Strażnik ojczyzny

IMG_3677.jpg

Jesienno-zimowy sezon w szanghajskich galeriach i muzeach obfitował w blockbustery. W czasie targów na West Bundzie (te mnie ominęły) otworzyło się Szanghajskie Biennale, w tym roku kuratorowane przez Cuahtémoca Medinę, niestety słabiutkie. Muzeum Yuz zaprosiło do współpracy Maurizio Cattelana. Poza tym można w Szanghaju zobaczyć duże indywidualne wystawy Francisa Alysa, Cindy Sherman, Thomasa Hirschhorna… Wśród galerii komercyjnych przybyła zaś niedawno galeria Perrotin, która na pierwszym szanghajskim pokazie postawiła na Takashiego Murakamiego. Hitem sezonu jest jednak wystawa Louise Bourgeois w Long Museum na West Bundzie. Stać nas na to – mówią szanghajskie muzea.

Gdy jednak większość prywatnych muzeów stawia po prostu na głośne nazwiska, Long Museum wyróżnia się też kuratorskim, a nawet badawczym podejściem. Louise Bourgeois to czysta przyjemność, ale o wiele ciekawsza okazała się dla mnie wystawa poświęcona… jednemu obrazowi.

Para kolekcjonerów, małżeństwo Wang Wei i Liu Yiqian, którzy stoją za Long Museum i jego trzema oddziałami, szczyci się wspaniałymi zbiorami sztuki rewolucyjnej. W zeszłym roku można ją było oglądać w starszej siedzibie Long Museum na Pudongu. Tym razem na West Bundzie można przyjrzeć się z bliska artystycznej produkcji rewolucji kulturalnej na przykładzie płótna zatytułowanego „Strażnik naszej wspaniałej ojczyzny”.

IMG_3718.jpg

Tytułowy strażnik to strażnik graniczny. Bohatersko lustruje okolicę ze szczytu strażniczej wieży. Obraz pojawił się na Wielkiej Wystawie Narodowej w Pekinie w 1974 roku, potem zaś na tysiącach reprodukcji.

Shen Jiawei namalował to płótno, zainspirowany popularną pieśnią z 1970 roku o tym samym tytule, w której heroizm strażnika granicznego opisany jest w górnolotnych słowach. Obrona granic to honor, a on wypełnia swe obowiązki dumnie, jakby stał na placu Tiananmen, mając za plecami przewodniczącego Mao.

Obraz świetnie spełniał wymogi ówczesnej propagandy i zasady łączące rewolucyjny realizm z rewolucyjnym romantyzmem. Dlatego mógł pojawić się na ogólnokrajowej wystawie w Narodowym Muzeum Sztuki Chin. Wyróżniła go podobno sama Jiang Qing, żona Mao, należąca do bandy czworga.

IMG_3684.jpg

Obrazy na wystawę przechodziły przez „korektę malarską” (owe korekty to osobny temat badawczy dla historyków zajmujących się sztuką tego okresu). Zanim obraz trafił na ogólnokrajową wystawę, musiał przejść przez kilka takich rewizji. Dokonano kilku zmian, w tym w głównej postaci, bez wiedzy samego autora. Korekty służyły przede wszystkim standaryzacji indywidualnych stylów różnych artystów oraz przedstawianych postaci.

Na pierwszy rzut oka obraz nie odbiega od ówczesnej produkcji artystycznej, ale można w nim docenić kunszt malarski. O jego wadze decyduje jednak przede wszystkim kontekst historyczny.

Temat obrony granic był często obecny w sztuce rewolucyjnej. Mao obawiał się przecież ataku ze strony Związku Radzieckiego. Podczas rewolucji kulturalnej ZSRR stał się wrogiem Chin nr 1. W 1969 roku doszło nawet do kilku bitew na skutej lodem rzece Ussuri wokół spornej wyspy Zhenbao.

IMG_3703.jpg
Rysunek Shen Jiaweia z 1973 roku

Shen należał zaś do tzw. straconego pokolenia, które nie mogło kontynuować edukacji z powodu rewolucji kulturalnej. Zamiast tego jako zhiqing (wykształcona młodzież) wysyłani byli na reedukację przez pracę na wieś. Wielu z nich trafiło na tzw. dziką północ, w regiony, które w pierwszej kolejności musiałyby odpierać ewentualny sowiecki atak. Ucieczka do Związku Radzieckiego uznawana była za największą zdradę.

