Hiroszima

IMG_7227

W pociągu do Hiroszimy czytam „Japan Times”. W Seulu w wieku 92 lat zmarła Kim Bok-don, aktywistka, która głośno domagała się przywrócenia pamięci o tzw. comfort women i zadośćuczynienia ich krzywdom. Comfort women to japoński eufemizm, opisujący kobiety, które w czasie II wojny światowej były zmuszane do świadczenia usług seksualnych japońskim żołnierzom. Kim trafiła do takiego wojennego burdelu w wieku 14 lat. Podobnie jak wiele kobiet z krajów okupowanych przez Japonię, z którym dzieliła los, Kim przez lata bała się opowiadać o swoich doświadczeniach. Przerwała milczenie na początku lat 90., stając się twarzą całego ruchu.

Mimo porozumień i kilku gestów ze strony Japonii, ostatnie ofiary umierają w poczuciu nierozwiązania ich sprawy i niemal bez słowa przepraszam. Wielu japońskich liderów wciąż bowiem zaprzecza, że taki proceder w ogóle miał miejsce, twierdząc, że kobiety trafiały do burdeli dobrowolnie. Czytam zatem, że Japonia wyraziła zaniepokojenie, że kondukt Kim żałobny miał przejść obok japońskiej ambasady w Seulu, miejscu, w którym Kim wielokrotnie protestowała.

Tymczasem jedziemy do Hiroszimy, miasta zniszczonego 6 sierpnia 1945 roku przez bombę atomową zrzuconą przez Amerykanów. Pierwsze kroki kierujemy oczywiście do Parku Pokoju, bo tak nazywa się miejsce, nad którym znajdowało się hipocentrum wybuchu, dziś upamiętniające tragedię.

z

zz

Park Pokoju oraz Centrum Pokoju na początku lat 50. zaprojektował słynny japoński architekt Kenzo Tange. Stąd corbusierowskie filary, na których wspiera się muzeum (obecnie częściowo w remoncie) oraz ogólne wrażenie nowoczesności całego założenia. Tange w projekcie muzeum miał połączyć pięć punktów Le Corbusiera z japońską tradycją. W pracach nad parkiem uczestniczył zaś rzeźbiarz Isamu Noguchi, który w latach 1950-1952 przebywał w Japonii. Na zaproszenie Tange zaprojektował cenotaf, jednak jego propozycja została odrzucona, prawdopodobnie ze względu na jego amerykańskie obywatelstwo.

Noguchi, w czasie wojny internowany z uwagi na jego japońskie pochodzenie, w swej propozycji silnie nawiązywał do japońskiej tradycji. Ostatecznie to Tange zaprojektował cenotaf, ale uwzględniając najważniejsze elementy pomnika Noguchiego. Tak powstała znana na całym świecie paraboliczna rzeźba. (Noguchi stworzył rzeźbiarskie barierki Mostu Pokoju, który również zaprojektował Tange.)

IMG_7320

Od początku zwiedzania Parku Pokoju oraz muzeum poświęconemu tragedii mam jednak co najmniej mieszane uczucia. Coś tu nie gra. Narasta we mnie przekonanie, że obecne tu narracje oraz retoryka zdają się przede wszystkim służyć nie tyle pamięci o ofiarach, co zapominaniu o odpowiedzialności za wojnę.

Poza prostymi formami upamiętnienia tragedii i jej ofiar – jak pozostawienie ruiny budynku, nad którym wybuchła bomba (tzw. Pomnik Pokoju), Ogień Pokoju czy wspomniany cenotaf, dominuje tu kilka narracji. Po pierwsze uwaga skupia się na samych ofiarach i zniszczeniach spowodowanych przez wybuch. W samym muzeum szczegółowo opowiedziana jest historia bomby atomowej, przed i po Hiroszimie, w tym roli arsenałów nuklearnych w czasie zimnej wojny. Wreszcie mowa tu jest o powojennej, niezwykle szybkiej i sprawnej odbudowie Hiroszimy. Te wszystkie narracje, odwołania do humanizmu składają się zaś na główny przekaz tego miejsca: Hiroszima to miasto niosące światu przesłanie pokoju. Streszcza je cytat z Jana Pawła II, który odwiedził Hiroszimę w 1981 roku: „Wojna to śmierć. Pamiętać przeszłość to poświęcić się przyszłości. Pamiętać Hiroszimę to brzydzić się wojną nuklearną. Pamiętać Hiroszimę to poświęcić się pokojowi”.

