Przyjechaliśmy właśnie z Marcinem na weekend do Seattle. Za każdym razem, gdy tu przyjeżdżamy, staram się znaleźć jakąś nową atrakcję. Tym razem to trochę atrakcja, trochę kuriozum – zjechaliśmy z autostrady, by zobaczyć takie oto cudo z kategorii „największe na świecie” (a na pewno największe w Stanach).
To ogromne buty kowbojskie i kowbojski kapelusz, tzw. ten gallon hat, tylko że w tym zmieściłoby się pewnie nie dziesięć, lecz tysiąc galonów. Kapelusz ma duże rondo i przypomina ten, jaki nosił Lucky Luke.
Dzisiaj te przydrożne wabiki klientów stoją w niewielkim i mało uczęszczanym parku Oxbow w dzielnicy Georgetown w Seattle i trudno byłoby nawet zgadnąć, do czego pierwotnie służyły. A była to po prostu stacja benzynowa! Kapelusz przykrywał kiosk, w którym regulowało się rachunek, buty służyły zaś za ubikacje – osobno dla cowboys (but nieco większy), osobno dla cowgirls (but nieco mniejszy). Służyły przez ponad trzydzieści lat, od połowy lat 50., do końca lat 80. Groziła im śmierć naturalna, ale w 2002 roku wpisano je na listę zabytków i przeniesiono do parku.
Podobno właściciele stacji zamierzali pierwotnie zbudować całe centrum handlowe, oczywiście tematyczne – à la western. Po zamknięciu stacji przeprowadzili się do San Francisco, gdzie otworzyli całodobowy sklep z cukierkami. Wyobraźni im nie brakowało. Niestety w Seattle nie zachowała się słynna restauracja w kształcie dwóch połączonych tipi.
Kapelusz i buty to swoisty pomnik nowoczesności, a przede wszystkim amerykańskiej kultury samochodowej z połowy XX wieku – z jej przydrożnymi motelami, neonami, stacjami benzynowymi, restauracjami drive-in i kinem samochodowym. Gdy do tego dodać ówczesną fascynację Dzikim Zachodem, rodziły się takie kwiatki. To przecież kwintesencja fantazji o Ameryce. Kiedyś pewnie ucieleśnienie kiczu, dziś – również ze względu na rzadkość takich okazów – darzone sentymentem i otaczane opieką zabytki.