Dla „Gazety Wyborczej” komentuję ostatni gag trickstera Banksy’ego:
„Mogłoby się wydawać, że w piątek Banksy ponownie zagrał komuś na nosie. Że wyśmiał rynek sztuki, który potrafi spieniężyć nawet sztukę ulicy. Że poddał krytyce mechanizmy rynkowe – dzieła sztuki potrafią osiągać niewyobrażalne dla przeciętnych śmiertelników ceny, a sztuka współczesna może się stać świetną inwestycją kapitału czy też przedmiotem spekulacji (szacuje się, że wartość licytowanej w piątek „Dziewczynki z balonem” z 2002 r. rosła w tempie 20 proc. rocznie). Wreszcie − że anonimowy kupiec oraz dom aukcyjny powinni być w nie lada kłopotach. Chodzi przecież o sporą kwotę.
Tymczasem gdy „Dziewczynka z balonem” została zniszczona, nikt się na Banksy’ego nie złościł. Świat raczej zachwycił się tą historią. Już dawno żadne dzieło sztuki nie skupiło na sobie takiego zainteresowania mediów. Zresztą od razu pojawiły się szacunki, że „zniszczone” dzieło sztuki jest warte dwa razy więcej niż wylicytowana kwota (co byłoby nowym rekordem Banksy’ego).”
„Można śmiało powiedzieć, że gdyby uczestniczył w świecie sztuki na tych samych zasadach co inni artyści, wystawiając w galeriach i próbując budować swoją karierę, jego obrazy i murale nie byłyby tak rozchwytywane, a media nie podążałyby za nim tak uważnie.
Całe dzisiejsze zamieszanie pokazuje jednak, jak działają współczesne media, połykając każdy news z głośnym nazwiskiem. Dawno nikt się już nad jakością dzieł Banksy’ego nie zastanawia, umyka gdzieś nawet samo przesłanie. Liczy się fakt medialny, który przekłada się na wartość jego samych prac. Banksy, artysta niezwykle inteligentny i sprytny, musi zdawać sobie z tego sprawę”.
TEKST DOSTĘPNY NA STRONIE „GAZETY WYBORCZEJ”.
PS Podoba mi się (i zastanawia) jeden z komentarzy pod moim tekstem: „No, sorry, ale autor się chyba trochę zagalopował, słyszał może o pop-arcie, dadaiźmie czy performance? Chyba dobrze, że nie poszedł dalej i nie uszczęśliwił czytelników swoim poglądem na to, co stanowi wg niego o jakość dzieł sztuki. Aż strach się bać.”