Muzeum Ningbo

IMG_6249.jpg

Pośrodku nowej dzielnicy Ningbo, Yinzhou, obok budynków rządowych, smukłych chińskich bloków i szklanych wieżowców wyrasta ciężka bryła. Już z daleka przypomina twierdzę, a z bliska to wrażenie jeszcze się potęguje. Ogromny, kanciasty budynek Muzeum Ningbo otacza fosa i początkowo nie wiadomo nawet jak go sforsować. Wejście do muzeum prowadzi przez stosunkowo niewielką szparę, którą ozdabiają czerwone lampiony. Pewnie powieszono je z okazji zbliżającego się chińskiego nowego roku, ale może są tu właśnie po to, by łatwiej rozpoznać niepozorne wejście.

Historia Ningbo miejsca sięga tysięcy lat. W ostatnich dekadach, jak wiele chińskich miast, Ningbo, drugie co do wielkości miasto w prowincji Zhejiang, przechodziło proces przyspieszonej urbanizacji. Pod nową dzielnicę zrównano z ziemią kilkanaście wiosek. Gdy Wang Shu projektował muzeum, nie było jeszcze do końca wiadomo, jak będzie wyglądało jego otoczenie. W tym roku obchodzi dziesiątą rocznicę istnienia i trudno uwierzyć, że wszystko, łącznie z okoliczną zabudową, jest tu tak nowe.

img_6300

img_6276

img_6271

img_6243

Amateur Architecture Studio, prowadzone przez Wang Shu i jego żonę Lu Wenyu, wygrało międzynarodowy konkurs w 2003 roku. Muzeum skupia się na historii regionu oraz tradycji, a Wang postanowił podejść do tematu w przewrotny sposób. O Wangu mówi się, że należy do nielicznego grona chińskich architektów reprezentujących nurt „krytycznego regionalizmu”, czyli czerpiących z kontekstu miejsca, ale bez popadania w naśladownictwo czy tradycjonalizm. Nawet nazwa ich studia odwołuje się do wernakularnego aspektu architektury, rzemiosła, w kontraście do dominującego w Chinach sprofesjonalizowanego podejścia do architektury jako kolejnego biznesu.

Ciężką, popękaną bryłę muzeum najczęściej porównuje się do góry. Wang sam używa tego porównania. W rozmowie z redaktorem „Domusa” powiedział kilka lat temu, że nie mógł projektować dla miasta, bo miasta jeszcze w tym miejscu nie było, więc chciał zaprojektować coś, co żyłoby własnym życiem. „Ostatecznie zdecydowałem się zaprojektować górę. To część chińskiej tradycji”. Wang przywołuje tu tradycyjne malarstwo shanshui (góry i woda).

Budynek nie ma jednak w sobie jednak nic z subtelności chińskiego malarstwa. Jego bryła wyrasta z prostego prostokątnego planu, ale dynamizują ją pochylone w różne strony ściany i nieregularne otwory, które wyglądają jak ubytki w skale. Muzeum ewokuję zarazem siłę i kruchość.

img_5997

img_6003

img_6161

To wrażenie kruchości wynika przede wszystkim ze sposobu dekorowania fasady. Z jednej strony mamy tu beton, którego regularną fakturę tworzą odbite w nim pnie bambusa (tak dekorowane są też ściany we wnętrzu), z drugiej strony to miliony cegieł i dachówek zebranych w regionie. Wang postanowił zachować i wykorzystać materiał pozostawiony w burzonych wioskach. To on dziś pokrywa fasadę Muzeum Ningbo, która symbolicznie spełnia rolę lapidarium, nośnika pamięci.

Budynek Muzeum Ningbo jest pozornie antynowoczesny. Nie tak zazwyczaj wyglądają nowe chińskie muzea, zazwyczaj efekciarskie, zamawiane u starchitektów lub ich naśladujące. Nowoczesność rozumie się tu przez szkło i błyszczące faliste powierzchnie, jak te projektowane przez Zahę Hadid. Z drugiej strony muzea poświęcone historii często odnoszą się do przeszłości i tradycji przez rodzaj mimikry. Jak Muzeum Szanghaju, naśladujące w swym kształcie ding, tradycyjne naczynie z brązu.