Tyle, że pamięć jest tu bardzo wybiórcza. To, czego sprawnie się tu unika, to historia II wojny światowej w Azji i ekspansjonistycznej polityce Japonii. Opowieść o ofiarach i przesłanie pokoju zakrywają kolonialną przeszłość kraju. Wojna jakby pojawia się sama (zwłaszcza z Chinami), nie podkreśla się roli Japonii jako agresora, militaryzmu i ekspansjonizmu. Wojna się po prostu „zaczyna”. „Wielu japońskich żołnierzy zginęło na polu bitwy, nigdy nie wracając do swoich rodzin”, czytam na jednej z plansz w mzueum. „Aczkolwiek, jak widać w incydencie nazywanym „masakrą nankijską”, Chińczycy też poświęcili wielu żołnierzy, cywili, a nawet dzieci”.

W sklepiku muzealnym starannie dobrane gadżety i literatura. Kupuję album z rysunkami tych, którzy przeżyli, których kilka tysięcy znajduje się w kolekcji muzeum, oraz komiks opiewający, jak szybko Hiroszima – niczym feniks z popiołów (to powracająca metafora) – podnosiła się ze zniszczeń. Już w 1946 roku postanowiono o powstaniu pierwszego pomnika. Kamienne cenotafy w różnych punktach miasta.

sadako sasaki
Sadako Sasaki
zurawie
Żurawie Sadako Sasaki

Wiele miejsca poświęca się też postaci Sadako Sasaki. Jej historia dominuje sprzedawane tu książeczki dla dzieci. Sadako jako mała dziewczynka przeżyła wybuch, ale kilka lat później – w efekcie napromieniowania – zachorowała na białaczkę. Znając ludowy przesąd, że kto złoży tysiąc papierowych żurawi, spełni się jego marzenie, zaczęła z papierowych opakowań po lekarstwach składać żurawie w technice origami. Chociaż ułożyła ich ponad 1300, zmarła.

IMG_7283

IMG_7282

Jej śmierć stała się bezpośrednim impulsem do powstania pomnika dedykowanego dzieciom – ofiarom bomby. Co roku niezliczone żurawie przysyłane są do muzeum z całej Japonii.

Gdy w połowie lat osiemdziesiątych zaczęto dyskutować o renowacji Muzeum Pokoju, w Japonii przetoczyła się dyskusja o potrzebie zawarcia w nim osobnej wystawy o japońskim kolonializmie i agresywnej roli w II wojnie światowej. Po długich dyskusjach wycofano się z tego projektu, głównie po naciskach organizacji prawicowych i nacjonalistycznych. Tym bardziej, że zaczęły rosnąć naciski i międzynarodowe dyskusje o nierozliczeniu się Japonii za zbrodnie wojenne, chociażby ze strony Chin (masakra w Nankinie, w której zginęło 300 tysięcy mieszkańców miasta) czy właśnie ruchu zainicjowanego w Korei przez Kim Bok-don. (Niedawno byłem w miejscu pamięci o masakrze w Nankinie i może jeszcze do tego wrócę na blogu, bo to z jednej strony bardzo szczególne miejsce, a z drugiej ciekawe jest też pytanie – dlaczego masakrę w samym Nankinie upamiętniono dopiero w latach 80.)

Oczywiście kwestia zrzucenia bomb atomowych wciąż pozostaje kontrowersyjna i także amerykańskie muzea też nie doszły do kompromisu, jak o niej mówić. W Ameryce wciąż dominuje przekonanie, które znajduje też swoje odbicie w muzealnych wystawach, że decyzja o użyciu bomby atomowej, uratowała życie tysiącom amerykańskich żołnierzy i skróciła wojnę. W Hiroszimie uważa się, że zrzucenie bomby było pierwszym aktem zimnej wojny.

Gdy trzy lata temu Hiroszimę odwiedził prezydent Obama, dziennikarze szybko wyłapali pewien zgrzyt. Prezydent mówił o ofiarach bomby atomowej, ale – jak zawsze podczas zagranicznych podróży – dyskretnie towarzyszył mu attaché wojskowy z walizką z kodami nuklearnymi.

abakanowicz
Magdalena Abakanowicz, „Hiroszima”

Może nie pisałbym tego wszystkiego, gdybym nie miał wrażenia, że sztuka też uczestniczy w tym procesie wybiórczej pamięci o II wojnie światowej. Hiroszima i Nagasaki stały się przecież nośnymi symbolami. Śpiewała o nich ostatnio Kasia Nosowska.

