Yin Xiuzhen, Back to the End

 

yin4.jpg

Słynna pekińska artystyczna dzielnica 798 to jedno z bardziej przygnębiających miejsc związanych ze sztuką, jakie do tej pory odwiedziłem. Na sporym terenie byłych zakładów przemysłowych, dziś mieszczą się galerie, sklepy z dizajnem i restauracje. Z tym że większość z tych galerii to sklepiki z artystyczną galanterią i nie ma się nawet ochoty do nich zaglądać. Do tego cały zestaw kiczowatych rzeźb (bezgłowe popiersia Mao i dinozaury Sui Jianguo), wystające pośrodku parkingu skrzydło samolotu pasażerskiego, sprzedawcy kiełbasek i przeciskające się wśród tłumu lamborghini i maserati. Nie wiadomo, czy sztuka się właśnie tu zaczyna, czy kończy.

W 798 moje moce przerobowe sztuki zostały mocno nadwątlone. Ale gdzieś między tym wszystkim ukryte są najlepsze pekińskie galerie – UCCA, Galerie Urs Meile, Long March Space,. Dlatego trzeba tu raczej przyjść przygotowanym – z listą miejsc, które zamierza się odwiedzić. Zwiedzanie na ślepo zakończy się artystycznym koszmarem. I tylko Lu Yang (którego można by nazwać azjatyckim Rianem Trecartin) świetnie wpisywał się w ten bałagan z wystawą all-over, łączącą w sobie elementy gier komputerowych, chińskiej tradycji, azjatyckich subkultur, imprezy, domu rozrywki, kultu, technologii i niemal patologiczną fascynację chorobami nowotworowymi.

Galerie operujące typowym galeryjnym white-cube-owym sznytem są tu jak oddech świeżego powietrza (które w Pekinie jest na wagę złota). Takim miejscem jest słynna Pace Gallery, w której trwa właśnie wystawa Yin Xiuzhen „Back to the End”, zbierająca prace artystki z ostatnich lat.

 

yin3

yin2

Ci, którzy Yin choć trochę znają (a jest ona jedną z najaktywniejszych w ostatnich dekadach chińskich artystek), wystawa nie będzie zaskoczeniem. Yin znowu operuje typowymi dla siebie materiałami – betonem i starymi, używanymi ubraniami. Starych ubrań, początkowo własnych, potem cudzych, Yin używa od ponad dwudziestu lat. Na wystawie podejmuje również powtarzający się w twórczości motyw podróży, a fascynuje ją zwłaszcza komunikacja lotnicza i wielkie lotniska.

Brzmi z pozoru banalnie. Yin we wnętrzach walizek szyła z używanych ubrań portrety miast, które odwiedzała. Dziś coraz częściej buduje monumentalne wręcz metalowe konstrukcje, które obszywa różnokolorowymi ubraniami. Do rzeźb można zajrzeć do środka. Kilka lat temu były to ludzkie organy (widziałem jedną z nich w Szanghaju). Na wystawę w Pace Yin zdecydowała się zbudować bardziej skomplikowaną rzeźbę, choć wykorzystując tę samą metodę. „Trojan” to postać kobiety w fotelu lotniczym w pozie, jaką pasażerowie przyjmują w przypadku ryzyka katastrofy, znanej bardziej z instruktażowych ulotek i filmów katastroficznych niż z praktyki (chociaż na pierwszy rzut oka postać wydaje się siedzieć na sedesie).

yin1.jpg

Ubrania pojawiają się w twórczości Yin nieprzypadkowo. Jej matka pracowała w fabryce odzieży, jednak – jak opowiada artystka – ich rodziny nie było stać na nowe ubrania. Od matki nauczyła się szyć, cerować. W używanych ubraniach widzi drugą skórę, zapisane w nich ludzkie losy. Jednak wysokiej pod sufit Pace Gallery rzeźbie na obecnej wystawie te odniesienia gdzieś się gubią. Yin sięga po większe katastrofy.

Wystawę otwiera inna rzeźba – przewrócony betonowy anioł, z którego wystają rury wydechowe. To upadły anioł, anioł po katastrofie. Między tymi dwoma rzeźbami mieści się mieści się jeszcze kilka mniejszych i większych prac. W tym efektowne poletko suchych traw, „wyrastających” z betonowego postumentu (wykonanie tej pracy musiało kosztować sporo roboczogodzin kilku Kopciuszków).

Yin potrafi łączyć intymność z dużą skalą, co zazwyczaj stanowi o sile jej sztuki. Miałem jednak wrażenie, że tym razem chodziło głównie o wywołanie efektu „wow”. Zwiedzający mają się na tle czego sfotografować. Bo prace Yin w eleganckich, poprzemysłowych przestrzeniach Pace Gallery prezentują się wyśmienicie. Ale artystka doszła do ściany. Ta wystawa to wysokiej jakości produkcyjniak.