
Kilka tygodni temu odwiedziłem Agatę Bogacką w jej pracowni. Niewielką przestrzeń otaczały blejtramy, odwrócone licem do ściany. Agata ujawniała je pojedynczo lub parami, przestawiała z miejsca w miejsce, ze sztalugi na podłogę i z powrotem. Aż ten rozpisany na abstrakcyjne obrazy spektakl zmienił się w wystawę. Otaczało nas osiem obrazów. Wszystkie Bogacka namalowała z myślą o wystawie w Galerii SVIT w Pradze.
Wystawa otworzyła się tydzień temu, a towarzyszy jej mój tekst, który był efektem naszego spotkania w pracowni oraz – kilka miesięcy wcześniej – na wystawie Agaty w Polach Magnetycznych w Warszawie. Tekst ten zamieszczam poniżej.
*
Agata Bogacka maluje do skutku. Za każdym płótnem kryje się długi i pracochłonny proces. Nigdy nie zatrzymuje obrazu na pierwotnej kompozycji. Pracuje nad obrazem do momentu, w którym efekt ją zadowala, w którym nic nie da się już do obrazu dodać i może go uznać za skończony.
Punktem wyjścia najnowszych, abstrakcyjnych kompozycji Bogackiej jest spotkanie płaszczyzn. Obrazy opierają się raz na ostrym kontraście krawędzi, raz na subtelnym rozmyciu; raz na ścisłym kontrolowaniu procesu malarskiego, czasami na przyzwoleniu na przypadek. Większość z nich sprawia oku trudności, oszukuje wzrok jak najlepsze przykłady sztuki opartowej. Bogacka podobne efekty stosuje jednak delikatnie, zachęcając do tego, by się lepiej przyjrzeć obrazowi.
Ten dysonans decyduje o sile przyciągania płótna. Obrazy Bogackiej w pierwszym momencie potrafią wprowadzić widza w błąd. Im dłużej się im przyglądać, tym kompozycję ujawniają rodzaj niekonsekwencji, odsłaniają się przed nami kolejne warstwy i intrygujące detale. Nawet gdy obraz zawiera w sobie sugestie przedstawienia czy iluzji malarskiej, Bogacka przesuwa uwagę na samą płaszczyznę płótna; przypomina, że przede wszystkim mamy do czynienia z blejtramem.
Na pierwszy rzut oka kompozycje obrazy mogą wydawać się zamknięte, dopełnione. Artystka celowo je jednak zaburza, wprowadza przesunięcia, rozchwiania, mąci rytmy. Nierozłącznym elementem jej kompozycji są też „niedoskonałości”, efekty powstałe przypadkiem albo świadczące o zaniechaniu – całe fragmenty płótna mogą pozostać niezamalowane.
Bogacka celowo pozostawia na płaszczyźnie płótna ślady poprzednich warstw, prób i błędów. Gdy opowiada o swoim malarstwie, przywołuje nawet włoski termin pentimento, zazwyczaj używany przy opisie malarstwa historycznego. Oznacza właśnie widoczne na powierzchni płótna ślady po wcześniej zamalowanych fragmentach, zamierzone przez malarza lub nie, często ujawniające się po wielu latach od namalowania obrazu. Bogacka stosuje ten efekt umyślnie, nawet najmniejszy fragment płótna jest przemyślany.
Akceptacja pozornych błędów i śladów poprzednich etapów wprowadza do obrazów Bogackiej pewien niepokój. Każdy obraz jest jak palimpsest. W wielu miejscach dostrzeżemy zgrubienia farby, przebijające się pociągnięcia pędzla, niewielkie fragmenty poprzednich warstw. Obrazy aż same się proszą, by je dokładniej zlustrować. W przypadku Głowie w chmurach 5, okaże się, że artystka zdecydowała się przesunąć centralny motyw ku górnej krawędzi płótna. Jego poprzednie położenie wciąż majaczy jednak jak rodzaj powidoku.
To sam proces malarski, a nie tylko skończony efekt, jest kwintesencją sztuki Bogackiej. Dlatego można powiedzieć, że abstrakcyjne płótna odzwierciedlają też skomplikowany i zdyscyplinowany proces myślowy.

Na wystawie w Galerii Svit Bogacka pokazuje obrazy powstałe w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Kontynuuje cykle, które rozwija od stosunkowo niedawna, a które zimą tego roku zaprezentowała na przełomowej dla swej twórczości solowej wystawie w galerii Pola Magnetyczne w Warszawie.
Artystka chętnie powraca bowiem do wykorzystywanych wcześniej wątków, jakby sprawdzała, gdzie tym razem zaprowadzi ją proces malarski. Każdy obraz to rodzaj zadania do rozwiązania. W Widokach rozpoczyna od podziału płaszczyzny obrazu na zasadzie zbliżonej do perspektywy zbieżnej, którą zaburza i przekształca. W przypadku pokazywanego na wystawie Widoku 6 z tego pierwotnego układu pozostał ledwo dostrzegalny ślad. Obraz zyskał wyjątkową głębię, sugestię wielu rozciągających się przed patrzącym planów, jak na teatralnej scenografii.
Nowy cykl, Obietnice, który w Pradze prezentowany jest po raz pierwszy, opiera się na wychodzących z centralnego punktu płótna promieniach i pewnym zamgleniu (na zewnątrz kompozycji w przypadku Obietnic 3 oraz w jego wnętrzu w przypadku Obietnic 2). Związki Bogacka maluje z kolei na niezagruntowanym szarym płótnie, dlatego zawsze wyróżniają się na tle innych obrazów na wystawach. W przypadku tego cyklu proces malowania jest nieco inny, bardziej zaplanowany i poddany kontroli. Prezentowany na wystawie Związek 2 przypomina powidok ramy czy lustrzane refleksy nachodzących na siebie niebieskich i czarnych elementów.
Malarstwo Bogackiej nie zawsze było abstrakcyjne. Po ukończeniu studiów w 2001 roku malowała mocno wystylizowane, syntetyczne, wręcz plakatowe kompozycje figuratywne, oparte na fotografiach pozornie banalnych scen. Wczesne obrazy Bogackiej były rodzajem jej intymnego pamiętnika. Zapisywała w nim uczucia, które łączyły ją z bliskimi jej osobami. Potem jej malarstwo powoli ewoluowało, a bezpośrednie odniesienia do rzeczywistości czy jej fragmenty stawały się coraz bardziej wyabstrahowane.
Bogacka podkreśla jednak, że także jej obecne cykle wynikają z doświadczeń życiowych i emocji. Odzwierciedlają to tytuły krótkich cykli malarskich Bogackiej: Widok, Obietnice, Zależność, Związek. Powiedziała niedawno, że „Każdy problem życiowy automatycznie staje się problemem malarskim”. Gdy zapisywałem jej słowa w notatniku i pominąłem słowo „automatycznie”, poprosiła mnie, bym ją zacytował dokładnie i je dodał. Owa automatyczność jest bowiem kluczowa, ale zarazem najtrudniejsza do oddania słowami. Bogacka wypracowała bowiem własny, abstrakcyjny język, nieskodyfikowany i płynny, dojrzały, ale otwarty na pomyłki i przypadek.
Fotografie z wystawy: Tomas Soucek, dzięki uprzejmości Galerii SVIT w Pradze