Lenin był grzybem

notatki z podziemia kino.jpg
Jewgienij Kozłow, „Kino”, 1985, fragment

„Lenin był grzybem” – taki tytuł oryginalnie nosiła moja recenzja wystawy „Notatki z podziemia”, którą w Muzeum Sztuki w Łodzi (ms2) kuratorują Daniel Muzyczuk i David Crowley. Cały tekst do przeczytania na stronie „Gazety Wyborczej”, a poniżej krótki fragment na zachętę:

„W maju 1991 r. Siergiej Kuriochin wystąpił w leningradzkiej telewizji i udając eksperta, udowadniał, że Włodzimierz Lenin przez nadużywanie grzybów halucynogennych sam zamienił się w grzyba. Nawet jego nazwisko czytane wspak, ninel, miało oznaczać francuską potrawę grzybową. Część nieprzyzwyczajonej do takich prowokacji publiczności dała się nabrać. Tak narodziła się miejska legenda.

Kuriochin był pisarzem i muzykiem, występował w zespołach rockowych i jazzowych. Założył Pop Mechanikę, rodzaj orkiestry, w której obok profesjonalnych muzyków grali zupełni amatorzy. Ich koncerty zamieniały się w kakofoniczno-dadaistyczne happeningi. Kuriochin to jeden z bohaterów wystawy.

W części poświęconej scenie leningradzkiej zapis tego wywiadu telewizyjnego towarzyszy m.in. filmowi Joanny Stingray, Amerykanki, która na przełomie lat 80. i 90. dokumentowała koncerty punkowych zespołów ze Związku Radzieckiego. Ale na wystawie znalazły się też malarskie portrety muzyków pędzla Jewgienija Kozłowa, jednego z założycieli leningradzkich Nowych Artystów, okładki płyt, kolorowy kolaż zespołu Kino. Podziały na świat muzyki i sztukę wizualną zacierają się niezależnie od tego, czy mowa o artystycznym podziemiu w Polsce, na Węgrzech czy w NRD.”

Poza sceną leningradzką, piszę też m.in. o rzeźbach-instrumentach Györgya Galántaia, perkusji Marka Rogulskiego, Milanie Knižáku, Plastic People of the Universe, Franku Bretschneiderze, legendarnych płytach wydanych przez Andrzeja Mitana, queerowej Borghesii z Jugosławii. A na koniec wspominam ostatnią edycję festiwalu the Artists i występie Nagrobków.

Solidarność i kobiety

ivekovic

W komentarzu dla „Gazety Wyborczej” tłumaczę, skąd wziął się plakat, który pojawił się na protestach kobiet w poprzednim tygodniu, w sprawie którego zawiadomienie do prokuratury złożyła NSZZ Solidarność. Związkowcy, dziś już niewiele mający wspólnego z historyczną Solidarnością, nie zauważyli, że chodzi o pracę Sanji Iveković „Niewidzialne kobiety Solidarności”, dziś znajdującą się w kolekcji Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

Piszę:

Jako ważny komentarz do polskiej rzeczywistości i historii pokazano ją [pracę Iveković] na wystawie „Jaka sztuka dziś, taka Polska jutro”, którą muzeum zorganizowało w Pałacu Prezydenckim w 2013 r. Wiosną tego roku przypomniano ją również na 25. Międzynarodowym Biennale Plakatu, gdzie brytyjski kurator David Crowley na wystawie „Plakat – remediacje” opowiadał o długim życiu plakatów. Pokazał, jak na całym świecie plakaty zaczynały żyć własnym życiem – na demonstracjach, w licznych przeróbkach, jak stawały się symbolami politycznej walki.

Historia plakatu „W samo południe” świetnie to ilustrowała. W 1989 r. reprodukowały go gazety z całego świata, pisząc o wydarzeniach w Polsce. Potem wielokrotnie go trawestowano, zazwyczaj z okazji rocznic, ale też krytycznie, jak to zrobiła Iveković. I do Sarneckiego, i do Iveković nawiązała w 2014 r. polska artystka Zuzanna Janin – w jej wersji kowboj i kowbojka idą ręka w rękę.

