 1967

W Warszawie dopiero co skończyły się wojskowe parady, a w Chinach Armia Ludowo-Wyzwoleńcza obchodzi dziewięćdziesiąte urodziny (tu parady były 1 sierpnia). Może wkrótce w Zachęcie doczekamy się wystaw poświęconych naszej armii, jak kiedyś, gdy Ludowe Wojsko Polskie świętowało tam swoje kolejne rocznice, z generalicją na wernisażach. Przypomniała mi się ta tradycja, bo w Chinach przy okazji urodzin armii nastąpił wysyp jubileuszowych wystaw.

Kilka dni temu oglądałem taką wystawę w Muzeum Sztuki w Suzhou, do tego podwójnie rocznicową – do jubileuszu wojska dodano jeszcze jeden – dwadzieścia lat temu Hong Kong powrócił na łono ojczyzny (1 lipca). Wystawa w Suzhou przypominała ZPAP-owskie zbiorówki, mydło i powidło, z którego na plus – jak zawsze – wyróżniało się tradycyjne malarstwo chińskie i kaligrafia (które są wciąż praktykowane i nadal mają się świetnie). Elementy militarne i hongkongskie też oczywiście były, ale nie dominowały.

cpla2.jpg

Zaraz po powrocie z Suzhou wybrałem się jednak do Muzeum Long w Pudongu, nowej biznesowej dzielnicy Szanghaju. To pierwsze muzeum zbudowane przez małżeństwo kolekcjonerów, Liu Yiqian i Wang Wei, którzy kilka lat temu otworzyli drugą szanghajską siedzibę na West Bundzie (gdzie obecnie swą retrospektywę ma Zhan Wang). Muzeum Long w Pudongu jest i architektonicznie mniej rozbuchane, i zdecydowanie mniej popularne. Prawie nikt tu nie zagląda, bo muzeum znajduje się trochę na uboczu.

Poza świetnymi zbiorami tradycyjnego chińskiego malarstwa na drugim piętrze oraz współczesnego chińskiego malarstwa na parterze (to temat na osobny tekst), całe drugie piętro zajmuje czasowa wystawa „Dzień Wojska”, zorganizowana właśnie z okazji dziewięćdziesięciolecia Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej.

cpla12.jpg
Ai Zhongxin, „Przewodniczący Mao dokonuje inspekcji Żółtej Rzeki”, 1955

Początkowo trochę mnie zdziwiło, że prywatne muzeum bawi się w taką rocznicę. Ale najwyraźniej w Chinach obchodzą ją wszyscy. Poza tym państwo Liu i Wang obok sztuki tradycyjnej i współczesnej kolekcjonują też tak zwaną sztukę rewolucyjną.

Jak imponujący to zbiór, świadczy rozmach wystawy. Na pomalowanych rewolucyjną czerwienią ścianach zawisło ponad sto, zazwyczaj monumentalnych rozmiarów obrazów. Czego tu nie ma! W 1933 roku chińscy komuniści, Lux Hux i Song Qingling, udają się do niemieckiego konsulatu protestować przeciwko działaniom niemieckich faszystów. Komuniści zdobywają most Luding w decydującej potyczce Długiego Marszu. Pekińscy studenci demonstrują w maju 1947 roku przeciwko wojnie domowej. Żołnierze chińscy i północnokoreańscy rzucają się sobie w ramiona w zimowym pejzażu; właśnie łączą szyki, by wspólnie stawić czoła zachodnim imperialistom.

cpla15.jpg
Tian Kesheng, „Zaufanie Partii”, 1974

Wśród żołnierzy spory odsetek żołnierek, chociaż zawsze osobno, w kobiecych oddziałach i na osobnych obrazach. Z karabinami na ramieniu, czyszczące broń i patrolujące plaże. Pilotki, robotnice i rolniczki.

Dalej chińscy chłopi dołączają z uśmiechem do Wielkiej Proletariackiej Rewolucji Kulturalnej, żwawo idą kogoś skrytykować. Czerwonogwardzistka rozmawia przez telefon z szerokim uśmiechem; „Spotkaliśmy przewodniczącego Mao!”, podpowiada tytuł obrazu Denga Shaoyi z 1974 roku.

Przewodniczący Mao Zedong pojawia się tu we wszelkich możliwych sytuacjach, ale niemal zawsze w swoim stylowym garniturku, nazywanym często jego imieniem. Gros obrazów pochodzi z okresu Rewolucji Kulturalnej i kultu jednostki. Mao a to rozmawia z wieśniakami w kordialnej atmosferze (to powracający temat), a to dokonuje inspekcji wojska, a to odwiedza fabryki i wystawy maszyn rolniczych. Lubi też stanąć sobie na tle pejzażu i rozmarzonym wzrokiem ogarnąć okolicę. Gdy patrzy na Żółtą Rzekę, oczami wyobraźni widzi ją już uregulowaną. Wieczorem zaś czyta sobie zatopiony w fotelu w zaciszu swego gabinetu.

cpla1.jpg
He Haixia, „Poranek w Yan’an”, ok. 1970

Niech nie zmylą nas też obrazy pozornie neutralne. Pejzażowi górskiemu He Kongde z 1974 roku trzeba się naprawdę dobrze przyjrzeć, by na drodze wśród drzew dostrzec niewielką ciężarówkę. Jest to bowiem epizod z Długiego Marszu. Albo parkowa, jesienna scena z obrazu Wu Guanzhonga „Pawilon Miłości jesienią” (1977). Co robi na tej wystawie? Właśnie w tym parku w młodości nad swymi rewolucyjnymi tekstami lubił pracować Mao.