W hiroszimskich muzeach sztuki jest sporo prac poświęconych tragedii, w tym grupa postaci Magdaleny Abakanowicz w niewielkim parku rzeźby przy Miejskim Muzeum Sztuki Współczesnej. Na zeszłorocznej wystawie Kojiego Kamojiego w Zachęcie pojawiły się dwie instalacje. „Kamień oświęcimski” (1988) oraz „Hiroszima” (1995), złożona z kamieni przysłanych z Hiroszimy, miały „dotykać traumatycznych doświadczeń zbiorowych”. W muzeum w Parku Pokoju znajduje się ceramiczna replika obrazu Ikuo Hirayamy, artysty, który przeżył wybuch, zatytułowanego „Holokaust w Hiroszimie”, jego jedynego obrazu poświęconego tragedii. Można oczywiście ubolewać, że takie prace nie powstają o Nankinie (to jedna z zapomnianych zbrodni), ale też wyobrazić sobie, że niemiecki artysta robi pracę o zbombardowanym Dreźnie – co samo w sobie byłoby już nieco kontrowersyjne – i nazywa go „Dreźnieńskim Holokaustem”.

obraz
Ikuo Hirayama, „Holokaust w Hiroszimie”
karawana pokoju
Ikuo Hirayama, „Karawana pokoju”

Ale jest tu też inny obraz Hirayamy, też obecny w formie ceramicznej. To „Karawana pokoju”. Ma wyrażać  „marzenie o zjednoczeniu pokojowego świata, tak a by ludzie podzieleni na Blok Wschodni i Zachodni pokonaliby trudności i konflikty”.

Pamięć o bezbronnych ofiarach Hiroszimy oraz przesłanie pokoju przy jednoczesnej amnezji produkuje wygodne wyobrażenie Japonii jako wspólnoty „niewinnych ofiar”. Ale czy można opłakiwać zaznane krzywdy nie pamiętając o własnych zbrodniach?

IMG_7291

 

Wieża Słońca

wieza1

„Będę pracował dla Expo. Ale nie zamierzam iść na kompromisy czy kooperować”, miał powiedzieć Taro Okamoto, przyjmując propozycję od organizatorów Expo ‘70 w Osace. Pierwsza wystawa światowa w Azji miała w nowym świetle stawiać Japonię. Hasło wystawy brzmiało: „Rozwój i harmonia dla ludzkości”.

Wystawa stawała się miastem przyszłości, którego zarys i najważniejsze pawilony projektował Kenzo Tange przy współpracy dwunastu innych architektów. W sercu Expo znajdowała się tzw. strefa symboliczna, miejsce spotkań. Nad nią zaś królowała Wieża Słońca, autorstwa Taro Okamoto. Rok temu odwiedziłem jego muzeum w Tokio i od tego momentu zapragnąłem zobaczyć jego najważniejsze dzieło. Teraz miałem okazję spełnić to marzenie.

wieza3odtylu

wieza4

 

W 1970 roku Japonia znajdowała się u szczytu wzrostu gospodarczego. Expo w Osace tworzyło nowy obraz kraju, ale też wizję przyszłości ludzkości. W pawilonie Stanów Zjednoczonych pokazywano skałę przywiezioną z Księżyca przez misję Apollo 12 dopiero co, w 1969 roku. W czasie Expo swoją premierę miał pierwszy film IMAX, telefony komórkowe oraz pociągi maglev.

Expo w Osace stało się największą wystawą światową w historii. Rekord prawie 65 milionów odwiedzających został pobity dopiero przez Expo w Szanghaju w 2010 roku.

Jak miała się do tego siedemdziesięciometrowa, ekscentryczna figura Taro Okamoto?

Expo wyrażało przekonanie, że – jak mówił jeden ze sloganów – rozwój technologii przyniesie szczęście ludzkości. Okamoto odważył się ustawić w jej sercu ekscentrycznego kolosa.  Gdy całe Expo ‘70 kierowało uwagę ku przyszłości i wiarę w technologię, Okamoto tworzył wizję absolutną, wykraczającą poza czas i przestrzeń. Sam określił Wieżę jako „symbol stawiania czoła dzisiejszej inercji”. Okamoto patrzył w przeszłość – ku korzeniom, misteriom, rytuałowi. „Myślę, że ludzkość nie może skupiać się wyłącznie na rozwoju, lecz nie zapominać o źródłach. (…) Musimy odnaleźć na nowo przeszłość”.