Shen w 1970 roku trafił do prowincji Heilongjiang, tuż przy granicy ze Związkiem Radzieckim. Jego jednostka produkcyjna podlegała armii, on jednak został rekomendowany do szkoły artystycznej, kształcącej twórców propagandy. (Właściwą edukację artystyczną otrzymał później, na początku lat 80., gdy na nowo otwarto szkoły wyższe.)

img_3706
Shen Jiawei, Jedzący śnieg, 1972

Dopiero te wszystkie czynniki mogą wyjaśnić, skąd wzięła się tematyka tego obrazu oraz dlaczego był wówczas tak popularny. Na wystawie obraz z jednej strony otaczają szkice i fotografie strażników, które kolekcjonerzy dokupili w ostatnim czasie, uzupełniając obraz ważnymi materiałami, z drugiej zaś strony – materiały z epoki, ukazujące, jak „Strażnik…” wykorzystywany był w propagandzie – na kalendarzach, plakatach, czy reprodukcjach w „Jiefangjun Huabao”, ilustrowanym magazynie Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. W osobnych salach zaprezentowano kilka innych prac Shena z tego okresu.

Ponieważ rewolucja kulturowa wciąż jest w Chinach rodzajem historycznego gorącego kartofla, którego lepiej się nie tykać, może zaskakiwać, jak wiele powiedziane tu zostało wprost. Nawet w tekście wprowadzającym do wystawy mowa jest o „historii, która staje się tabu”. Wystawa zbudowana wokół jednego obrazu staje się pretekstem dla opowiedzenia o mechanizmach tworzenia sztuki w czasach rewolucji kulturalnej.

Z końcem rewolucji kulturalnej i procesem bandy czworga, dokonano też rewizji sztuki i obraz wrócił do Shena, który potem przez wiele lat trzymał go zwiniętego pod łóżkiem. Dopiero w 1998 obraz pojawił się na wystawie w nowojorskim Muzeum Guggenheima (wcześniej, po wydarzeniach na placu Tiananmen w 1989 roku, Shen na stałe osiedlił się w Australii). W 2009 roku został sprzedany na aukcji w Pekinie za milion dolarów, by w końcu, w 2012 roku, trafić do kolekcji Long Museum.

IMG_3678.jpg

Plakaty chińskiej rewolucji

plakat9

Jakiś czas temu pisałem o chińskiej sztuce rewolucyjnej, prezentowanej w szanghajskim Muzeum Long. Jak bardzo propagandowe by te obrazy nie były, jak bardzo artyści nie starali się wziąć do serca słów przewodniczącego Mao, by sztuka w pierwszej kolejności służyła robotnikom i chłopom, wciąż pozostawały sztuką wysoką. Przeciętny mieszkaniec Chińskiej Republiki Ludowej miał do czynienia z innego rodzaju artystyczną produkcją. Medium chińskiej propagandy był plakat. I można się o tym przekonać w innym miejscu – Centrum Plakatu Propagandowego.

Za tą nazwą kryje się dziwna, prywatna instytucja, a za nią stoi kolekcjoner Yang Peiming. Galeria mieści się w piwnicy bloku mieszkalnego i panuje tu spory bałagan. Taki bałagan bez cudzysłowu. Plakaty ukryte za pofalowanym pleksi czasami wiszą, czasami stoją oparte o ścianę. Do tego kwiatki doniczkowe, wentylatory i różnej maści nieplakatowe propagandowe imponderabilia w zaaranżowanych ad hoc gablotach i szafkach. Ale w tym wszystkim da się odnaleźć chronologiczną narrację, a wszystkie obiekty – co nie jest w chińskich muzeach oczywiste – opatrzone są angielskimi podpisami (nieraz odręcznymi). Ta niewielka wystawa to fragment największej kolekcji chińskiego plakatu, liczącej ponad 6 tysięcy obiektów, a galeria wydaje całkiem sensowny katalog. Jest też wymieniana we wszystkich przewodnikach i trafiają tu głównie zagraniczni turyści.

plakat12
Dong Xiwen, „Wielka ceremonia powołania Chińskiej Republiki Ludowej”, wersja plakatu z 1956 roku 

Takiej kolekcji nie zobaczy się nigdzie indziej w Szanghaju, w żadnym państwowym czy prywatnym muzeum. Jeśli przymknie się oko na panujący tu nieład, wystawa okazuje się fascynującą podróżą przez epizody dwudziestowiecznej historii Chin oraz międzynarodowe przyjaźnie i antypatie, a towarzyszyć nam w niej będą zarówno bohaterowie rewolucji i pracy z przewodniczącym Mao (Czerwonym Słońcem) na czele, jak i antybohaterowie.

