Rewolucja

img_4547
Aleksandr Dejneka

Okazuje się, że nie tylko w Polsce miejsca, w których polityka i ideologia (nawet sprzed wieku) spotykają sztukę, budzą kontrowersje. W Białymstoku ostatnio radni miejscy z Prawa i Sprawiedliwości wymyślili, że usunął tablicę upamiętniającą urodzonego w ich mieście, wybitnego filmowca, Dzigę Wiertowa. Tymczasem białostocki Arsenał jesienią tego roku organizuje wystawę, w której do twórczości Wiertowa odnosić się będą współcześnie artyści. Stulecie awangardy w Polsce.

Filmów Wiertowa nie mogło też zabraknąć na wystawie „Revolution. Russian Art 1917-1932”, która w lutym otworzyła się w Royal Academy w Londynie. Tu raczej chodzi o setną rocznicę Wielkiej Rewolucji Październikowej.

img_4539
Letatlin

Wystawa otwiera się Leninem, kończy na Stalinie. A pomiędzy tymi figurami znajdziemy i socrealistyczne portrety, i najlepsze przykłady rosyjskiej awangardy, Malewicza i Pietrowa-Wodkina, Rodczenkę i Dejnekę, a nawet zrekonstruowanego Letatlina, który zamiast do frunąć do przodu, obraca się pod sufitem wokół własnej osi, niczym mobil Caldera, rzucając do tego złowrogie cienie. Zbudowano nawet wzorcowe mieszkanie w kolektywnym bloku, zaprojektowane prze El Lissitzky’ego.

Wrażenie robią ogromne płótna Isaaka Brodskiego (pierwszy raz w życiu „Lenin w Smolnym” na żywo). Nie ma tu jednak efektu wow, który towarzyszył wystawie amerykańskiego ekspresjonizmu w tym samym miejscu kilka miesięcy temu.

img_4545
Kazimierz Malewicz

Punktem wyjścia dla „Rewolucji” była gigantyczna wystawa z 1932 roku, podsumowująca pierwsze piętnaście lat sztuki w porewolucyjnej Rosji. Wyróżniono na niej wówczas Malewicza, który dostał własną salę i mógł ją sam zagospodarować. W Royal Academy dokonano próby jej rekonstrukcji. Na drugiego bohatera wystawy wyrasta zaś Pietrow-Wodkin.

Zresztą na całej ekspozycji niespełniona utopia awangardy sąsiaduje z realizmem i socrealizmem. Dlatego też podkreślenie pozycji tych obu artystów. Ostatecznie, w latach 30. koncepcje Malewicza przegrały, on sam starał się nawet dostosować swą sztukę do wymogów socrealizmu, przecząc swym wcześniejszym ideom. A Pietrow-Wodkin został jednym z najbardziej fetowanych artystów Związku Radzieckiego i w Londynie też chcą sprawić, by jego nazwisko stało się równie znane co prezentowanych tu malarzy awangardowych. Tylko on i Malewicz mają w Royal Academy osobne sale. Jeśli chodzi o realistów, ja bardziej rozglądałem się za obrazami Dejneki, rozrzuconymi po całej wystawie – od sali poświęconej industrializacji, po tematykę sportową w czasach Stalina.

Oczywiście, dominuje tu propaganda, a nawet jeśli nie propaganda, to co najmniej zniekształcony, niepełny obraz radzieckiej rzeczywistości. Bo z jednej strony będzie to industrializm i hasła umieszczane na czym tylko się da (ceramika), z drugiej zaś – i ciekawe, że wystawa to podkreśla – nostalgia za Rosją przedrewolucyjną, Rosją brzozowych gajów i kuligów, Rosją cerkiewną, Rosją z kart powieści wielkich rosyjskich dziewiętnastowiecznych pisarzy.

img_4531
El Lissitzky

Jeszcze przed otwarciem wystawy pojawiały się w Londynie głosy, że nie można tej sztuki sentymentalizować, że muzea i galerie zazwyczaj pokazując ją, idą na łatwiznę, na skróty. Przestrzegał przed tym Jonathan Jones na stronie „Guardiana”, sugerując nawet, że wystawa powinna nosić tytuł „Czarny kwadrat: rosyjska tragedia 1917-1932”.

Może czasem warto dmuchać na zimne, ale Jones się grubo pomylił. Oczywiście, wystawę przygotowano tak, by przyciągała tłumy. Stąd pomalowane na czerwono ściany, portrety Lenina i Stalina, ale też stąd Letatlin. Nawet jeśli nie jest to sztuka, w której zawierałaby się prawda o ówczesnych radzieckich realiach, wystawa nie opiera się tylko na dyskusji o jej walorach estetycznych i nostalgią za awangardą. Struktura ekspozycji opiera się bowiem na historii. Do tego, jakby na usprawiedliwienie, że w ogóle pokazuje się tu sztukę, w ostatniej sali, tej zahaczającej o okres stalinowski, w specjalnym boksie opowiada się też o stalinowskich zbrodniach.

Lenin był grzybem

notatki z podziemia kino.jpg
Jewgienij Kozłow, „Kino”, 1985, fragment

„Lenin był grzybem” – taki tytuł oryginalnie nosiła moja recenzja wystawy „Notatki z podziemia”, którą w Muzeum Sztuki w Łodzi (ms2) kuratorują Daniel Muzyczuk i David Crowley. Cały tekst do przeczytania na stronie „Gazety Wyborczej”, a poniżej krótki fragment na zachętę:

„W maju 1991 r. Siergiej Kuriochin wystąpił w leningradzkiej telewizji i udając eksperta, udowadniał, że Włodzimierz Lenin przez nadużywanie grzybów halucynogennych sam zamienił się w grzyba. Nawet jego nazwisko czytane wspak, ninel, miało oznaczać francuską potrawę grzybową. Część nieprzyzwyczajonej do takich prowokacji publiczności dała się nabrać. Tak narodziła się miejska legenda.

Kuriochin był pisarzem i muzykiem, występował w zespołach rockowych i jazzowych. Założył Pop Mechanikę, rodzaj orkiestry, w której obok profesjonalnych muzyków grali zupełni amatorzy. Ich koncerty zamieniały się w kakofoniczno-dadaistyczne happeningi. Kuriochin to jeden z bohaterów wystawy.

W części poświęconej scenie leningradzkiej zapis tego wywiadu telewizyjnego towarzyszy m.in. filmowi Joanny Stingray, Amerykanki, która na przełomie lat 80. i 90. dokumentowała koncerty punkowych zespołów ze Związku Radzieckiego. Ale na wystawie znalazły się też malarskie portrety muzyków pędzla Jewgienija Kozłowa, jednego z założycieli leningradzkich Nowych Artystów, okładki płyt, kolorowy kolaż zespołu Kino. Podziały na świat muzyki i sztukę wizualną zacierają się niezależnie od tego, czy mowa o artystycznym podziemiu w Polsce, na Węgrzech czy w NRD.”

Poza sceną leningradzką, piszę też m.in. o rzeźbach-instrumentach Györgya Galántaia, perkusji Marka Rogulskiego, Milanie Knižáku, Plastic People of the Universe, Franku Bretschneiderze, legendarnych płytach wydanych przez Andrzeja Mitana, queerowej Borghesii z Jugosławii. A na koniec wspominam ostatnią edycję festiwalu the Artists i występie Nagrobków.