Casa do Povo

DSC04405.jpg

W São Paulo jedziemy do Casa do Povo w dzielnicy Bom Retiro. Spotykamy się z kierującym tym miejscem Benjaminem Seroussim, Francuzem mieszkającym w Brazylii. Jeszcze kilka dni wcześniej był tu Jakub Szczęsny, architekt, znany między innymi z tego, że w Warszawie zaprojektował Dom Kereta, podobno najwęższy dom na świecie. Minęliśmy się.

Benjamin dużo mówi, a do tego co chwilę ktoś podchodzi i mu przerywa – w Casa do Povo dużo się dzieje. Oprowadza nas po budynku, do którego prowadzą szerokie schody. Na każdym piętrze za drzwiami otwierają się przestronne pomieszczenia. Na parterze właśnie przygotowywane jest spotkanie haitańskie. Imigranci z karaibskiej wyspy przygotowują jedzenie, rozstawiają krzesła i sprzęt. Działa tu też niewielki bar ze stolikami na skromnym tarasie. A to wszystko w niewyremontowanych pomieszczeniach. Gdzieś schodzi farba ze ściany, odpadają klepki z parkietu. Dominuje estetyka do-it-yourself. I nie cała przestrzeń jest zawsze wykorzystywana. Benjamin mówi, że celowo – chodzi o to, by budynek ciągle zachowywał swój potencjał. By nikogo nie peszył, by nie bać się wbić gwoździa w ścianę. Bo nie wystarczy, by było czysto i pięknie. O co innego tu biega.

Gdy kilka lat temu zaczął kierować tym miejscem, zafascynowała go jego historia. Casa do Povo, czyli Dom Ludowy, to instytucja założona tuż po wojnie przez żydowskich imigrantów i uchodźców, z których większość pochodziła z Polski i miała lewicujące poglądy. Uciekali z Polski między innymi przed represjami w kraju rządzonym przez endeków. Ale polscy imigranci pojawili się w Brazylii znacznie wcześniej, w latach 90. XIX wieku było ich tylu, że Brazylię nazywali „Nową Polską”.

DSC04403.jpg

Bom Retiro było zaś polską dzielnicą. Osiedlali się tu polscy Żydzi i katolicy. W Bom Retiro mówiło się w jidysz. Za powstaniem Casa do Povo stała potrzeba zachowania kultury jidysz, strategia alternatywna wobec syjonizmu. Grupa lewicujących, komunizujących Żydów, głównie z Polski, w 1946 roku kupiła działkę i zaczęła budowę Domu Ludowego, także jako „żywy pomnik” dla milionów Żydów, którzy zginęli w Holokauście. Pięknie, znajomo brzmią ich nazwiska: Majer Okret, Jankiel Len, Max Cymbalista, José Aron Sendacz.

Z Benjaminem zwiedzamy budynek. Na parterze trwają przygotowania do koncertu, na pierwszym piętrze odbywa się właśnie jakieś spotkanie, na drugim – grupa krawiecka uczy się szyć. Turkoczą maszyny do szycia. Uczestnicy przychodzą z własnymi materiałami, ale własne wykroje sprezentowali im znani brazylijscy projektanci. Pozostaje im tylko wykonanie swoich ubrań. Schodzimy też do ciemnej piwnicy – okazuje się ogromną, czarną pieczarą, ruiną teatru. Benjamin zapala pojedynczą żarówką nad sceną. Kiedyś działał tu jeden z najważniejszych teatrów w São Paulo.

Na zaproszenie Casa do Povo, w ramach sezonu polskiego w Brazylii, organizowanego przez Instytut Adama Mickiewicza, przyjechał tu w październiku Jakub Szczęsny. Na dachu skonstruował „Polish Refuge”, polskie schronisko, dom uchodźcy. Sam w nim zamieszkał, ale zaprosił do korzystania z niego innych. To bardziej projekt społeczny niż architektoniczny.

DSC04404.jpg

Oglądamy miejsce, gdzie jeszcze kilka dni wcześniej mieszkał Szczęsny – ciągle stoi tu zaścielone łóżko i wiszą ręczniki. Siadamy pod zbudowanym przez architekta dachem-kurtyną z białego płótna. „Sky is the limit”, śmieje się Benjamin. To tu odbywały się spotkania i dyskusje w ramach jego projektu. Gdyby nie pogoda (zanosi się na deszcz), koncert haitański też by się tu odbył.

