Chłopcy się uczą, dziewczynki robią selfie

mnp filizanki

Dzięki kampanii promocyjnej „Muzeum? Żebyś wiedział” w ostatnich dniach przypomniało o sobie Muzeum Narodowe w Poznaniu. Szerowane w mediach społecznościowych i dyskutowane w mediach filmiki promocyjne MNP budzą mieszane uczucia. Jedni je chwalą, inni wyśmiewają. W zależności od tego, który z filmików jest na tapecie.

Sam zaskoczony (i zbulwersowany) jednym z nich, zszerowałem go na Facebooku. Oto dwie dziewczyny rozmawiają o chłopaku, który interesuje się rzeźbą. Nie, nie rzeźbą z siłowni, lecz rzeźbą-rzeźbą. Gdy jedna z bohaterek w końcu trafia do muzeum, robi sobie selfie z pośladkami antycznego posągu i dzwoni do kolegi Jacka, by mu powiedzieć, że zakochała się w innym Jacku – Malczewskim. Koślawe dialogi i poziom gry aktorskiej przypomina polskie telenowele.

Ale jest też inny filmik promocyjny MNP. Występuje w nim pęczniejący od mięśni mężczyzna z ogoloną na łyso głową i jego ojciec. Mięśniak pomaga rozwiązać ojcu krzyżówkę. „Krótka broń z rozszerzającą się przy wylocie lufą?”. „Garłacz”, podpowiada. Skąd wie? Bo był w muzeum. „A jakie tam mają filiżanki!” Panowie idą do muzeum oglądać porcelanę.

mnpstraznik

Na koniec każdego z filmików puszcza do nas oko przystojny strażnik. Nie miałbym nic przeciwko, by spotkać takiego w jakimś muzeum.

Nad filmikiem ze strongmanem – miłośnikiem filiżanek rozpływają się internetowe media, a Muzeum Narodowe w Warszawie zszerowało go na swoim Facebooku, gratulując poznańskiemu muzeum kampanii promocyjnej. Bo to filmik autentycznie zabawny i łamiący stereotypy.

Dlaczego kampania MNP jednym się podoba, innym nie? W pierwszym momencie można by powiedzieć, że to problem klasowy, a MNP adresuje swoje filmiki nie do hipsterów i intelektualistów, lecz do osób, które jeszcze do muzeum nie chodzą. Dlatego tym pierwszym nie będzie się podobało, a drugim tak.

mnppupa

Świetnie, że muzeum otwiera się na nową widownię. Lecz nie w tym leży problem. Bo filmiki w ramach tej samej kampanii dzielą lata świetlne. Chodzi o role, jakie grają w nich kobiety, a jakie mężczyźni.

Gdy jeden z filmików karmi się stereotypami jak z żartów o blondynkach (w innym chłopak martwi się, że interesująca go dziewczyna leci na kasę, bo sam myli Moneta z „monetą”), drugi przełamuje stereotypy o łysych mięśniakach.

Dziewczyny wciąż robią selfie i się zakochują, chłopcy zdobywają wiedzę. Jak w podręcznikach, w których to zawsze chłopcy pouczają głupie dziewczynki, bo wiedzą lepiej. Dziewczynki bawią się lalkami, chłopcy – zestawem „Mały chemik”. Dziewczynki chcą być księżniczkami, chłopcy – strażakami lub naukowcami.

Krótko mówiąc, granicą muzealnej promocji, i w ogóle jakiejkolwiek promocji, powinien być seksizm.