
Wcześniej w „Gazecie Wyborczej” pisałem o Pawilonie Polski, tym razem recenzuję całe Biennale Sztuki w Wenecji.
„Gdy toczy się dyskusja o miejscu sztuki w szarpanym konfliktami świecie, Christine Macel – na co dzień główna kuratorka Centrum Pompidou w Paryżu – wskazuje na sztukę jako wartość samą w sobie, miejsce marzeń i utopii, w którym realizować się mogą indywidualizm i kreatywność. Sztuka to po prostu sposób na życie. Gdy już przetoczą się konflikty, twierdzi Macel, to artyści intuicyjnie wyczują, jak będzie wyglądał świat w przyszłości. Na razie jednak takich wizji nie snują, przynajmniej nie w Wenecji.
Postawa francuskiej kuratorki, choć kusząca, trąci eskapizmem. Wystawa odwraca się plecami od bieżących dyskusji. Macel dzieli ją za to na dziewięć części, które nazywa pawilonami. Są więc pawilony Artystów i Książek, Radości i Strachu, Ziemi…

Kuratorka unika najbardziej palących tematów współczesności: populizmu, polityki, tożsamości, rasizmu… Mamy tu za to 120 artystycznych indywidualności, które Macel przypisała ogólnikowym i mglistym, a często po prostu szkolnym hasłom. Wypada to często naiwnie, a na pewno konserwatywnie.
Wystawa, którą odwiedzą setki tysięcy turystów i miłośników sztuki, staje się produktem do łatwej, a nawet powierzchownej konsumpcji. Impreza, już ze swej natury masowa, jeszcze bardziej schlebia oczekiwaniom widzów. Niektóre tematy eksplorowane są na zasadzie wizualnych podobieństw. Jeśli w progu Centralnego Pawilonu śpi Stilinović, tuż obok natkniemy się na śpiących Frances Stark i Franza Westa. Temat książek? Obejrzymy prace kilku artystów, którzy traktują je jako tworzywo i przekształcają w abstrakcyjne obiekty.

W Pawilonie Koloru dominuje wielobarwna, monumentalna instalacja z pofarbowanych na różne barwy bąbli z włókien Sheili Hicks. W Pawilonie Ziemi wszyscy zatrzymują się przed ogrodem z roślin zasadzonych w sportowych butach przez Michela Blazy’ego.
„Viva Arte Viva” wypada najciekawiej w tych punktach, gdzie mowa jest o roli sztuki w budowaniu wspólnoty i artystyczno-wspólnotowych rytuałach, zazwyczaj w newage’owym klimacie. Macel przypomina akcje i happeningi inicjowane przez artystów choćby po to, by pomóc przepracować traumy lokalnych społeczności.