Użycie plakatu Iveković na „czarnym proteście” to kolejny rozdział tej historii. Pokazuje, jak sztuka wysoka, ta z galerii, świetnie odnajduje się czasem na ulicy. Zresztą, jeśli wzbudza tak silne reakcje jak doniesienie do prokuratury, to znak, że artystka uderzyła w jakiś czuły męski punkt.

Nie oczekuję od związku, który zastrzegł sobie prawa do nazwy i znaku graficznego „Solidarności”, by orientował się w sztuce współczesnej. Ale chociaż sam urodziłem się w roku, w którym rodziła się „Solidarność”, czując się jej spadkobiercą i dłużnikiem, uważam, że ten symbol w pewnym sensie należy też do mnie. Podobnie jak „Mazurek Dąbrowskiego” czy Reksio, ale też Myszka Miki czy „Oda do radości”.

Jeśli plakat wyborczy z 1989 r. przerabiają artystki, a ich wersje są w użyciu, najwyraźniej oryginał takiej przeróbki się domagał.

 

O wystawach wspomnianych w tekście pisałem wcześniej na „Dwutygodniku”: o „Jaka sztuka dzisiaj, taka Polska jutro” w tekście „Jeszcze będzie przepięknie”, o wystawie „Plakat – remediacje” w ramach 25. Międzynarodowego Biennale Plakatu w tekście „Płakat”.

25. Biennale Plakatu

plakat3

W „Dwutygodniku” ukazała się moja recenzja wystaw 25. Międzynarodowego Biennale Plakatu. Opisuję głównie świetną wystawę główną, przygotowaną przez Davida Crowleya „Plakat – remediacje”, ale też kilka kuriozalnych sytuacji, przy których ręce krytyka opadają. Poniżej cytaty na zachętę.

Jubileuszowe Biennale jest wyraźnie rozdarte. Wprawdzie David Crowley wspaniale pokazał, jak ważną rolę odgrywają plakaty i znaki graficzne, i w przeszłości, i obecnie, jednak na razie jedyną odpowiedzią na pytanie, jak uwspółcześnić formułę Biennale, jest kompromitujący całe przedsięwzięcie konkurs na „plakat w ruchu”. Po przeciwnej stronie plasują się zaś tradycyjnie rozumiane plakaty i konkurs, które królowały na 24 poprzednich edycjach imprezy. Oczywiście, to ciekawe, że jubileuszowe Biennale tę nieprzystawalność imprezy do współczesnych realiów wydobywa na światło dziennie. Mam nadzieję, że jakieś rozwiązania przyniesie planowana na jesień konferencja. Na razie sytuację Biennale i plakatu w ogóle najlepiej oddawałby popularny ostatnio gif z Johnem Travoltą z filmu „Pulp Fiction”, rozglądającym się z wyraźnie zagubioną miną – gdzie ja jestem?„.

plakat2

Przy okazji kręcę nosem na biennalowe plakaty: „Trudno uwierzyć, że zapraszają nie na koncert disco polo, lecz na prestiżowe wystawy poświęcone plakatowi. Czy tak dziś wygląda „sztuka plakatu”? Afisz do wystawy „Plakat – remediacje” inspirowany był rozbitą szybą, w efekcie „L” zamienia się w „Ł” i wychodzi z tego „PŁAKAT”. Co może jest i dobrym komentarzem do całej sytuacji”.

A na koniec jeszcze zdjęcie pokazujące jak wyglądała wystawa „50 / 50 / 50” kilka dni po otwarciu – w rzeczywistości są to dwie wystawy w jednej („Dwutygnodnik” zamieścił ładne zdjęcia z wernisażu).

plakat1