Wang, chcąc naśladować naturę, również uprawia mimikrę, chociaż w mniej oczywisty sposób. Chodziło mu raczej o zawarcie w budynku określonej symboliki, połączenie gór i wody, podkreślenie zarazem naturalnych walorów krajobrazu otaczającego Ningbo oraz znaczenia Morza Wschodniochińskiego w historii miasta – do dziś Ningbo jest ważnym portem i ośrodkiem handlu. Stąd otaczająca budynek woda. Płytka fosa przecina też samą bryłę i stanowi ważny element rodzaju dziedzińca, stanowiącego wyrwę w bryle i pokrytego matowym szkłem. Ten dziedziniec to pierwsza niespodzianka, których w samym muzeum napotkamy jeszcze kilka.

img_6255

img_6267

img_6213

img_6185

img_6182

img_6014

img_6140

img_6148

Układ wnętrza jest bowiem nieco labiryntowy, im wyżej tym bardziej się komplikuje. Trudno się w tej przestrzeni rozeznać, zdecydować, czy wybierać schody ruchome czy tradycyjne. Na drugiej kondygnacji budynek wydaje się rozdwajać, na trzeciej znajduje się zaś przestronny taras, na którym sama bryła przechodzi w kilka mniejszych, osobnych pawilonów. To zdecydowanie najatrakcyjniejsza część budynku. Chodzimy tu jak pomiędzy szczytami masywu górskiego, między którymi otwierają się widoki na otoczenie.

W tym miejscu można się wreszcie z bliska przyjrzeć samej fasadzie. Cegły i dachówki pochodzą z różnych okresów, z dynastii Qing, Ming, a nawet Tang, czyli 1500 lat temu. Połączono je przy użyciu tradycyjnej techniki wapan, rozwiniętej przez lokalnych rolników, by radzić sobie ze zniszczeniami powodowanym przez tajfuny. Architekt na nowo tę technikę ożywił; pracujący na budowie rzemieślnicy i budowlańcy musieli się jej nauczyć. Wang tę samą technikę wykorzystywał podczas projektowania kampusu akademii sztuki w Hangzhou, o którym pisałem jakiś czas temu, czy w Pawilonie Ningbo Tentou zaprojektowanym na Expo w Szanghaju.

img_6228

img_6198

img_6193

img_6191

img_6210

img_6173

img_6178

img_6165

img_6162

img_6158

W samym Ningbo Wang Shu i Lu Wenyu zaprojektowali kilka innych budynków. Na ich projekty można się nawet natknąć w parku obok muzeum. Jest tu m.in. niewielkie Muzeum Fotografii z charakterystycznym zakrzywionym dachem, który dzięki przeszklonej szparze wydaje się trochę lewitować (podobne rozwiązanie Wang zastosował w prototypowej willi zaprojektowanej obok Muzeum Sifang w Nankinie).

img_5964
Kawiarnia w Parku Yinzhou, Ningbo
img_5949
Muzeum Fotografii w Parku Yinzhou, Ningbo
img_5955
Muzeum Fotografii w Parku Yinzhou, Ningbo
img_4466
Prototypowy dom san-he obok Muzeum Sztuki Sifang w Nankinie, proj. Wang Shu
img_4460
Prototypowy dom san-he obok Muzeum Sztuki Sifang w Nankinie, proj. Wang Shu

Ale Wang i Lu projektowali dla Ningbo znacznie wcześniej, m.in. Muzeum Sztuki Współczesnej, otwarte w 2005 roku (projekt z lat 2001-2002), które powstało jako część szerszego planu zachowania historycznej zabudowy byłego nabrzeża portowego. Przekształcili w muzeum byłą poczekalnię portową. Kryte drewnem fasady to inne rozwiązanie, które powraca w ich architekturze, np. we wspominanym kampusie w Hangzhou. Dziś jednak Muzeum Sztuki Współczesnej w Ningbo sprawia wrażenie nieco zapuszczonego i niewłaściwie użytkowanego.

