Pośrodku nowej dzielnicy Ningbo, Yinzhou, obok budynków rządowych, smukłych chińskich bloków i szklanych wieżowców wyrasta ciężka bryła. Już z daleka przypomina twierdzę, a z bliska to wrażenie jeszcze się potęguje. Ogromny, kanciasty budynek Muzeum Ningbo otacza fosa i początkowo nie wiadomo nawet jak go sforsować. Wejście do muzeum prowadzi przez stosunkowo niewielką szparę, którą ozdabiają czerwone lampiony. Pewnie powieszono je z okazji zbliżającego się chińskiego nowego roku, ale może są tu właśnie po to, by łatwiej rozpoznać niepozorne wejście.
Historia Ningbo miejsca sięga tysięcy lat. W ostatnich dekadach, jak wiele chińskich miast, Ningbo, drugie co do wielkości miasto w prowincji Zhejiang, przechodziło proces przyspieszonej urbanizacji. Pod nową dzielnicę zrównano z ziemią kilkanaście wiosek. Gdy Wang Shu projektował muzeum, nie było jeszcze do końca wiadomo, jak będzie wyglądało jego otoczenie. W tym roku obchodzi dziesiątą rocznicę istnienia i trudno uwierzyć, że wszystko, łącznie z okoliczną zabudową, jest tu tak nowe.
Amateur Architecture Studio, prowadzone przez Wang Shu i jego żonę Lu Wenyu, wygrało międzynarodowy konkurs w 2003 roku. Muzeum skupia się na historii regionu oraz tradycji, a Wang postanowił podejść do tematu w przewrotny sposób. O Wangu mówi się, że należy do nielicznego grona chińskich architektów reprezentujących nurt „krytycznego regionalizmu”, czyli czerpiących z kontekstu miejsca, ale bez popadania w naśladownictwo czy tradycjonalizm. Nawet nazwa ich studia odwołuje się do wernakularnego aspektu architektury, rzemiosła, w kontraście do dominującego w Chinach sprofesjonalizowanego podejścia do architektury jako kolejnego biznesu.
Ciężką, popękaną bryłę muzeum najczęściej porównuje się do góry. Wang sam używa tego porównania. W rozmowie z redaktorem „Domusa” powiedział kilka lat temu, że nie mógł projektować dla miasta, bo miasta jeszcze w tym miejscu nie było, więc chciał zaprojektować coś, co żyłoby własnym życiem. „Ostatecznie zdecydowałem się zaprojektować górę. To część chińskiej tradycji”. Wang przywołuje tu tradycyjne malarstwo shanshui (góry i woda).
Budynek nie ma jednak w sobie jednak nic z subtelności chińskiego malarstwa. Jego bryła wyrasta z prostego prostokątnego planu, ale dynamizują ją pochylone w różne strony ściany i nieregularne otwory, które wyglądają jak ubytki w skale. Muzeum ewokuję zarazem siłę i kruchość.
To wrażenie kruchości wynika przede wszystkim ze sposobu dekorowania fasady. Z jednej strony mamy tu beton, którego regularną fakturę tworzą odbite w nim pnie bambusa (tak dekorowane są też ściany we wnętrzu), z drugiej strony to miliony cegieł i dachówek zebranych w regionie. Wang postanowił zachować i wykorzystać materiał pozostawiony w burzonych wioskach. To on dziś pokrywa fasadę Muzeum Ningbo, która symbolicznie spełnia rolę lapidarium, nośnika pamięci.
Budynek Muzeum Ningbo jest pozornie antynowoczesny. Nie tak zazwyczaj wyglądają nowe chińskie muzea, zazwyczaj efekciarskie, zamawiane u starchitektów lub ich naśladujące. Nowoczesność rozumie się tu przez szkło i błyszczące faliste powierzchnie, jak te projektowane przez Zahę Hadid. Z drugiej strony muzea poświęcone historii często odnoszą się do przeszłości i tradycji przez rodzaj mimikry. Jak Muzeum Szanghaju, naśladujące w swym kształcie ding, tradycyjne naczynie z brązu.
Wang, chcąc naśladować naturę, również uprawia mimikrę, chociaż w mniej oczywisty sposób. Chodziło mu raczej o zawarcie w budynku określonej symboliki, połączenie gór i wody, podkreślenie zarazem naturalnych walorów krajobrazu otaczającego Ningbo oraz znaczenia Morza Wschodniochińskiego w historii miasta – do dziś Ningbo jest ważnym portem i ośrodkiem handlu. Stąd otaczająca budynek woda. Płytka fosa przecina też samą bryłę i stanowi ważny element rodzaju dziedzińca, stanowiącego wyrwę w bryle i pokrytego matowym szkłem. Ten dziedziniec to pierwsza niespodzianka, których w samym muzeum napotkamy jeszcze kilka.
Układ wnętrza jest bowiem nieco labiryntowy, im wyżej tym bardziej się komplikuje. Trudno się w tej przestrzeni rozeznać, zdecydować, czy wybierać schody ruchome czy tradycyjne. Na drugiej kondygnacji budynek wydaje się rozdwajać, na trzeciej znajduje się zaś przestronny taras, na którym sama bryła przechodzi w kilka mniejszych, osobnych pawilonów. To zdecydowanie najatrakcyjniejsza część budynku. Chodzimy tu jak pomiędzy szczytami masywu górskiego, między którymi otwierają się widoki na otoczenie.
W tym miejscu można się wreszcie z bliska przyjrzeć samej fasadzie. Cegły i dachówki pochodzą z różnych okresów, z dynastii Qing, Ming, a nawet Tang, czyli 1500 lat temu. Połączono je przy użyciu tradycyjnej techniki wapan, rozwiniętej przez lokalnych rolników, by radzić sobie ze zniszczeniami powodowanym przez tajfuny. Architekt na nowo tę technikę ożywił; pracujący na budowie rzemieślnicy i budowlańcy musieli się jej nauczyć. Wang tę samą technikę wykorzystywał podczas projektowania kampusu akademii sztuki w Hangzhou, o którym pisałem jakiś czas temu, czy w Pawilonie Ningbo Tentou zaprojektowanym na Expo w Szanghaju.
W samym Ningbo Wang Shu i Lu Wenyu zaprojektowali kilka innych budynków. Na ich projekty można się nawet natknąć w parku obok muzeum. Jest tu m.in. niewielkie Muzeum Fotografii z charakterystycznym zakrzywionym dachem, który dzięki przeszklonej szparze wydaje się trochę lewitować (podobne rozwiązanie Wang zastosował w prototypowej willi zaprojektowanej obok Muzeum Sifang w Nankinie).





Ale Wang i Lu projektowali dla Ningbo znacznie wcześniej, m.in. Muzeum Sztuki Współczesnej, otwarte w 2005 roku (projekt z lat 2001-2002), które powstało jako część szerszego planu zachowania historycznej zabudowy byłego nabrzeża portowego. Przekształcili w muzeum byłą poczekalnię portową. Kryte drewnem fasady to inne rozwiązanie, które powraca w ich architekturze, np. we wspominanym kampusie w Hangzhou. Dziś jednak Muzeum Sztuki Współczesnej w Ningbo sprawia wrażenie nieco zapuszczonego i niewłaściwie użytkowanego.

Wewnątrz Muzeum Ningbo też trochę bałaganu, zwłaszcza w holu wejściowym: kolejnych warstw dekoracji okolicznościowych. Wystawy też pozostawiają niedosyt. Ale to przecież jedno z tych muzeów, które odwiedza się nie tyle dla sztuki, co dla samej architektury.