Pytam Benjamina o różnicę między Casa do Povo i SESC (pisałem już o wizycie w SESC Pompeia). W końcu takie instytucje działają w Brazylii dzięki odpisom podatkowym. Czy Casa do Povo to taki SESC, tylko bardziej radykalny? Benjamin śmieje się, że to z mojej strony prowokacja. Ale podkreśla, że o ile sieć SESC działa, by poprawiać jakość życia Brazylijczyków, nie widać w niej społecznych konfliktów. Tymczasem Casa do Povo tych konfliktów się nie boi. Wręcz przeciwnie, trudno ich tu uniknąć. Trzeba z nimi pracować.

DSC04417.jpg

Bo Casa do Povo otwarta jest na wszystkie osoby, które chciałyby tu coś zrobić. Część jej programu to działania własne, część – innych inicjatyw i organizacji, które potrzebują przestrzeni. Na przykład w poniedziałki potomkowie polskich Żydów śpiewają wspólnie rewolucyjne pieśni w jidysz. Casa do Povo wydaje też swoją gazetę w czterech językach: portugalsku, katalońsku, jidysz i koreańsku, bo w Bom Retiro mieszkają dziś głównie koreańscy imigranci.Szczęsny przyciągnął do Casa do Povo nowych użytkowników i Seroussi ma nadzieję, że Boliwijczycy, Koreańczycy, Haitańczycy, Paragwajczycy, osoby trans i inne mniejszości z Bom Retiro pozostaną tu na dłużej.

Casa do Povo wspólnie ze Szczęsnym wyda wkrótce książkę – rodzaj przewodnika po polskich śladach i miejscach w São Paulo, ale też wpływie polskich imigrantów na brazylijską kulturę czy polsko-brazylijskiej tożsamości, burzącej nasze pojęcie polskości. Pojawią się w niej m.in. takie postacie jak słynny architekt Lucjan Korngold, malarze z Grupa Ruptura – Anatol Wladyslaw i Leopold Haar, rzeźbiarz August Zamoyski, który spędził w Brazylii kilkanaście lat (widziałem jego rzeźbę przed muzeum w Belo Horizonte), a także Frans Krajcberg, dziś ponad dziewięćdziesięcioletni artysta, którego grupę rzeźb można oglądać na trwającym właśnie Biennale w São Paulo (recenzja wkrótce).

DSC04407.jpg

Pomyślałem sobie, że skoro Instytut Adama Mickiewicza zainstalował kiedyś w Warszawie „Tęczę” Julity Wójcik, którą wcześniej pokazywał w Brukseli, może teraz przeniósłby do naszej stolicy ideę domu uchodźcy. Na pewno i u nas znaleźliby się jego nowi mieszkańcy. Taka myśl na 11 listopada.

Pampulha

pampulha2
Klub jachtowy (dziś tenisowy), proj. Oscar Niemeyer, Pampulha, Belo Horizonte

Jeśli wierzyć brazylijskim historykom architektury, brazylijski modernizm, ich duma narodowa, narodził się w kasynie. Oczywiście nieco naciągam tę historię dla lepszego efektu. Na pewno jednak Belo Horizonte, które właśnie odwiedziłem, było jednym z najważniejszych miejsc dla tych narodzin. A konkretnie Pampulha, kiedyś miasteczko, dziś dzielnica Belo Horizonte. To tu Juscelino Kubitschek, ówczesny prezydent miasta, późniejszy prezydent Brazylii i inicjator budowy jej nowej stolicy, zaprzyjaźnił się w latach 40. z Oscarem Niemeyerem.

Belo Horizonte to podobnie jak Brasilia miasto zbudowane od zero, ale dużo wcześniej – pod koniec XIX wieku, według planu Aarão Reisa, jako nowa stolica stanu Minas Gerais. Jeszcze przed Kubitschkiem, który rządził miastem w latach 1940-1945, powstało sztuczne jezioro Pampulha. Kubitschek postanowił przekształcić jego okolicę w kompleks rekreacyjno-rozrywkowy jako zachętę do osiedlania się w regionie. Większość budynków zaprojektował młody i początkujący wówczas architekt Oscar Niemeyer.