img_6325
Muzeum Sztuki Współczesnej w Ningbo

Wewnątrz Muzeum Ningbo też trochę bałaganu, zwłaszcza w holu wejściowym: kolejnych warstw dekoracji okolicznościowych. Wystawy też pozostawiają niedosyt. Ale to przecież jedno z tych muzeów, które odwiedza się nie tyle dla sztuki, co dla samej architektury.

IMG_6304.jpg

Kampus Xiangshan

IMG_6380.jpg
Faza II

Pogoda początkowo nie dopisywała. Zwiedzanie architektury w deszczu przechodzącym w deszcz ze śniegiem nie należy do najprzyjemniejszych. Ale warto było wybrać się na przedmieścia Hangzhou na nowy kampus Chińskiej Akademii Sztuki, nazywany – od pięćdziesięciometrowego wzgórza, wokół którego rozmieszczone są wydziały i instytuty – Xiangshan 象山, czyli Wzgórzem Słonia.

Hangzhou to kolebka chińskiej kultury, jedna z wielu zresztą. W XIII wieku odwiedzał je Marco Polo, w swych wspomnieniach zachwycając się urodą Xi Hu 西湖, Zachodniego Jeziora, licznymi mostami, przyrodą i architekturą. To w Hangzhou zaczyna się Wielki Kanał, który od wielu wieków łączy miasto z oddalonym o ponad tysiąc kilometrów Pekinem. Hangzhou słynęło też zawsze z poezji, literatury, malarstwa. Dziś jest jednym z najbardziej turystycznych miast w Chinach, a zarazem jednym z najbogatszych. Chociaż chińscy turyści idą w ślady Marco Polo, nawet w brzydką pogodę gęsiego przemierzając ścieżki wokół jeziora, my prosto ze stacji pojechaliśmy do Xiangshan. Jeśli bowiem Xi Hu jest kwintesencją tradycyjnej chińskiej kultury, Xiangshan łączy ją ze współczesnością w wyśmienity sposób.

IMG_6615.jpg

IMG_6427.jpg

IMG_6421.jpg
Faza II

Chińska Akademia Sztuki, założona w 1928 roku, była pierwszą szkołą artystyczną w Chinach kompleksowo łączącą zachodnią i lokalną tradycję artystyczną. Kilkukrotnie zmieniała nazwę, ta dzisiejsza podkreśla jej rangę. Starsza siedziba, z muzeum sztuki, mieści się w centrum miasta, kilka kroków od brzegu Xi Hu. Kampus w Xiangshan miał za zadanie otwarcie nowego rozdziału w historii akademii.

Decyzja o umiejscowieniu kampusu na wschodnich rubieżach miasta nie była oczywista. Zapadła ze świadomością, że nowa lokalizacja może nie spełniać wszystkich wymogów szkoły. Przede wszystkim liczyły się tu bowiem walory krajobrazu i zasada znana z tradycyjnej chińskiej architektury – od budynków ważniejszy jest pejzaż.

IMG_6371

IMG_6492.jpg

IMG_6496.jpg

IMG_6507
Faza II

Za kampusem Xiangshan stoi małżeństwo architektów Wang Shu 王澍 i Lu Wenyu 陆文宇. On, gdy w 2007 roku zaczynali projektować kampus, był już od kilku lat dziekanem Wydziału Architektury Chińskiej Akademii Sztuki. Wspólnie od 1997 roku prowadzą studio architektoniczne Amateur Architecture. Dlatego też, gdy w 2012 roku przyznano prestiżową Nagrodę Pritzkera tylko jemu, wzbudziło to spore kontrowersje. On sam żałował, że kapituła pominęła jego żonę (wcześniej, w 2010 roku, wspólnie otrzymali niemiecką nagrodę Schellinga). Tak czy owak Wang Shu był pierwszym obywatelem Chin, który zdobył Pritzkera (urodzony w Shuzou I.M. Pei, gdy w 1983 roku zdobył Pritzkera, był już Amerykaninem).

