Odloty

odloty1
Stanisław Surówka, Papugi, 1985

Anka była na lekkim kacu i nie nadążała za mną, gdy żwawo wbiegałem po schodach Muzeum Etnograficznego, by zobaczyć wystawę „Odloty”. Skusił nas dwuznaczny tytuł oraz to, że rzecz miała być o ptakach – tworach ludowych rzeźbiarzy. To ptaki właśnie odlatują do ciepłych krajów, a przy okazji można przeżyć odlot. Idealna wystawa na jesienny poranek.

Ptaków jest tu co niemiara. Bażanty, wrony, ślepowrony, wróżące mróz gile, wywołujące deszcz wilgi, jemiołuszki, indyki, jastrzębie, mewy w kolorowe wzorki, bociany przynoszące bobasy… Sporo też tu ptakoidów. Dzięki „Odlotom” poznaliśmy ten nowy gatunek i nowe słowo. Gdy się wpisze ptakoida w google, wyskoczy tylko dziesięć propozycji. A chodzi o rzeźbione z wyobraźni krzyżówki, ptaki, których nie da się odnaleźć w przyrodzie, coś, co ptaka naśladuje. „Ja dużo na oczy nie wezmę. Z wyobraźni więcej”, mówił rzeźbiarz Władysław Sałdyka.

odloty9.jpg

odloty4

Na wystawie można się wcielić w birdwatchera i oglądać rzeźby przez lornetki, wiszące na sznurkach. Niestety, coś poszło nie tak z architekturą wystawy. Zbudowano ją z prostopadłościanów ze sklejki, a ptaki przysiadają na nich w różnych miejscach. Większość wystawy pogrążona jest w irytującym żółto-zielonym świetle. Ale bardziej niż w lesie, czujemy się tutaj jak Calineczka wśród drewnianych klocków. Większość ptaków się w gubi w tak agresywnej scenografii.

Ptaki jednak ostatecznie biorą górę. Parę stykających się dzióbkami zielonych papużek wyrzeźbił sam Stanisław Surówka. Kuratorzy przywołują przy tej okazji zapowiadaną wiosną przez prasę inwazję zielonych papug do Polski. Ich obecność potwierdzali już miejscy birdwatcherzy, a papugi mają zagrażać lokalnym ptasim gatunkom.

odloty6
Ludwik Grzebieniowski, Ptaki, 1959
odloty8
Władysław Czachora, Ptakoid, 1985

W końcu wystawa z dobrymi podpisami! To cytaty ze znawców sztuki ludowej, jak Aleksander Jackowski, pism Oskara Kolberga, „Ptakologii” Sy Montgomery, „Kultury ludowej Słowian” Kazimierza Moszyńskiego. Dowiemy się więc, że za zabicie jednego z czczonych przez Słowian ptaków mogłaby nas spotkać kara w postaci kalectwa; że można wróżyć z tego, jak ptaki dziobią ziarno; że ogon pawia odwzorowuje gwieździste niebo. Według innej legendy, przywoływanej przez Kolberga, pawia stworzył Pan Bóg, ale zapomniał go ubrać. Ulitował się nad nim diabeł, nie zdążył jednak przed pianiem kura udekorować mu nóg.

odloty2
Antoni Kurzyn, Paw, 1980

Antropologiczne podejście do sztuki ludowej miesza się tu z atrakcyjnymi mitami i wierzeniami. W jednym z tekstów popularne w PRL-u książki o artystach ludowych porównywane są do atlasów ptaków. Życiorysy artystów ludowych ma charakteryzować powtarzający się scenariusz: zazwyczaj ktoś ich „odkrywa”, a potem zostaje ich patronem. Podobnie relacje artystów nieprofesjonalnych z naturą wcale nie są takie proste. Bo ci czerpią inspiracje nie tylko z obserwacji natury, ale też z telewizji czy wizyt w zoo.

odloty pingwin
Stanisław Marcisz, Pingwin, 1989
odloty5
Antoni Kurzyn, Orzeł, 1980

Przy wejściu na wystawę niczym strażnik stoi wyprostowany na baczność pingwin. Pochodzi z 1989 roku, ale jego autor Stanisław Marcisz z Zagnańska miał już w latach 70. podobnego pingwina wysłać na konkurs „Wojsko Polskie w rzeźbie ludowej”. Jury rzeźbę odrzuciło. Podobnie humorystycznie wypada orzeł Antoniego Kurzyna z Krzywych. Przykucnął na biało-czerwonym klocku i rozłożył skrzydła jak ptak z polskiego godła. Nieco oficjalny, spięty, ale – chcąc nie chcąc – zabawny.

