Carol Rama

rama1.jpg

Na marginesach weneckiego Biennale, wśród licznych wydarzeń towarzyszących, które próbują przyciągnąć uwagę zjeżdżających do miasta tłumów miłośników sztuki i kolekcjonerów, pojawiła się kameralna wystawa. Szkoda byłoby ją przeoczyć. To niewielki pokaz twórczości włoskiej artystki, zmarłej przed dwoma laty, Carol Ramy. Zresztą była z Biennale związana – w 2003 roku otrzymała Złotego Lwa za całokształt twórczości (w tym roku otrzymała go Carolee Schneemann). Podobno ją ta nagroda trochę zirytowała, miała już wtedy 85 lat – jakby był to sygnał, że teraz może już umrzeć. Uznanie przyszło zbyt późno. Ale dożyła prawie stu lat.

Była samouczką. Zaczęła malować widząc w akwarelach formę terapii. Może dlatego nie miała w sztuce żadnych ograniczeń. Transgresywne, erotyczne rysunki, czasami wręcz agresywne, przywodzą na myśl niektóre prace Louise Bourgeois. Ale jej twórczość jest bardzo zróżnicowana. W latach 60. tworzyła brikolaże, w latach 70. – abstrakcje, na przykład z użyciem rowerowych dętek (jej ojciec posiadał fabrykę rowerów). „Nigdy nie tworzyłam abstrakcji, chociaż w latach 50. porzuciłam figurację”, pisała w 2005 roku, „Ale dla tych, którzy są zdolni to widzieć, temat zawsze pozostaje ten sam”.

Często jako kontekst jej twórczości przywołuje się jej biografię. Sama mówiła, że jej praca wynikała z osobistych przeżyć i tragedii. Gdy była nastolatką, jej matka trafiła do szpitala psychiatrycznego, ojciec – prawdopodobnie niewyautowany homoseksualista – po bankructwie popełnił samobójstwo. Dorastała w faszystowskich Włoszech. Już po wojnie doświadczała cenzury.

rama2.jpg

Kilka lat temu pierwsza spora wystawa jej prac została zorganizowana w MACBA w Barcelonie, a potem odwiedziła jeszcze Dublin, Helsinki, Paryż, Dublin i Turyn. Kilka jej prac pojawiło się na głównej wystawie weneckiego Biennale cztery lata temu. W kwietniu tego roku jej retrospektywa otworzyła się w New Museum w Nowym Jorku. Niewielka ekspozycja ukryta w labiryncie weneckich uliczek, przygotowana przez Archiwum Carol Ramy, pozwala zaledwie liznąć jej twórczości.

Na skromnej wystawie w Wenecji znalazło się kilka przykładów prac z różnych okresów. Utrzymane w zmiennej stylistyce, ale spójne, w nieco mrocznym pomieszczeniu (jej mieszkanie-pracownia w Turynie było jeszcze bardziej pogrążone w ciemności), dają jednak możliwość poczucia niezwykłej energii Ramy. Na jednym z obrazów pojawiają się nagie różowawe kobiece anioły w towarzystwie czarnego demona, androgynicznego, z piersiami i penisem (w jednym z wywiadów Rama powiedziała, że fiut to jej ulubiona forma, do tego dostarczyła jej wiele przyjemności). Wśród linii, jakby zeszytu w kratkę czy słoi drzewa, zatapiają się inne postaci, wchłonięte przez materię i otoczone owadami-potworniakami.

Abstrakcje też pulsują jakimś podskórnym życiem. Guma z dętek na białym tle przypomina urwane żyły czy połączenia nerwowe. Najbardziej surrealnie wypadają jednak prace, gdy do taszystowskich płócien, plam rozbryzganej farby Rama dokleja gałki oczne lalek. Te obrazy patrzą. Rozbryzgi krwisto-mózgowe jeszcze starają się prowadzić jakieś operacje logiczne – Rama uzupełnia obraz zapisami matematycznymi i tajemniczym tekstem.

rama3

Paul B. Preciado, transseksualny kurator i teoretyk, który zajmował się artystką, zauważa, że Carol Rama to nie wyjątek, lecz przykład na to, jak kwestie seksualności zostały wyparte z historii sztuki XX wieku. Podkreśla tym samym potrzebę zbadania, jak historia sztuki została skonstruowana, i przepisania jej na nowo. Pod kątem takiego przepisywania warto też zajrzeć w Wenecji na wystawę duńskiej surrealistki Rity Kernn-Larsen w Kolekcji Peggy Guggenheim.

Sztukę Ramy poddawano cenzurze i wypierano, bo ujmowała seksualność z kobiecej perspektywy. Do lat 90. jej sztuka pozostawała na marginesie instytucji i rynku sztuki. Większość jej prac znalazła się w rękach jej przyjaciół i bliskiego kręgu znajomych w Turynie, jej dzieł nie posiadało żadne ważne włoskie muzeum.

Na wystawie pokazywany jest też film dokumentalny, na którym pojawia się sama Rama, z warkoczem, który dekoruje jej czoło. Widać, jaka to indywidualność i najwyraźniej ekscentryczka. Słuchając jej, można się w niej zakochać.

Tym, którzy wkrótce wybierają się do Wenecji, polecam tę niewielką wystawę. Tym, którzy są w Nowym Jorku, zazdroszczę.

rama4.jpg