Wang i Lu poznali się na studiach w Nankinie, potem przenieśli się do Hangzhou. Gdy w latach 90. Wang nie miał żadnych zleceń, to Lu utrzymywała rodzinę. Jego kariera rozpoczęła się na dobre w 2000 roku, gdy został profesorem Chińskiej Akademii Sztuki. Ich najbardziej znane realizacje to dwa muzea w Ningbo oraz właśnie Xiangshan. Dopiero projektując budynki kampusu mogli w pełni rozwinąć skrzydła.

IMG_6479

IMG_6375

IMG_6254
Faza II

Realizacje Wanga i Lu charakteryzuje przede wszystkim użycie tradycyjnych materiałów, takich jak cegły i dachówki, zazwyczaj odzyskiwane z budynków rozbieranych pod nowe inwestycje. Wang angażuje się zresztą w zachowanie starej architektury. Ponoć od swoich studentów wymaga przynajmniej rocznej praktyki manualnej – przy pracy z drewnem czy przy kładzeniu cegieł. Chce, by w ten sposób przyszli architekci poznali naturę materiałów, które będą wykorzystywali w swej pracy. W wywiadzie powiedział kiedyś, że materiał niesie w sobie pamięć i doświadczenie ludzi.

faza11

faza1
Faza I

faza12

Kampus zbudowano w dwóch fazach: faza I na północy, faza II na południu. Faza I jest bardziej geometryczna; sześcienne bloki, zamykające w sobie dziedzińce, wydają się na pierwszy rzut oka dosyć klasyczne, chociaż nie monotonne. Pewna surowość łączy się tu z elementami chińskiej tradycyjnej, ludowej architektury. Na przykład białe bloki z surowego betonu kryte są tradycyjną dachówką. Niektóre fasady pokryte są w całości drewnem. Mimo że każdy budynek jest inny, ma się wrażenie spójności.

Budynki fazy II, po drugiej stronie wzgórza, mają już inny charakter, mniej uporządkowany, luźniejszy. Tu sama architektura staje się pejzażem. Większe białe budynki otaczają zewnętrzne korytarze, które unoszą się i opadają niczym górskie ścieżki, nadając formom dodatkowy rytm. Takich zaskakujących momentów, wykorzystywania różnych materiałów na sąsiadujących fasadach tego samego budynku, gry z odbiciami w wodzie czy prześwitów wyciętych w betonie, jest tu więcej.

IMG_6405

sciana

Uwaga architektów skupia się na materiale, recyclingowanych cegłach i dachówkach o różnych wymiarach, które już we wcześniejszych projektach Wanga i Lu stało się ich znakiem rozpoznawczym. Wykorzystują tanie materiały, a zarazem łączące się z tradycją wiejską. Ta tradycja w szczególny sposób widoczna jest w budynku 14 z charakterystycznie wygiętym dachem, krytym dachówką.

Dlatego architektura Xiangshan porównywana jest nawet do chińskiej poezji; dialogu gór z wodą jak w tradycyjnym malarstwie shanshui  山水. Obie fazy budowy kampusu przyrównuje się zaś do odmiennych stylów w chińskiej kaligrafii. Faza I byłaby więc odpowiednikiem kaishu 楷书, pisma wzorcowego, bardziej urzędowego, faza II – caoshu 草书, swobodniejszego, efektownego pisma trawiastego. No i w kaligrafii równie ważne co same znaki są też odstępy między nimi.