Gigantyczna postać zawiera w sobie kilka słońc. To na brzuchu to „Twarz słońca”, reprezentuje teraźniejszość. „Złota maska”, w której oczach znajdują się reflektory, na szczycie to przyszłość. Wreszcie „Czarne słońce” z tyłu konstrukcji to przeszłość. Estetycznie Taro Okamoto połączył tu tradycje zachodnią i japońską. Ale Wieża Słońca, poza tym że można ją było uznać za dzieło sztuki przyszłości, z samą ideą Expo miała niewiele wspólnego, a wręcz stała z nią w sprzeczności.

makietapawilonuzwieza

makietapawilonuzwiezaodsrodka

wczesnamakietazpawilonami

makietaexpowmuzeum

starefoto1

sarefoto2

starefoto4

Wieża Słońca to nie tylko imponująca rzeźba. Podczas Expo była częścią Pawilonu Tematycznego, najważniejszej części wystawy, prezentującej jej temat: „Progres i harmonia dla ludzkości”. Zaprojektowany przez Kenzo Tange Pawilon Tematyczny składał się z części podziemnej oraz dachu na wysokości trzydziestu metrów. Wieża Słońca spełniała tu ważną funkcję praktyczną. Przez jej wnętrze, przez system schodów ruchomych oraz jedno z ramion postaci wychodziło się na dach. Ważniejsze jednak, że w jej środku Okamoto umieścił jednak „Drzewo życia”.

rysunekwiezy1.jpg

Pierwsze projekty festiwalowego bóstwa powstały w 1967 roku. Okamoto podszedł do sprawy bezkompromisowo. Wiele ryzykował. Przygotowując projekty nie krył krytyki wobec samej imprezy, organizatorów, współczesnego społeczeństwa japońskiego. Mówił w tym czasie: „Jeśli czegoś brakuje dzisiejszym Japończykom, to niezwykłości. Mamy w nadmiarze obrotności i pracowitości. Chciałbym spróbować oddać apetyt na bezdenną szczodrość i szczęśliwą głupotę, uznając nawet porażkę za interesującą. Byłbym szczęśliwy, gdyby Expo w Osace mogło otworzyć nowy obraz Japończyków – byśmy odkryli wewnątrz siebie, że japoński duch ma w sobie także wymiar niezwykłości”.

To Okamoto zmieniał punt ciężkości Expo z ekspozycji na festiwal. Przez festiwal rozumiał odwrotność codzienności, z konieczności bezpiecznej i powtarzalnej. Festiwal miał być inny, specjalny. Dlatego krytykował organizatorów za zbyt biurokratyczne podejście i obawę przed popełnianiem błędów. Oskarżał ich o kompleks niższości, jakby bali się źle wypaść w oczach zagranicznych gości. Co jednak ważniejsze, Okamoto wskazywał na alienację, jaka towarzyszy rozwojowi. Jego projekt, popularny, czytelny, ale nieoczywisty, miał ją przełamywać.

drzewo5

drzewo7

drzewo9

Mimo licznych krytyk, które początkowo towarzyszyły jego projektowi, to Okamoto okazał się zwycięzcą Expo. Jego ekscentryczna Wieża podbiła serca Japończyków, a on sam stał się kimś na miarę bohatera narodowego, artysty-celebryty. I gdy początkowo Wieża miała zostać rozebrana tuż po Expo, podobnie jak inne pawilony, po kampanii jej zwolenników, ostatecznie zdecydowano się ją pozostawić.

Jednak przez prawie pięćdziesiąt lat nie dało się wejść do środka wieży. Dopiero w poprzednim roku po kosztownym remoncie, otwarto ją na nowo dla zwiedzających (dla tych którzy mieliby ochotę się tu wybrać: bilety do Muzeum Wieży Słońca trzeba rezerwować z bardzo dużym wyprzedzeniem). Wprowadzono tu kilka zmian, m.in. zastępując schody ruchome zwykłymi, dla odciążenia konstrukcji. Nie o schody tu jednak chodzi, lecz o „Drzewo życia”, które podziwia się wdrapując po nich.

