Lalka

DSC03651.jpg

Do Floresty, dzielnicy Belo Horizonte, trafiamy za sprawą Julity Wójcik, Jacka Niegody i opiekującego się nimi kuratora Krzysztofa Gutfrańskiego. Oni znają to miejsce świetnie. Siedzą tu już od jakiegoś czasu i eksplorują okolicę, a szczególnie jedną rodzinną fabryczkę. Jacek zabiera ze sobą kamerę. Na ulicy pod ogromnym czerwonym podświetlanym szyldem LALKA wita nas Enrique, a właściwie Henryk, Latynos z kręconymi czarnymi włosami. W sklepie słodycze – czekoladki, landrynki, bombonierki. Potem we wnętrzu domu za sklepem spotykamy się z Roberto, ojcem Henryka.

Słodycze to rodzinny biznes rodziny Grochowskich. Chętnie podkreślają swoje polskie korzenie, chociaż żaden z nich dziś po polsku nie mówi. Nawet swoje nazwisko wymawiają „groszowski”. Rozmawiamy przez tłumacza, Daniela, który przekłada z portugalskiego na angielski. To rozciąga rozmowę.

Przodkowie Roberta przyjechali do Brazylii, kraju przyszłości – paese futuro, w latach 20. Henryk Grochowski, jego dziadek, pochodził z Nowo-Radomska. Roberto pojechał nawet kilka lat temu do Polski i szukał Nowo-Radomska, ale go nie znalazł. Bo zaborowy Nowo-Radomsk to po prostu dzisiejsze Radomsko.

Już po przemierzeniu oceanu, w Nowej Limie, gdzie utworzyła się polska kolonia, Henryk poznał swą przyszłą żonę, Helenę, podobnie jak on urodzoną w Polsce.

Henryk był w Polsce stolarzem. Ale zdaniem Roberta przywiózł ze sobą z Polski książki z przepisami. Więc ten słodyczowy biznes nie mógł być do końca dziełem przypadku. Wiadomo, że w mieście Petropolis Henryk zaprzyjaźnił się z Niemcem, z którym planowali założenie wspólnego biznesu. Ostatecznie powstały dwie firmy w dwóch różnych miastach. W znaku firmowej pierwszej był chłopiec, więc firma nazywała się Garrotto. W znaku firmowej drugiej, założonej przez Henryka we Floreście, robotniczej dzielnicy Belo Horizonte, wtedy jeszcze stosunkowo niewielkiego miasta, znalazła się dziewczynka, ale firma uzyskała polską nazwę Lalka. Do niedawna, do spotkania z Julitą i Jackiem, Grochowscy byli przekonani, że „lalka” oznacza po polsku dziewczynkę. O powieści Bolesława Prusa i subiekcie Rzeckim tym bardziej nie słyszeli. A przecież Henryk mógł ją znać.

W 1951 roku, po śmierci Henryka, biznes przejął Stanislau (Stanisław), który miał wówczas 26 lat. Stanisław, który zmarł przed rokiem, miał dziewięcioro dzieci, ale biznes ostatecznie przejął Roberto, który teraz prowadzi go wspólnie z Henrykiem, swoim synem, a ten z kolei już myśli już o spadkobiercy landrynkowego dziedzictwa. Bo jest też Bruno, brat Henryka, oraz syn Bruna – czteroletni Dawid.

DSC03606.jpg

Lalka to w Belo Horizonte popularna marka, słynie zwłaszcza z jabłkowych landrynek i czekoladek z likierem, ale – jak się okazuje – sama firma jest niewielka, zatrudnia zaledwie cztery osoby. Po rozmowie i degustacji idziemy ją odwiedzić. To kilka kroków od jadalni, schodami w dół. Linie produkcyjne, uruchamiane w zależności od potrzeb, pamiętają lata 40. i 50.

Julitę i Jacka poza fascynującą polsko-brazylijską historią interesuje zwłaszcza ta mała skala rodzinnego interesu Grochowskich. Skala niewielka celowo. Dlaczego nie starają się rozwijać biznesu? Raz, że tak im się podoba, tak było zawsze; gdy przed Wielkanocą wzrasta popyt na ich wyroby, cała rodzina po prostu zakasuje rękawy. Dwa, że niepodejmowanie ryzyka (czy obawa przed nim) jest ich receptą na przetrwanie na rynku zdominowanym przez wielkie koncerny. Odrzucali wszystkie oferty kupna ich firmy. A trzy, że jest w nich pewien etos i szacunek do pracy fizycznej, przy maszynach, krojeniu cukierków, pakowaniu. A te wyroby, które się nie sprzedadzą, pod koniec tygodnia oddają biednym.

Trudno jeszcze powiedzieć, co dokładnie powstanie z tego spotkania artystów, Wójcik i Niegody, z rodziną Grochowskich. Jacek kręci film. Julita chciałaby użyć maszyn i wyprodukować jakieś własne czekoladki.

Pampulha

pampulha2
Klub jachtowy (dziś tenisowy), proj. Oscar Niemeyer, Pampulha, Belo Horizonte

Jeśli wierzyć brazylijskim historykom architektury, brazylijski modernizm, ich duma narodowa, narodził się w kasynie. Oczywiście nieco naciągam tę historię dla lepszego efektu. Na pewno jednak Belo Horizonte, które właśnie odwiedziłem, było jednym z najważniejszych miejsc dla tych narodzin. A konkretnie Pampulha, kiedyś miasteczko, dziś dzielnica Belo Horizonte. To tu Juscelino Kubitschek, ówczesny prezydent miasta, późniejszy prezydent Brazylii i inicjator budowy jej nowej stolicy, zaprzyjaźnił się w latach 40. z Oscarem Niemeyerem.