folkart

IMG_6610

IMG_6531

IMG_6605

IMG_6513
Muzeum Sztuki Ludowej, proj. Kengo Kuma

Dziś kampus uzupełniają jeszcze dwie architektoniczne perełki: mniej udane, zbyt surowe jak na to otoczenie Muzeum Designu, które zaprojektował Portugalczyk Álvaro Siza, również laureat Pritzkera, oraz koronujące całe założenie Muzeum Sztuki Ludowej. To ostanie, ukończone w 2015 roku, usytuowane na wzgórzu i widoczne z wielu punktów kampusu dzieło Japończyka Kengo Kumy, świetnie dopowiada fazę II Xiangshan. Efektowne formy wpisują się w zieleń. Z bliska okazuje się zaś, że całość, zarówno dachy, jak i ściany, pokryta jest dachówkami. Ściany zyskały bowiem dodatkową warstwę z metalowej siatki, w której architekt umieścił dachówki tworzące geometryczny wzór. Stosunkowo niski budynek układa się kaskadowo, a pomieszczenia we wnętrzu wspinają się wraz ze wzgórzem.

Muzeum Designu posiada świetną kolekcję Bauhaus i okolic. Niestety w Muzeum Sztuki Ludowej niemal całą przestrzeń zajmuje właśnie nudny festiwal biżuterii i tylko w jednej sali znaleźliśmy coś ciekawszego – wystawę chińskiego teatru cieni.

IMG_7038
Xi Hu, Jezioro Zachodnie

IMG_7069

Gdy wreszcie dotarliśmy nad Jezioro Zachodnie, zaczynał już padać śnieg, wieczorem padało już na całego, a rano z okien hotelu odsłonił się zupełnie nowy, zimowy pejzaż. Pod mokrym śniegiem uginały się drzewa, a ogrodnicy bambusowymi kijami strącali go z gałęzi.

IMG_6239

Sifang Art Museum i okolice

saf1
Sifang Art Museum

W 2003 roku kolekcjoner Lu Xun i jego ojciec, biznesmen Lu Jin, zaprosili do Nankinu chińskich i zagranicznych architektów. Pokazali im działkę, kilka hektarów zieleni na przedmieściach, otoczonych zalesionymi wzgórzami. Każdemu dali wolną rękę, nie ograniczając ich ani własnymi oczekiwaniami, ani finansami. Wśród projektantów znalazł się m.in. chiński zdobywca nagrody Pritzkera Wang Shu, artysta Ai Weiwei czy David Adjaye. Efektem jest CIPEA (Chinese International Practical Exhibition of Architecture), lub też Sifang Art Collective, zbiór ponad dwudziestu budynków, głównie willi, architektonicznych fantazji.

Sercem tego założenia jest jednak Sifang Art Museum, powstałe z myślą o kolekcji sztuki współczesnej rodziny Lu.

saf5

saf6

saf2

Sifang Art Museum to jedno z tych instytucji, które wyglądają lepiej na zewnątrz niż w środku. Budynek, zaprojektowany przez amerykańskiego architekta Stevena Holla, jest jak znak graficzny, który za swe tło ma przyrodę. To architektura operująca prostymi geometrycznymi bryłami, ale do bólu efekciarska. Jakby ktoś połączył ze sobą kilka rur o kwadratowym przekroju.

Muzeum świetnie wypada na zdjęciach. Jak inne instytucje, których celem było stworzenie przede wszystkim architektonicznej ikony, samą bryłą ma przyciągać zwiedzających. (O czymś takim marzyliśmy kiedyś w Warszawie przed pierwszym konkursem na nową siedzibę Muzeum Sztuki Nowoczesnej). I rzeczywiście ta bryła działa. Gorzej, że skupiając się na zewnętrzu, architekt mniej uwagi poświęcił samym salom wystawowym. To stosunkowo skromne, mało praktyczne i jak na muzeum dziwne przestrzenie. Górna galeria, do której wjeżdża się windą, to po prostu wąski, zakręcający pod kątem prostym korytarz.

sifangxxx
Wystawa Yutaka Sone

Gdy z Marcinem odwiedziliśmy Nankin jeszcze przed świętami, w Sifang Art Museum trwała wystawa Yutaka Sone, Japończyka mieszkającego w Los Angeles (i reprezentowanego przez galerię Davida Zwirnera). To też sztuka efekciarska – Sone plecie bananowce z rattanu, ogromne pnie drzew wykuwa w marmurze, a wąski korytarz Sifang Art Museum wypełnił roślinami doniczkowymi, wśród których ustawił również marmurowe rzeźbki przedstawiające lunaparkowe atrakcje. Do współpracy zaprosił Oscara Murillo.

