
Ola Kubiak wysłała mi swój najnowszy film, „Śliczna jesteś Laleczko”, który do połowy stycznia pokazywany jest na wystawie w BWA w Zielonej Górze. Oglądałem go więc nie na wystawie, lecz na ekranie komputera. Ale to film na styku dokumentu i performensu, równie dobrze sprawdza się pewnie w galerii, w kinie czy nawet na komputerze.
Osiem lat temu pracowałem z Sędzinami, czyli Olą Kubiak i Karoliną Wiktor, nad książką o ich performensach. Stworzyliśmy szczegółowe kalendarium ich działań, świetnie się przy tym bawiąc. Okazało się, że dziewczyny kręciły z numeracją swoich performensów (nazywały je „rozdziałami”) i że generalnie są świetnymi kompankami. Poznałem je wcześniej w okolicznościach knajpianych. Od razu się pokłóciliśmy i – chyba – polubiliśmy. Przynajmniej ja polubiłem je. Obie mieszkały wtedy w Warszawie i były jednymi z najbardziej odjechanych, najbardziej radykalnych artystek. O ile dobrze pamiętam, to Joanna Mytkowska nazwała je „nieoszlifowanym diamentem”. I właśnie przez to nieoszlifowanie były tak atrakcyjne – i w swoich performensach, i przy piwie.
Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, że książka, nad którą pracujemy, to nie jakiś zwykły katalog, lecz rodzaj zamknięcia, podsumowania twórczości Grupy Sędzia Główny. Po jej wydaniu dziewczyny zrobiły jeszcze ze dwa performensy, które towarzyszyły promocjom publikacji – pamiętam zupełnie nieudane działanie w Lublinie i bardziej udane we Wrocławiu. Potem Karolina miała wylew, spojrzała w oczy śmierci, przechodziła afazję, uczyła się wszystkiego od nowa, a przy okazji urodziła córkę. Jej afazyjne zmagania z językiem zaowocowały wyjątkową poezją wizualną. Na początku tego roku w łódzkim Atlasie Sztuki można było usłyszeć, jak wspaniale nieporadnie maltretuje alfabet.
Ola wróciła zaś do Zielonej Góry, gdzie zresztą dziewczyny się poznały, zaprzyjaźniły i zaczęły razem tworzyć. Nawet ich dyplom na tamtejszym Uniwersytecie Zielonogórskim był wspólny. Dzisiaj Ola sama tam wykłada. Od kilku lat tworzy indywidualnie. Musi być niezwykle trudno wymyślić się na nowo po takim życiowym trzęsieniu ziemi.

Film „Śliczna jesteś Laleczko” też opowiada o pewnej stracie i życiowym balaście. Do wspólnego działania Kubiak zaprasza aktorkę Elżbietę Lisowską-Kopeć. Prosi ją, by wcieliła się w postać jej nieżyjącej matki. To dla Kubiak okazja, by opowiedzieć trudną historię swojej rodziny – alkoholizmu obojga rodziców, DDA, tragicznej śmierci matki, która zmarła w wyniku pobicia przez ojca. Ola mówi o tym z trudem i nagrywane na kamerę spotkania z aktorką przypominają czasem sesję u terapeuty. Ciężko jest przebrnąć przez barierę wstydu, a może nawet poczucia winy.
Odnajduję tu podobny rodzaj emocjonalności, który często towarzyszył działaniom Sędzin Głównych. Gdy się przedstawiały, zawsze podkreślały swoje korzenie: „Nazywam się Aleksandra Kubiak. Moja mama miała na imię Małgorzata, mój tata ma na imię Bogdan. Pochodzę z małej miejscowości Olszyna”, mówiła Ola. Cielesny radykalizm i silny feministyczny ładunek Sędziny łączyły z uczuciami, czasem może wyrażanymi nieco kiczowatą formą, ale też mającymi w sobie coś z ostrości Sylvii Plath, która dedykując swój wiersz ojcu, pisała „Daddy, daddy, you bastard, I’m through”.
Performensy Sędzin ukrywały często bardzo osobisty wymiar, niedostępny zwykłemu widzowi. „Sztuka ma działanie terapeutyczne, nie można się przed tym bronić”, mówiła mi w wywiadzie Karolina. „Uczucia są tak naprawdę bardzo uniwersalne, ludzie czują podobnie. My mamy możliwość mówienia o nich w formie sztuki”, dodawała Ola. Formą pożegnania ze zmarłymi matką i dziadkiem Oli był performens Sędzin w Raciborzu w maju 2006 roku („Rozdział XLVI”). „Nie do końca oczyściłam się przez obrządek, w którym zostali pochowani”, mówiła Ola. „Stworzyłyśmy własny rytuał ich pożegnania”.
Najnowszy film Kubiak jest na swój sposób lekki, mimo że opowiada o trudnych przeżyciach i sporo tu łez. Bo jest częścią pozytywnego procesu, w którym Kubiak przepracowuje swoją traumę. Aktorka jej w tym pomaga, coraz bardziej wchodząc w rolę matki, próbując lepić jak ona pierogi, podobnie palić papierosa. Starając się do niej upodobnić, poznać rodzinną historię. To ona wymusza na Oli jej opowiedzenie. Przygotowując się do roli, chce się po prostu dowiedzieć, kogo ma grać. Wreszcie pojawia się już w pełnej charakteryzacji w domu Kubiak. Razem jadą nawet do Olszyny na grób matki. Matka jest i w grobie, i nad nim. Żegna się z córką.
Artyści, przynajmniej w Polsce, chętniej zajmują się przepracowaniem traum zbiorowych niż własnych. Takie odsłonięcie to zawsze jakieś przekroczenie. I bez wątpienia gest odwagi. Czasami przestrzega się, by nie utożsamiać dzieła z artystą. Ale to nie ten przypadek.