Belo Horizonte to podobnie jak Brasilia miasto zbudowane od zero, ale dużo wcześniej – pod koniec XIX wieku, według planu Aarão Reisa, jako nowa stolica stanu Minas Gerais. Jeszcze przed Kubitschkiem, który rządził miastem w latach 1940-1945, powstało sztuczne jezioro Pampulha. Kubitschek postanowił przekształcić jego okolicę w kompleks rekreacyjno-rozrywkowy jako zachętę do osiedlania się w regionie. Większość budynków zaprojektował młody i początkujący wówczas architekt Oscar Niemeyer.

Spod ręki Niemeyera wyszło kasyno, restauracja z dancingiem Casa do Baile, klub jachtowy z dachem ułożonym w „skrzydła motyla”, kościół św. Franciszka. Niemeyer zaprojektował też dom dla Kubitschka położony nad brzegiem jeziora. Za architekturę krajobrazu odpowiadał Roberto Burle Marx. Dzisiaj park i budynki Niemeyera to główna atrakcja okolicy. Uważa się, że dały one początek poszukiwaniom brazylijskiej odmiany modernizmu, łączącej cechy lokalne z uniwersalnymi.

dsc03461

dsc03580
Museo de Arte da Pampulha, proj. Oscar Niemeyer

Jako pierwszy, już w 1943 roku, oddano budynek kasyna, zdecydowanie najciekawszy. Tworzą go trzy bryły, niemal w całości przeszklone. W środku Niemeyer zaplanował otwarte przestrzenie, różne poziomy łączone m.in. pochyłymi, eliptycznymi rampami. Jak przystało na luksusowe kasyno, Niemeyer sięgnął po odpowiednio drogie materiały: włoski marmur, granit, alabaster, szlifowany onyks, stal nierdzewną. Jedna ze ścian w największej przestrzeni pokryta jest różowymi, belgijskimi lustrami.

DSC03493.jpg

DSC03529.jpg
Museo de Arte da Pampulha, proj. Oscar Niemeyer

Lata świetności kasyna czy – jak je nazywano – „kryształowego pałacu” trwały krótko. W 1946 roku w Brazylii zakazano hazardu. Przez to podupadła też cała Pampulha. Ale już w 1957 roku zdecydowano się przekształcić byłe kasyno w muzeum sztuki. I jest nim do dzisiaj. Muzea na całym świecie zagospodarowują najróżniejsze budynki (Tate Modern mieści się w byłej elektrowni), ale kasyno to jednak coś. Dzisiaj przed Museo de Arte da Pampulha stoi rzeźba Augusta Zamoyskiego „Nu” (Zamoyski spędził w Brazylii II wojnę światową i pozostał tu do połowy lat 50., tworzył tu i wykładał).

DSC03463.jpg
August Zamoyski, „Nu”, 1943

Na szczęście zmieniając funkcję budynku, w nieznacznym stopniu zmieniono samą architekturę. Można tu odwiedzić salę ze sceną, podświetlanym dancefloorem (jak u Uklańskiego) i ciągiem parawanów, które jednocześnie chroniły od słońca i służyły jako ekrany akustyczne.

Podobno wystawy w muzeum starają się podejmować dialog z architektonicznym i krajobrazowym dziedzictwem kompleksu Pampulha. I na taką wystawę też trafiliśmy (niestety wszystko po portugalsku, więc w odbiorze przeszkadzała bariera językowa).

DSC03412.jpg

DSC03434.jpg

dsc03441
Kościół św. Franciszka, proj. Oscar Niemeyer, Pampulha, Belo Horizonte

Ciekawa jest też historia kościoła św. Franciszka, kościółka właściwie, niezwykle malowniczego. Świątynia ta bowiem stała się zabytkiem, zanim została konsekrowana przez kościół katolicki. Kościelni hierarchowie nie mogli zaakceptować Niemeyerowskiej estetyki, do której jeszcze nie zdążyli przywyknąć, i zwlekali z konsekracją do 1959 roku. Więcej, grozili rozbiórką! Tymczasem już w 1947 roku, kilka lat po zakończeniu budowy, kościół uznano oficjalnie za zabytek (pierwszy zabytek modernistycznej architektury w Brazylii). Ale niemal żaden z zaprojektowanych tu przez Niemeyera budynków nie był używany zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem. Wyglądały egzotycznie, ale przez lata stały bezużyteczne. Burżuazyjna dolce vita nie ziściła się.

Kilka miesięcy temu Pampulha została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Podróżując po niektórych miastach Brazylii można odnieść wrażenie, że Niemeyer zaprojektował tu wszystko, co ważne. My na brazylijskim szlaku mamy i Brasilię, i Belo Horizonte, i Sao Paulo – wszędzie Niemeyer sporo pracował. W Belo Horizonte pozostawił po sobie rezydencje, teatr miejski, oparty na ameboidalnym planie luksusowy apartamentowiec zwany dziś Edificio Niemeyer, a całkiem niedawno, w 2010 roku, oddano do użytku nowe miasteczko administracyjne, czyli siedzibę rządu i departamentów stanu Minas Gerais, położone po drodze na lotnisko. Architektura miasteczka administracyjnego jest typowa dla późnych projektów Niemeyera. Tiradentes Palace to na przykład ogromne, wielopiętrowe szklane pudełko zwisające na trzydziestu stalowych linach z łuku-ramy zbudowanej ze zbrojonego betonu. Ale na tym nie koniec, zmarły cztery lata temu Niemeyer cały czas w Belo Horizonte buduje. Również po drodze na lotnisko powstanie według jego projektu nowa katedra Cristo Rei na 3 tysięcy wiernych.

DSC03418.jpg
Kościół św. Franciszka, proj. Oscar Niemeyer, Pampulha, Belo Horizonte