Na szczęście można się wybrać na architektoniczny spacer w terenie, co kilka kroków natykając się na budynek, zaprojektowany przez innego słynnego architekta. CIPEA to architektoniczne pole doświadczalne. Chilijczyk na dachu willi zaprojektował sadzawkę. Philip F. Yuan buduje dom ze szklanych kafli. Budynek projektu Zhanga Leia przypomina abstrakcyjną rzeźbę, z daleka przypomina dizajnerski gadżet, a nie kilkupiętrową willę. Architekcie chętnie wykorzystują naturalne ukształtowanie terenu, a w swe projekty włączają nawet zastaną roślinność.

cipea8
Light Box, proj. David Adjaye
cipea2
Wonderland House, proj. Philip F. Yuan
cipea1
Block House, proj. Zhang Lei

Tyle że to architektura w większości zupełnie nieużywana. Większość budynków wygląda świetnie z daleka. Gorzej z bliska.

Być może trafiliśmy tu w złym momencie, ale na pewno w takim, gdy na całym projekcie pojawiają się istotne rysy. Okazuje się, że centrum konferencyjne (proj. Arata Isozaki), które też zawiera przestrzenie ekspozycyjne, jest raczej rzadko używane. Hotel na 65 pokoi (proj. Liu Jiakun i Gary Chang) jest jeszcze niedokończony. Podobnie kilka willi. A, jak wiadomo, nieużywana architektura starzeje się niezwykle szybko.

Efektowne budyneczki zdradzają już stan rozpadu. Niektóre zaś zaczęły się sypać, zanim je jeszcze wykończono. A w sztucznym jeziorku, wokół którego rozplanowano całe założenie, aktualnie brakuje zaś wody, więc Boat House (proj. Matti Sanaksenaho & Pirjo Sanaksenaho) traci sens, a wspierający się na palach „wodny pawilon” (proj. Alberto Kalach) stoi w błotnistej kałuży. Tylko z kortu tenisowego niedaleko willi projektu Ai Weiweia ktoś najwyraźniej korzysta.

cipea5
Waterside Pavilion, proj. Alberto Kalach

cipea6

Przeżyłem w Sifang mały instagramowy orgazm, bo większość budynków jest bardzo fotogeniczna, zwłaszcza w jesiennej aurze. Co tu dużo mówić, chciałoby się w jednej z takich willi zamieszkać. Jednak całość sprawia wrażenie chińskiego ghost town, tylko dla bogaczy.

Bo wszystko to było możliwe dzięki majątkowi zgromadzonemu przez jego Lu seniora, który – jak wielu chińskich milionerów – zaczynał od kariery w polityce. W zamierzeniu ojca i syna Sifang Art Collective miał odpowiadać na przyspieszoną chińską urbanizację, w procesie której zapomina się o jakości architektury, a chińskie miasta coraz bardziej się do siebie upodabniają.

Mam wątpliwości, czy problemem Nankinu, Pekinu czy Shenzhen jest brak luksusowych willi i butikowych hoteli. Kolekcjoner z Nankinu ma jednak dalsze plany. Ostatnio na Instagramie Sifang Art Museum pojawił się sam Theaster Gates, który dyskutuje z Lu Xunem swój projekt architektoniczny dla Sifang.

cipea10
Pond Lily, proj. Mathias Klotz
cipea4
Six-room villa, proj. Ai Weiwei