Mamy 1 października 1949 roku. Na placu Tienanmen w Pekinie Mao Zedong proklamuje powstanie Chińskiej Republiki Ludowej. Plakat to reprodukcja obrazu Donga Xiwena, jednego z najważniejszych dzieł w historii chińskiej sztuki rewolucyjnej. Wraz z czystkami w partii (zwłaszcza w czasie Rewolucji Kulturowej) obraz przemalowywano, dodając lub ujmując dygnitarzy towarzyszących Mao na trybunie honorowej. Więc plakaty też uaktualniano tak, by nadążały za aktualną polityką historyczną. Na kilku zawieszonych obok siebie wersjach można zabawić się w wyszukiwanie różnic. Czy podobnie będzie wyglądało wykreślanie Lecha Wałęsy z historii Solidarności?

plakat7.jpg

Takie poprawianie historii to wręcz chińska specjalność. W rogu, z bałaganu identycznych figurek Mao i kilku figurek Buddy wystaje Mao w nieco młodszej wersji, z parasolką pod pachą. Takim przedstawił go Liu Chunhua na słynnym obrazie „Przewodniczący Mao na drodze do Anyuan” z 1967 roku. Obraz to typowy przykład połączenia socrealizmu i chińskiego rewolucyjnego romantyzmu z początku Rewolucji Kulturowej. Mao wydaje się rosnąć jak Guliwer, jest większy niż góry, a zarazem trochę rozmarzony. A przecież udaje się do Anyuan, by zmobilizować górniczy proletariat do strajku.

Rzecz w tym, że w tym epizodzie z lat 20., początków ruchu komunistycznego w Chinach, Mao odegrał rolę marginalną. Strajki w Anyuan organizował głównie Liu Shaoqi, ten jednak był jednym z głównych ofiar Rewolucji Kulturowej (i dlatego to właśnie Liu musiał zniknąć z trybuny honorowej w 1949). Obraz powstał zresztą na wystawę „Myśl Mao Zedonga oświeca ruch robotniczy w Anyuan” i potem powielono go ponoć w rekordowej liczbie 900 milionów plakatów (co czyniłoby najbardziej reprodukowanym obrazem w historii). Ale takiego plakatu akurat na tej wystawie nie ma.

Nie tylko postacie musiały się zgadzać. Mao jako główny bohater musiał być odpowiednio duży. Gdy plakacista Chen Jiang w 1968 przedstawił Mao na tle czerwonej od sztandarów demonstracji, zaprotestowała Jiang Quing (żona Mao, jedna z tzw. bandy czworga). Zdaniem Jiang Chen nie zachował odpowiednich proporcji – Mao powinien być bowiem jeszcze większy, a ludzie w stosunku do niego – mniejsi. Chen zastosował się do tych wskazówek. Na wystawie obie wersje wiszą jedna nad drugą.

plakat3
Ha Qiongwen, „Niech żyje przyjaźń chińsko-radziecka”, 1959

Ogłaszane z rozmachem kampanie Mao, kończyły się już po cichu, bez plakatów. Wielki Skok reprezentuje statek w kształcie chińskiego smoka, Chińczycy wiosłują pod prąd. Na żaglach hasła kampanii: „Więcej! Szybciej! Lepiej! Taniej!”. Obok amerykańscy imperialiści skarykaturyzowani na niewielkiej pirackiej łajbie obserwują uciekający im chiński okręt. Z żadnego z plakatów nie dowiemy się jednak, jakim dramatem skończyła się ta mrzonka przewodniczącego Mao (m.in. o wytapianiu stali w prymitywnych dymiarkach) i że to sterowany przez niego okręt niemal zatonął.

Jeden z plakatów przedstawia podpisanie traktatu o przyjaźni chińsko-sowieckiej, inny – tę samą przyjaźń symbolizowaną przez dwóch rosłych sadowników, splecionych ramionami w niemal gejowskim uścisku. Ale już o tym, że ta przyjaźń się szybko skończyła, a romans nigdy nie został w pełni skonsumowany, się nie dowiemy. Za to tuż za rogiem plakat z Chinką i Afroamerykanką ogłasza, że „srebrna piłeczka niesie przyjaźń”. To już inna przyjaźń, ta ze Stanami Zjednoczonymi, zapoczątkowana ping-pongową dyplomacją.

plakat 5
„Srebrna piłeczka niesie przyjaźń”, 1972
plakat6
„Wystąp przeciwko bandzie czworga”, 1978

Tylko Kulturowa Rewolucja, która wyprodukowała największą ilość propagandy (z wszechobecnym Mao i jego czerwoną książeczką), znajduje swoje domknięcie. Na infantylnym plakacie czwórka dzieci ognistymi dzidami przebija portrety bandy czworga. Dlaczego akurat dzieci rozprawiają się z reżyserami Kulturowej Rewolucji – o tym za chwilę.