odloty3
Jan Florczak, Wilgi, 1965

Outsiderzy

artbrut5.jpg
Xiao Yu

„Inny splendor” to niezbyt trafny tytuł. Nawet poza tytułem „splendor” to okropne słowo, zwłaszcza w połączeniu ze sztuką. A to wystawa art brut, artystów z autyzmem czy schizofrenią, raczej zaburzających hierarchiczne porządki sztuki, ignorujących je, może nawet nie zdających sobie sprawy z ich istnienia, a tym bardziej nie tworzących alternatywnych hierarchii w ich miejsce. Splendoru tu nie ma. Zresztą nawet jeden ze współkuratorów, doktor Akiko Ishioka, proponuje raczej termin „sztuka szczera”.

Ale jeszcze nikt dobrego terminu nie wymyślił. Od art brut Dubuffeta po dzisiejszą sztukę outsiderów, to wciąż sztuka, która potrzebuje jakiegoś przymiotnika. Nie mogę się doczekać, aż przestanie go potrzebować.

abrut1.jpg
Takeshi Yoshizawa

Na wystawie, która otworzyła się zaledwie na tydzień w Szanghajskiej Galerii Sztuki (publicznej, miejskiej galerii na Bundzie), mówi się głównie o art terapii. Spotykają się tu chińscy i japońscy podopieczni ośrodków i fundacji zajmujących się terapią przez sztukę. Wystawa jest wynikiem współpracy między szanghajską organizacją WABC (World of Art Brut Culture) i kilkoma instytucjami z Tokio. WABC założył osiem lat temu artysta Big Miao, początkowo myśląc o zorganizowaniu kilku wystaw art brut, ale skończyło się na NGO-sie o bardzo szeroko zakrojonej działalności. WABC nie tylko organizuje warsztaty, ale też prowadzi kampanie, mające zwalczać tabu związane z chorobami psychicznymi w Chinach.

Ponieważ „Inny splendor” powtarza strukturę wielu podobnych wystaw, rodem z Muzeum Etnograficznego, gdzie każdy artysta pokazuje kilka prac na swoich kawałku ściany, od razu przełączam się na myślenie krytyka – bo aż się prosi, by to lepiej wykuratorować, dokonać kuratorskiej selekcji, pozbyć się prac słabszych, wydobyć prace wybitne, a potem je okrasić jakąś kuratorską myślą przewodnią, która nie szufladkowałaby tych artystów, ale podkreślała, co w ich pracach najciekawsze. Bo sporo tu zwykłej artystycznej produkcji, twórczości niemal profesjonalnej, ale może właśnie przez to przeciętnej i nudnej. Rozumiem i tę konwencję, ale po prostu nie wszystko mnie tu interesuje.

abrut3.jpg
Tongtong

Żałuję za to, że mogłem tu zobaczyć tylko cztery obrazy Xiaolong. Xiaolong ma dziś 28 lat, stwardnienie rozsiane i zaburzenia psychiczne. Podobno rzadko się odzywa. Ale jego cztery obrazy obecne na wystawie pozostawiają ogromny niedosyt. Xiaolong maluje postacie o wielu twarzach i oczach. Nawet gdy liczba oczu i uszu się zgadza, są kubistycznie poplątane. Tak że jedna z jego bohaterek wydaje się sama ze sobą całować. Ta wielooczność wydaje się wynikiem jakiegoś wewnętrznego strachu, który każdemu nie jest chyba obcy.

Przez wiele prac przewija się też wątek pisma. Zazwyczaj znaki, litery i cyfry stanowią po prostu tło, nic konkretnego nie znaczą, są abstrakcją, językiem wyzbytym ze znaczenia. Takeshi Yoshizawa pokrywa swym równiutkim, gęstym pismem, każdy kawałek papieru – ulotki, foldery, gazety…

artbrut6.jpg
Li Jielin, Xiao Yu
artbrut4.jpg
Li Jielin

Pośrodku największej sali rozlewa się zaś coś, co kuratorzy nazywają „duchowym krajobrazem”. To ułożone obok siebie „dzienniki” Li Jielin z Guangzhou i Xiao Yu z Szanghaju, dwóch chłopców z zaawansowaną formą autyzmu. Li Jielin na zajęciach maluje kolorowe obrazy, ale na co dzień używa długopisu i białych kartek formatu A4, które są dla niego w szczególny sposób atrakcyjne. Zapisuje na nich rodzaj „wspomnień”, które umiejscawia w czasie według pogody, emocji, wydarzeń. Jego zapiski są obsesyjne, jakby nawiedzające go „wspomnienia” były szczególnie silne. Czasami powtarza te same zapiski i szybkie rysunki na wielu kartkach papieru. Jego „rysunkowe dzienniki” mają dwie perspektywy czasowe: opisują teraźniejszość i przeszłość, czasami sięgającą nawet XV wieku, jego wcześniejszych inkarnacji. Szkoda, że nie potrafię ich przeczytać.

