Chociaż na otwarciu wystawy Edwarda Krasińskiego w Tate Liverpool byłem w październiku (pisałem na blogu o sukienkach Petera Ferrera oraz wystawie Tracey Emin i Williama Blake’a), dopiero dziś ukazała się w „Wyborczej” moja recenzja, która wyjątkowo długo czekała w redakcji na miejsce w ograniczonym dziale kultury.
„Największy pokaz artysty od lat, pierwszy w Wielkiej Brytanii i od razu w prestiżowej Tate Liverpool, jest dosyć klasyczny. Krasiński przedstawiony został przede wszystkim jako klasyk późnej awangardy. Jego przewrotna natura ujawnia się dopiero w detalach.
Prace Krasińskiego z różnych okresów umieszczone są w ciągu luźno połączonych ze sobą pomieszczeń, białych i jasno oświetlonych. Niby przyglądam się obiektom, obchodząc je z każdej strony, ale już po chwili mam wrażenie, że wchłania mnie jedna wielka czarno-biało-niebieska instalacja. Czuję się jak w brzuchu wieloryba, jak ciało pochłonięte przez wystawę”.
W Tate Liverpool wystawę Krasińskiego, kuratorowana przez pracującą tam od jakiegoś czasu Kasię Redzisz (do Liverpoolu przeniosła się z Tate Modern), można oglądać do 5 marca, a w czerwcu jej kolejna odsłona otworzy się w Stedelijk w Amsterdamie.