Sporo tu też propagandy niemilitarnej, radości czerpanej z pracy, sielskiego życia chłopów i robotników. To przecież do nich przede wszystkim miała być adresowana ta sztuka. W 1942 roku Mao wygłosił słynną przemowę o sztuce i literaturze w Yan’an (w latach 1935-1947 siedzibie Komunistycznej Partii Chin). Żądał podporządkowania kultury aktualnym wymogom oficjalnej polityki partii. Sztuka miała służyć robotnikom, chłopom i żołnierzom, służyć rewolucji i wysiłkowi wojskowemu. Kilka fragmentów z tego przemówienia znalazło się w jego słynnej Czerwonej Książeczce (obok cytatu o stu kwiatach).

Po zakończeniu II wojny światowej i ucieczce Kuomintangu na Tajwan kilka lat później, słowa Mao stały się oficjalną polityką Chińskiej Republiki Ludowej. Zakrólował „rewolucyjny realizm”. Mao w odróżnieniu od Stalina nie mówił o „narodowej formie”. W czasie wojny i rewolucji tradycyjna sztuka chińska straciła na znaczeniu. Po 1949 roku czasami ją krytykowano jako burżuazyjną, czasami wracała do łask, ale próby połączenia jej z wysiłkiem propagandowym raczej nie były udane, co było przedmiotem licznych dyskusji. Pod względem estetyki, chiński „rewolucyjny realizm”, zwłaszcza po 1949 roku, bliższy był po prostu znanemu z innych krajów socrealizmowi.

cpla14.jpg
Gu Yuan, „Rozmowa przewodniczącego Mao z chłopami”, 1951

W latach 50. wyselekcjonowani studenci byli wysłani na naukę do Związku Radzieckiego i innych krajów Bloku Wschodniego. Sowieckich i rumuńskich malarzy zapraszano z kolei jako wykładowców na chińskie uczelnie. Chiński socrealizm czerpał z jednej strony z optymizmu sztuki ludowej (Mao wśród chłopów, praca w polu), ale rozwinął też styl zwany „rewolucyjnym romantyzmem”, mieszankę heroizmu i malarstwa skądinąd burżuazyjnego.

I chociaż po śmierci Mao, z którą zakończyła się też niesławna Rewolucja Kulturalna, a zwłaszcza po Trzeciej Sesji Plenarnej 11. Centralnego Komitetu w 1979 roku, zapowiadającej nową erę w historii Chin i nową modernizację, w chińskiej sztuce pojawiły się trendy bliższe sztuce zachodniej, oficjalna akademicka sztuka rewolucyjna nigdy się na dobrą sprawę nie skończyła.

Świetnie to widać na wystawie w Muzeum Long. Najmłodszy z pokazywanych obrazów pochodzi z 2005 roku. Zhou Enali tańczy na nim z piękną partnerką w pustej sali balowej w Szanghaju. Ale pierwsze, czego nauczyłem się zwiedzając chińskie muzea, to to, by zapomnieć zachodnie chronologie sztuki. Tu wszystkiego muszę się uczyć na nowo.

cpla11.jpg
Chen Yifen, „Myśląc o historii w mojej pracowni”, 1978

Wśród tej rewolucyjnej produkcji, często zresztą wysokiej jakości, jest jeden obraz, który wyraźnie nie pasuje. Chen Yifen namalował go w 1978 roku, dwa lata po śmierci Mao. Wkrótce Chiny miały przestawić się na nowe tory. Chen, wówczas trzydziestodwuletni, sportretował się tyłem. Przed nim jak na filmie rozwijają się sceny historyczne. To jedyny obraz, na którym nie ma ani heroizmu, ani hurraoptymizmu. Zaraz potem narodziła się nowa współczesna sztuka chińska, często krytycznie podchodząca do chińskiej historii, rewindykująca zwłaszcza okres Rewolucji Kulturalnej. Jej jednak na wystawie nie ma.

„Myśląc o historii w mojej pracowni” to jedyny obraz „wątpiący”. I chociaż na wystawie można zaobserwować zmienność stylistyki czy pojawianie się nowych trendów (fotorealizm), chińska sztuka rewolucyjna przetrwała, na pewno wśród profesorów akademii i członków Związku Artystów Chińskich. (Zdaję sobie jednak sprawę, że nie jestem jeszcze odpowiednio wyczulony na chińskie niuanse i oglądam to wszystko jako ignorant.)

cpla13.jpg
Wan Jinsheng, „Połączenie sił Chin i Korei Północnej”, 1959

Wystawę zorganizowano najzupełniej na poważnie. W krótkim tekście na ścianie można przeczytać, że jest ona „przeglądem chińskiej historii, ukazuje ducha i charakter epoki rewolucyjnej, przypominając, że rdzeniem chińskiego ducha jest jedność, walka, nieustraszoność i progres, oraz że ten duch ma szczególne znaczenie dla naszych czasów”.

Pobrzmiewa tu jednak rodzaj sentymentu, nawet melancholii, chińskiego odpowiednika niemieckiej ostalgii. Mao już nie jest groźny, w niepamięć poszedł kult jednostki i epizody z rewolucyjnych obrazów. Dziś Mao jest śmieszny – jak na obrazach popularnego w latach 90. chińskiego politycznego pop-artu. I trochę przez taki pryzmat ogląda się też „rewolucyjny realizm”, dawno skarykaturyzowany, także w chińskiej sztuce. Bo dzisiejsze Chiny są inne. Heroiczna propaganda śmieszy jak Wiadomości TVP. A może to tylko kwestia mojej nietutejszej perspektywy.