Spod ręki Niemeyera wyszło kasyno, restauracja z dancingiem Casa do Baile, klub jachtowy z dachem ułożonym w „skrzydła motyla”, kościół św. Franciszka. Niemeyer zaprojektował też dom dla Kubitschka położony nad brzegiem jeziora. Za architekturę krajobrazu odpowiadał Roberto Burle Marx. Dzisiaj park i budynki Niemeyera to główna atrakcja okolicy. Uważa się, że dały one początek poszukiwaniom brazylijskiej odmiany modernizmu, łączącej cechy lokalne z uniwersalnymi.

dsc03461

dsc03580
Museo de Arte da Pampulha, proj. Oscar Niemeyer

Jako pierwszy, już w 1943 roku, oddano budynek kasyna, zdecydowanie najciekawszy. Tworzą go trzy bryły, niemal w całości przeszklone. W środku Niemeyer zaplanował otwarte przestrzenie, różne poziomy łączone m.in. pochyłymi, eliptycznymi rampami. Jak przystało na luksusowe kasyno, Niemeyer sięgnął po odpowiednio drogie materiały: włoski marmur, granit, alabaster, szlifowany onyks, stal nierdzewną. Jedna ze ścian w największej przestrzeni pokryta jest różowymi, belgijskimi lustrami.

DSC03493.jpg

DSC03529.jpg
Museo de Arte da Pampulha, proj. Oscar Niemeyer

Lata świetności kasyna czy – jak je nazywano – „kryształowego pałacu” trwały krótko. W 1946 roku w Brazylii zakazano hazardu. Przez to podupadła też cała Pampulha. Ale już w 1957 roku zdecydowano się przekształcić byłe kasyno w muzeum sztuki. I jest nim do dzisiaj. Muzea na całym świecie zagospodarowują najróżniejsze budynki (Tate Modern mieści się w byłej elektrowni), ale kasyno to jednak coś. Dzisiaj przed Museo de Arte da Pampulha stoi rzeźba Augusta Zamoyskiego „Nu” (Zamoyski spędził w Brazylii II wojnę światową i pozostał tu do połowy lat 50., tworzył tu i wykładał).

DSC03463.jpg
August Zamoyski, „Nu”, 1943

Na szczęście zmieniając funkcję budynku, w nieznacznym stopniu zmieniono samą architekturę. Można tu odwiedzić salę ze sceną, podświetlanym dancefloorem (jak u Uklańskiego) i ciągiem parawanów, które jednocześnie chroniły od słońca i służyły jako ekrany akustyczne.

Podobno wystawy w muzeum starają się podejmować dialog z architektonicznym i krajobrazowym dziedzictwem kompleksu Pampulha. I na taką wystawę też trafiliśmy (niestety wszystko po portugalsku, więc w odbiorze przeszkadzała bariera językowa).

DSC03412.jpg

DSC03434.jpg

dsc03441
Kościół św. Franciszka, proj. Oscar Niemeyer, Pampulha, Belo Horizonte

Ciekawa jest też historia kościoła św. Franciszka, kościółka właściwie, niezwykle malowniczego. Świątynia ta bowiem stała się zabytkiem, zanim została konsekrowana przez kościół katolicki. Kościelni hierarchowie nie mogli zaakceptować Niemeyerowskiej estetyki, do której jeszcze nie zdążyli przywyknąć, i zwlekali z konsekracją do 1959 roku. Więcej, grozili rozbiórką! Tymczasem już w 1947 roku, kilka lat po zakończeniu budowy, kościół uznano oficjalnie za zabytek (pierwszy zabytek modernistycznej architektury w Brazylii). Ale niemal żaden z zaprojektowanych tu przez Niemeyera budynków nie był używany zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem. Wyglądały egzotycznie, ale przez lata stały bezużyteczne. Burżuazyjna dolce vita nie ziściła się.

Kilka miesięcy temu Pampulha została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Podróżując po niektórych miastach Brazylii można odnieść wrażenie, że Niemeyer zaprojektował tu wszystko, co ważne. My na brazylijskim szlaku mamy i Brasilię, i Belo Horizonte, i Sao Paulo – wszędzie Niemeyer sporo pracował. W Belo Horizonte pozostawił po sobie rezydencje, teatr miejski, oparty na ameboidalnym planie luksusowy apartamentowiec zwany dziś Edificio Niemeyer, a całkiem niedawno, w 2010 roku, oddano do użytku nowe miasteczko administracyjne, czyli siedzibę rządu i departamentów stanu Minas Gerais, położone po drodze na lotnisko. Architektura miasteczka administracyjnego jest typowa dla późnych projektów Niemeyera. Tiradentes Palace to na przykład ogromne, wielopiętrowe szklane pudełko zwisające na trzydziestu stalowych linach z łuku-ramy zbudowanej ze zbrojonego betonu. Ale na tym nie koniec, zmarły cztery lata temu Niemeyer cały czas w Belo Horizonte buduje. Również po drodze na lotnisko powstanie według jego projektu nowa katedra Cristo Rei na 3 tysięcy wiernych.

DSC03418.jpg
Kościół św. Franciszka, proj. Oscar Niemeyer, Pampulha, Belo Horizonte