drzewo8

drzewo6

drzewo11

rekawiezy

Od środka wieża jest czerwona. Kolorowe, animowane światłem i specjalnie skomponowaną muzyką „Drzewo życia”  ilustruje ewolucję życia na ziemi, od jednokomórkowca po człowieka, jak w książce dla dzieci. Drzewo wyrasta z zupy pierwotnej zupy. Tu jak fantastyczne rzeźby rosną sobie ameby, polipy i inne proste organizmy. Po barwnym pniu wspinają się trylobity. Wyżej drzewo rozgałęzia się, ilustrując ewolucją zwierząt. Na gałęziach rozsiadły się różne gatunki dinozaurów, a na szczycie spotkamy naszych najbliższych przodków: neonerdalczyków i i Człowiek z Cro-Magnon. Najwyżej wysunięta gałąź niknie w błękitnym niebie.

Oryginalnie wystawa była jednak znacznie większa, a „Drzewo Życia” stanowiło element szerszej koncepcji, zaprojektowanej przez Okamoto. W podziemiach znajdowały się sale poświęcone Życiu, Człowiekowi i Modlitwie. Życie było przedstawione jako niemal abstrakcyjny spektakl DNA i protein. W Największej przestrzeni pokazano człowieka w czasie, gdy bliższy był naturze. W przestrzeni Modlitwy zebrano ogromną kolekcję masek i rzeźb bóstw z różnych kultur.

starefoto3
Życie, 1970
podziemneslonce.jpg
„Słońce podziemi”

Dziś atmosferę tej podziemnej wystawy ma oddawać korytarz, w którym „Słońce podziemi” otacza kilka afrykańskich i polinezyjskich masek. Oryginalne „Słońce podziemi” niestety po Expo zaginęło bez wieści, więc musiano je odtworzyć.

W 2025 roku Expo wróci do Osaki, chociaż tym razem zostanie zoragnizowane na wyspa Konohana. Dziś tereny po Expo ‘70 to po prostu park. Tereny, na których stały kiedyś pawilony narodowe obsadzono drzewami. Ale zachowało się kilka elementów z samego Expo W byłym Pawilonie Stali funkcjonuje dziś Muzeum Expo, gdzie można obejrzeć m.in. oryginalne, mocno zniszczone zwierzęta z „Drzewa życia”, makiety terenu Expo i memorabilia.

pawilonstali.jpg
Pawilon Stali
drzewozyciastareobiekty
Oryginalne zwierzęta z „Drzewa życia” na wystawie w Muzeum Expo ’70

oryginalnezwierzaki.jpg

phillipking.jpg
Rzeźba Phillipa Kinga
fontanny2
Fontanny Isamu Noguchiego

fontanny

fontanny3 kiedys

Zachowało się też kilka rzeźb zamówionych na Expo, w tym Phillipa Kinga, ale też efektowne fontanny projektowane przez samego Isamu Noguchiego, umieszczone w Dream Pond. Niestety nie działają i dziś przypominają po prostu abstrakcyjne geometryczne rzeźby. Oryginalnie było ich dziewięć, ale trzy z nich – tworzące wiry na powierzchni wody – zostało po zakończeniu Expo usuniętych. Na starych zdjęciach widać, że nieprzypadkowo ich tytuły odnosiły się do kosmosu. Niebieska wieża tworzyła rodzaj mgły, dlatego nazywała się „Nebula”. Sześcian na wysokim prostym palu wypuszczał z siebie ogon „Komety”, a okrągła „Planeta” miała wokół siebie wodne pierścienie niczym Saturn.

fragment konstrukcji pawilonu

fragmentdrugiejwiezy

makietadrugiejwiezy

ogrodjaponski
Ogród Japoński

Z samego pawilonu Kenzo Tange pozostawiono na pamiątkę fragment konstrukcji dachu. Przed Muzeum Expo ’70 stoi zaś fragment futurystycznej Landmark Tower projektu Kiyonari Kikutake. Pozostałością po Expo jest również Japoński Ogród, który rozciąga się w północnej części parku. Jednak tłumy zwiedzających wciąż przyciąga przede wszystkim Wieża Słońca.

Okamoto stworzył nie tylko symbol Expo ‘70 oraz symbol Osaki, powielany w niezliczonej ilości pamiątek i gadżetów. Wieża Słońca wciąż przypomina o potrzebie ekscentryzmu i pewnym wymiarze życia, który w nosie ma rozwój i technologię.

wiezazbliska

wieza5.jpg