d14 Ateny 2

IMG_8513.jpg
Prinz Gholam

Drugi dzień na documenta 14 rozpoczęliśmy od performansu duetu Prizn Gholam na starożytnej Agorze. Widziałem ich performansy już kilka razy w przeszłosci. Zawsze wyglądają podobnie. Chłopaki z Prinz Gholam zastygają na chwilę w pozach, by po jakimś czasie zmienić pozycję, niby od niechcenia. Pozy z obrazów, z historii sztuki, ale zawsze na swój sposób intymne. Żywe rzeźby w antycznych ruinach wypadały jeszcze bardziej ciekawie.

W muzeum EMST trafiliśmy na ceremonię, której nie było w programie wydarzeń towarzyszących. Maorysi z Wyspy Południowej Nowej Zelandii dziękowali Atenom, Grecji i organizatorom documenta za gościnność. Dwóch mężczyzn w garniturach i w maoryskiej przepasce oraz kobieta w pięknej maoryskiej sukni śpiewali w rodzimym języku i trochę tańczyli. Wyglądali silnie, ale pokojowo.

IMG_8587.jpg

Jednym z nich był Nathan Pabio, artysta, który w holu muzeum powiesił powiększone zdjęcie z 1905 roku. Przedstawia ono brytyjskiego gubernatora i jego małżonkę (w samochodzie) eskortowanych przez narodu Ngāi Tūāhuriri (na koniach), podczas przygotowań do tradycyjnej ceremonii powitalnej pōwhiri. Mimo licznych sporów z Brytyjczkami, Maorysi utrzymywali ten gościnny zwyczaj, by utrzymać wzajemny szacunek wobec wszystkich obcokrajowców. Ceremonia w EMST była prosta, ale bardzo wzruszająca. Kasia zwróciła uwagę, że to właśnie taki moment, w którym rozumie się ostrzeżenie Szymczyka przed cynizmem. Dodajmy – naszym europejskim cynizmem.

Najlepszą pracą, którą widziałem drugiego dnia, był film Vérény Paravel i Luciena Castaing-Taylora „Somniloquies”, wyświetlany w Muzeum Benaki. Opiera się on na nagraniach głosu Diona McGregora, mężczyzny, który słynął z tego, że rozmawiał przez sen. Interesowali się nim nawet psychiatrzy i naukowcy, uznając go za ewenement. Podobno żaden człowiek na świecie nie mówił przez sen tyle co on.

IMG_8842.jpg

To zaproszenie do środka snu okazuje się najlepszą przygodą. McGregor raz udziela wywiadu dziennikarzowi o karłach (każdy chciałby mieć swojego karła, każdy chciałby mieszkać w mieście karłów, najlepsza opiekunka do dziecka to karlica), raz instruuje studentów medycyny, jak przeprowadzać wiwisekcję, a po jakimś czasie okazuje się, że kroją jego własne ciało. Czasami wesoło podśpiewuje, czasami wychodzi z niego jakiś demon; po kilku minutach ciszy mówi złowrogo: „Jutro świat popełni samobójstwo!”, a po chwili dodaje: „To wstrętny żart, ale to prawda”. Po plecach przeszły mi ciarki.

Moje ciało zareagowało podobnie na nowy film Artura Żmijewskiego, pokazywany w Ateńskiej Szkole Sztuk Pięknych (ASFA). Żmijewski znowu (jak na ostatniej wystawie w Fundacji Galerii Foksal) wykorzystuje starą, czarno-białą kamerę szesnastkę. Kamera staje się narzędziem opresji. Zwłaszcza w jego rękach.

IMG_8990.jpg
Artur Żmijewski

Film wydaje się więc stary, wyciągnięty z archiwum, ale powstał w ciągu ostatnich dwóch lat w obozach dla uchodźców w Calais, w Paryżu, w Berlinie. Sam Żmijewski występuje tu jako postać ze slapstickowej komedii, ale też jako figura Europejczyka. To film niemal tak agresywny jak „80064”. Artysta filmuje czarnoskóre głowy, chwytając je palcami, brakuje mu tylko kraniometru. Twarz uchodźcy z Afryki maluje na biało. Mieszkańcowi obozu w Calais daje nową kurtkę, ale tylko po to, by za chwilę oznaczyć go wielkim białym iksem na plecach. Wchodzi do ich baraków, narusza ich prywatność, grzebie w pościeli. Dorośli mężczyźni czują się przy nim wyraźnie niekomfortowo, ale dzieci, nawet w tych podłych obozowych warunkach, patrzą w kamerę z ufnością, nieświadome.

W EMST zawył alarm przeciwpożarowy i zaczęto wszystkich wypraszać. Ale widząc, że całego art-tłumu trochę potrwa, ociągałem się z wyjściem tak długo, ignorując instrukcje pilnowaczy, aż alarm odwołano. Po godzinie stania w kolejce w knajpie w Benaki po cztery piwa niechcący przeskoczyliśmy kilka osób w kolejce (francuska para przez 20 minut nie mogła się zdecydować co zamówić, chodziło pewnie o gluten lub śladowe ilości orzeszków ziemnych). Facet w niebieskim swetrze oburzył się, że jak to, że jaką ja mam klasę, więc mówię mu, żeby mnie ugryzł. Bo i tak już nasze piwo się nalewa. Chciałbym w tym miejscu przeprosić tego frajera w niebieskim.