Xiao Yu też tworzy codzienne, impulsywne kolorowe zapiski. Szybko zamalowuje kartki papieru w jaskrawe kolory, papierowe talerze pokrywa wzorami. To impulsywne, abstrakcyjne zapiski emocji i uczuć, czasami przypominające malarstwo taszystowskie. Ale wśród kolorowych kartek uwagę zwraca jedna karta, cała pomalowana na czarno. Czarne na czarnym. Malewiczowska czarna dziura.

abrut2.jpg
Xiaolong

Nie jestem już psem

njjp3
Rękawica, którą Stanisław Garbarczuk rzucił polskim politykom

Na stronie „Gazety Wyborczej” polecam wystawę „Nie jestem już psem” przygotowaną w Muzeum Śląskim w Katowicach przez Katarzyne Karwańską i Zofię Czartoryską. To ich kolejna propozycja, po „Po co wojny są na świecie” w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej, proponująca nowe podejście do tzw. sztuki outsiderów. Piszę:

 

Kuratorki najlepiej ujęły sprawę w tytule: „Nie jestem już psem”. To słowa Radosława Perlaka odsiadującego wyrok dożywocia w Zakładzie Karnym w Rawiczu. W więzieniu Perlak napisał trzy książki i odkrył nowe powołanie – zaczął malować, a jego obrazy zazwyczaj silnie dotykają polityki.

To artyści, którzy nie martwią się o karierę, nie liczą na zyski ze sprzedaży prac. Tworzą z wewnętrznej potrzeby, z trzewi. Sztuka wyraża ich stosunek do polityki, ich duchowość, ich seksualność, ich fobie i natręctwa. Nie ma tu miejsca na cynizm czy wyrachowanie. Tworzenie nadaje sens życiu, jest jego siłą napędową, nadaje tożsamość.

Kuratorki zresztą najbardziej interesują postawy radykalne, antysystemowe, anarchizujące. Ryszard Kisiel z Trójmiasta, który na początku lat 80., w kontekście milicyjnej akcji Hiacynt inwigilującej środowisko homoseksualistów, tworzył inscenizowane zdjęcia, często łączące homoerotykę i humor, a nawet politykę. Jego zabawne „czołówki” nieistniejących filmów to napisy tworzone bezpośrednio na ciele. Na przykład: „Chcemy porno, a nie ORMO” na wypiętych pośladkach.

njjp2

Wystawa w Katowicach stawia nową, odważną tezę o wspólnocie między kulturą alternatywną rodem z lat 80. oraz innymi outsiderami. Stąd obecność Roberta Brylewskiego.

W latach 80. anarchiści i punkowcy, ale też wielu artystów wizualnych działających poza oficjalnym obiegiem, byli w podobnej pozycji co współcześni outsiderzy. Niektórzy, jak Zbigniew Libera, po 1989 roku weszli do galerii, innym się nie udało, jeszcze inni – w ogóle nie mieli takich ambicji.

Z kultury alternatywnej, która już dawno trafiła do muzeów oprawiona w zgrabne ramki, bliżej jednak do głównego obiegu sztuki niż z muzeów etnograficznych. Barykada jest wysoka. Z prezentowanych w Katowicach artystów najbliższy jej przekroczenia jest Tomasz Machciński, który od dziesięcioleci fotografuje siebie w różnych kobiecych stylizacjach. To projekt gotowy, by samodzielnie zaistnieć w galerii.

„Nie jestem już psem” zrywa z hierarchiami sztuki, ale wciąż sytuuje tych twórców na marginesie. Wystawa obarczona jest ryzykiem fetyszyzacji. To twórcy atrakcyjni, bo wciąż na swój sposób egzotyczni. Dlatego Xawery Stańczyk w tekście towarzyszącym wystawie proponuje rozróżnienie na tych artystów, którzy są outsiderami z przyczyn od nich niezależnych, i outsiderów z wyboru.

Teza o pokrewieństwie kultury alternatywnej i outsiderów sztuki będzie więc trudna do utrzymania. Ale każde takie naruszenie kanonu jest cenne. Pokazuje bowiem, że wolność twórcza, także ta zapisana w konstytucji, nie dotyczy tylko artystów przez duże „a”.