Otrzymałem dziś dosyć kuriozalną informację z agencji pijarowej z adresem w Złotych Tarasach i na wrocławskim placu Solnym. Starszy specjalista ds. PR pisze do mnie o czymś, co nazywa „Koalicją miast”. „Ten projekt już zmienił polską kulturę. I, co najważniejsze, ma szansę skutecznie kształtować ją w przyszłości”, czytam. „Pierwszy rok działalności Koalicji Miast dobiega końca, ale wszystkie zaangażowane w projekt strony – samorządowa i artystyczna – zgodnie potwierdzają: to początek nowej jakości w tworzeniu polityk kulturalnych polskich miast”. Dalej następują liczby: „7 koalicjantów, 112 godzin debat o kulturze, 7 unikatowych prezentacji, 820 artystów i kreatorów kultury zaangażowanych w wydarzenia, w których łącznie wzięło udział 130 tys. odbiorców”.
Na załączonych zdjęciach bryluje prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Pojawiają się też dziwne statuetki – odlane w brązie krasnale. Ewidentnie ukłon w stronę wrocławskiej Pomarańczowej Alternatywy, myślę sobie. Otwieram plik „Dzień życzliwości 2016”. Czytam, że 21 listopada obchodzony jest „World Hello Day”, które we Wrocławiu obchodzone jest jako „Dzień Życzliwości”. Hasło kampanii: „Znajdź się wśród życzliwych!”. „Namawiamy do wzajemnego szacunku, uśmiechu i dobrej zabawy, która zawsze wsparta jest wszechobecną życzliwością”. Od tej życzliwości robi mi się już mdło, ale brnę dalej. Bo potem agencja kieruje do mnie zaproszenie: „Dołączcie do wielomilionowego grona entuzjastów, którzy dbają o lepsze jutro!”
Jest też o kulturze, wszak Wrocław to Europejska Stolicy Kultury. I rozwiązuje się zagadka tajemniczych krasnali i prezydentów. Oto w podziękowaniu za zaangażowanie w ESK do każdego miasta, a w praktyce na ręce ich prezydentów, trafiły Życzliwki, bo tak nazywane są krasnale. O Pomarańczowej Alternatywie nie ma ani słowa. Każdy Życzliwek w jednej dłoni trzyma słonecznik, a w drugiej walizkę. „Mamy nadzieję, że Życzliwki zostaną ciepło przyjęte w miastach, do których trafią”. Inne Życzliwki otrzymają w nagrodę wyłonieni w plebiscycie życzliwi wrocławianie.
Zignorowałbym tę wiadomość z agencji, która łączy w swojej nazwie „komunikację” oraz „plus” (co jeszcze „+” się nam przydarzy?), gdyby także dziś z Wrocławia nie nadeszła wiadomość o rozstrzygnięciu konkursu na nowego dyrektora tamtejszego Muzeum Współczesnego. Jak podał wrocławski dodatek do „Gazety Wyborczej”, konkurs wygrał pan dr Andrzej Jarosz. I od razu zadałem sobie pytanie – kto to taki? Bo nigdy o nim nie słyszałem. Czy pracował w jakiejś galerii? Jaką wystawę kuratorował? Dlaczego go nie znam? Co takiego rewolucyjnego zaproponował w swoim programie, co przekonało komisję do jego kandydatury? Bo pan Andrzej Jarosz to akademik, historyk sztuki, wykładowca Uniwersytetu Wrocławskiego. Pisał o Zbigniewie Karpińskim, Janie Chwałczyku, Józefie Hałasie, Alfonsie Mazurkiewiczu, publikował teksty w „Formacie”. Szczerze mówiąc, jego dorobek naukowy nieszczególnie powala na kolana. Najwyraźniej miasto okazało jego kandydaturze wiele życzliwości.
Do konkursu stanęła jednak Dorota Monkiewicz, która najwyraźniej aż tak bardzo nie obraziła się na wrocławski ratusz, który osobą szefa wydziału kultury Jarosława Brody wiosną pozbawił ją stanowiska (pisałem o tym kilkukrotnie). Cieszę się, że Monkiewicz wzięła udział w konkursie. Teraz sytuacja jest całkowicie jasna. I nie można zadać sobie pytania, jak to się stało, że osoba bez doświadczenia w kierowaniu instytucją kultury (nie licząc kierowania studiami wieczorowymi) wygrała z kuratorką o wieloletnim doświadczeniu, która w ogromnym stopniu przysłużyła się zachowaniu i propagowaniu sztuki Wrocławia? Czy na pocieszenie prezydent Dutkiewicz da jej krasnala? Bo Dorota jest też bardzo życzliwa, panie prezydencie. Zna ją pan nie od dziś.
Wrocław, nasza niby-europejska stolica niby-kultury, stolica krasnali od dawna nie pomarańczowych, niszczy własne instytucje w białych rękawiczkach, niby-konkursem. Wrocławianie mogą za to podziękować swemu prezydentowi oraz ekspertom, którymi obsadził komisję i którzy najwyraźniej na Andrzeja Jarosza zagłosowały. „Wyborcza” podała, że kandydaturę Monkiewicz wsparli Andrzej Szczerski oraz przedstawiciel muzealnych związków Bartek Lis (gazeta nazywa jednak Inicjatywę Pracowniczą – Inicjatywą Pracodawców, ha ha!). Wynika więc z tego, że na Jarosza zagłosowali: Jacek Sutryk, dyrektor departamentu spraw społecznych w urzędzie miasta i przewodniczący komisji, Jerzy Pietraszek, zastępca dyrektora wydziału kultury, Jerzy Skoczylas, przewodniczący komisji kultury w radzie miejskiej, Piotr Wieczorek ze Związku Polskich Artystów Plastyków, Piotr Kielan, rektor wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych, Jerzy Ilkosz, dyrektor Muzeum Architektury oraz Aleksandra Mańczyńska, wicedyrektor Muzeum Miejskiego (pełen skład komisji wrocławska „Wyborcza” podała wcześniej w innym tekście). Mówiąc krótko, o tej wrocławskiej kompromitacji zdecydowali miejscy urzędnicy i dyrektorzy podlegających im instytucji.
Czytam dalej pijarową informację: „Nadchodzący rok 2017 będzie dla Koalicji kolejnym ważnym krokiem w rozwijaniu i zacieśnianiu współpracy. Po roku karnawału ESK członkowie i organizacje zrzeszone w projekcie zamierzają intensywnie kontynuować spotkania i wymianę doświadczeń, już w gronie powiększonym o kolejnego koalicjanta – Toruń”. Toruń? Naprawdę? Ten sam Toruń, w który skompromitował się konkursem na dyrektora Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu? Już się boję tych krasnali. Bo choroba rozprzestrzenia się na kolejne miasta.