
Kuratorzy wystawy Piotr Bernatowicz oraz Duńczyk Jon Eirik Lundberg wypowiadają się właśnie przez przemilczenia, eufemizmy i synekdochy. Nie piszą wprost, że tworzą platformę dla prawicowych i skrajnie prawicowych fobii. Zawłaszczając pojęcia, mówią raczej o wolności wypowiedzi i walce z cenzurą.
Podstawowym kluczem doboru artystów do wystawy ma być zaś to, że za swą sztukę artyści ci byli „prześladowani”. Podczas konferencji prasowej miałem wrażenie, że zgromadzonych artystów łączy też dosyć powszechna wśród twórców frustracja. „Nareszcie ktoś chce nas pokazać!”, mogliby zakrzyknąć chóralnie.

Nie jest jednak tak, że niczego się z tej wystawy nie nauczymy. Oto mamy do czynienia z własną karykaturą, sztuką współczesną à rebours. Skoro tak łatwo przeinaczyć i zawłaszczyć hasła wolnościowe, tworząc z nich oręże w rękach przeciwników emancypacji, może czas przemyśleć nasze strategie.
Wreszcie przyszedł już chyba czas na bojkot CSW. Od czasu mianowania Bernatowicza program tej instytucji przebiegał dwutorowo. Dawni pracownicy realizowali swoje wystawy, Bernatowicz i jego podopieczni powoli wprowadzali swoje, coraz bardziej radykalne treści. Dlatego dzisiaj palestyńska wystawa „Codzienne formy oporu” sąsiaduje z otwarcie islamofobiczną „Sztuką polityczną”. W tym pozornym pluralizmie, symetryzmie jedna wystawa legitymizuje drugą.