Jeśli na początku pisałem, że czym innym był realizm rewolucyjny w malarstwie, a czym innym plakatowa propaganda, muszę też dodać, że plakat plakatowi nierówny. Większość obiektów w kolekcji to offsetowe, wielokolorowe plakaty, drukowane w tysiącach egzemplarzy, ale w większości wysokiej jakości artystycznej. Na pierwszym froncie rewolucji liczyła się masowość, szybkość, taniość i dostępność materiałów. Tu nie było offsetu, lecz prosty drzeworyt, w porywach do dwóch kolorów (czerń i czerwień), ale też murale i wszystko, co było pod ręką. Większość z tych plakatów była anonimowa, powstawała w anarchistycznej gorączce i społecznej zawierusze. Do ich produkcji angażowano tysiące artystów, wysyłanych do fabryk i na wieś, w tym artystów amatorów.

plakat8
Dazibao

Najbardziej popularnym środkiem propagandowym Rewolucji Kulturowej były dazibao (tłumaczone na polski jako „gazetki wielkich znaków”), rodzaj pisanych ręcznie plakatów-gazet z hasłami. Nawet sam Mao taki plakat napisał, ale przez dziesięć lat Rewolucji Kulturowej powstało ich setki milionów. Dazibao było narzędziem walki, traktowanym jak świętość. Większość z nich jednak ostatecznie trafiła na makulaturę. W kolekcji Yanga Peiminga znajduje się niewielki, oprawiony skrawek bibuły z cytatem Mao upominającym, by „nie zapominać o walce klasowej”, oraz już bardziej przyziemną krytyką niejakiego pana Li („Ujawnij podwójną twarz Li Hongzhena”), za którą kryć się musi jakiś dramat jednej z wielu ofiar Rewolucji Kulturowej.

Kolekcjoner Yang Peiming dobrze pamięta ten czas. We wstępie do katalogu swojej kolekcji pisze, że gdy rozpoczynała się Rewolucja Kulturowa, był studentem, a głównym zajęciem studentów w tym czasie było tworzenie dazibao oraz sesje krytyki i samokrytyki. Pisze, że on i jego koledzy, pokolenie czerwonogwardzistów, stracili wówczas umiejętność krytycznych sądów.

plakat2
„Dzieci nowych Chin”, 1950

Chińscy komuniści wcześnie dostrzegli też propagandowy potencjał tzw. obrazków noworocznych (nianhua), prostych obrazków zmienianych w chińskich domach z okazji chińskiego Nowego Roku. W czasie wojny z Japonią, a zwłaszcza po 1949 roku tej tradycyjnej ludowej formie narzucono po prostu nowe tematy. Gdy w tradycyjnych obrazkach noworocznych dominowały sceny z chińskiego folkloru, scenki z życia i pucułowate dzieci (!), komuniści włączali w to tematy polityczne. Co oczywiście napotykało problemy natury artystycznej i było przedmiotem nieustannych dyskusji.

Efekt był bowiem często komiczny. Stąd właśnie pulchne dzieci w dorosłych, często nieprzyzwoitych wręcz rolach. Dzieci mogą więc demonstrować w tanecznym korowodzie pod transparentem ogłaszającym, że „nie ma większego honoru niż zostać nazwanym bohaterem pracy”, ale równie chętnie chwycić za broń. Na pstrokatym plakacie z początków ChRL na oko kilkuletni żołnierze – jeden z karabinem, drugi w samolocie, trzeci na wojennym okręciku – rozprawiają się z amerykańskimi imperialistami; przyglądają im się chłopczyk-robotnik (dzierżący pocisk, który chyba właśnie wyprodukował) i dziewczynka-traktorzystka; nad wszystkim unosi się zaś biały jak śnieg gołąbek pokoju. Ale nawet na bliższym nam czasowo plakacie z końca ekspozycji, opiewającym chiński program kosmiczny, rakietą w kosmos lecą dzieci.

plakat4

Zachęcony wystawą turysta trafi jeszcze do muzealnego sklepiku, bardziej uporządkowanego niż sama wystawa. Tu następuje już rodzaj eksplozji polityczneog pop artu z myślą o zagranicznym kliencie, mimo że cały towar to reprodukcje lub oryginały, plakaty, stare wydania czerwonej książeczki i przypinki z Mao. Sam dałem się skusić niewielkiemu czerwonemu drzeworytowi z czasów wojny w Wietnamie, jeszcze sprzed magicznej srebrnej piłeczki, na którym dziecięcy żołnierze zestrzeliwują amerykański samolot.