Długo nie mogłem się pozbyć pierwszego skojarzenia, które natrętnie towarzyszyło mi od pierwszego obrazu: Xin Dongwang (忻东旺) to chiński Lucian Freud. Tak samo grubo kładziona farba na twarzach portretowanych osób, szorstkość, podobne nieco karykaturalne ujęcie postaci, a nawet kompozycja niektórych płócien (spojrzenie z góry, jakby malarz był bardzo wysoki) – wszystko to przywoływało mi na myśl malarstwo Frueda.
Na wystawach chińskiego malarstwa, zwłaszcza z lat 80. i początku 90., roi się od podobnych wpływologii. W latach 80. nowe pokolenie artystów, dojrzewające w latach rewolucji kulturalnej, ale w okresie reform Denga, po latach zamknięcia na sztukę zachodnią, w warunkach rozluźnionej cenzury czerpało garściami ze sztuki zachodniej, często bardzo powierzchownie, mając dostęp do publikacji, rzadziej podróżując za granicę lub oglądając zachodnią sztukę w Chinach. Jakby nadrabiali dekady zaległości, próbując przerobić różnorodne trendy, izmy i stylistyki, jednocześnie poszukując własnego stylu. Dopiero w latach 80. chińscy intelektualiści odkrywali Sartra, a artyści – abstrakcję, fotorealizm, pop art (Yu Youhan, Wang Guangyi). Szczególnie popularni okazał się późny Salvador Dali, ale też Andrew Wyeth (He Duoling). Podobieństwo między Xin Dongwangiem i Lucienem Freudem nie powinno więc szczególnie dziwić.
W tekście wprowadzającym do retrospektywnej wystawy Xina w Muzeum Sztuki Uniwersytetu Tsinghua w Pekinie o Freudzie nie ma ani słowa. Karykaturalność postaci łączona jest z chińską sztuką ludową i ceramicznymi figurkami z dynastii Han. Xin ma wprowadzać do olejnego malarstwa typowo chiński modelunek i tradycyjną estetykę portretową właściwą chińskiemu malarstwu. Jego malarstwo ma być więc fuzją malarstwa chińskiego i zachodniego.
Z kolei w katalogowym tekście Jia Fangzhou nie pisze o żadnych o chińskich wpływach, a raczej zachłyśnięciu się Xina europejskim malarstwem: francuskimi realistami, Courbetem, no i przede wszystkim – właśnie Fruedem. To od Freuda Xin miał przejąć zdolność wyrażania psychiki portretowanych osób i humanistycznej głębi.
Twórczość zmarłego przed czterema laty Xina to rodzaj zbiorowego portretu. Bohaterowie jego obrazów to przede wszystkim robotnicy najemni, głównie chłopi, którzy migrują do wielkich chińskich miast za pracą i chlebem. Dlatego jego malarstwo określa się czasem jako „portret epoki”, czasów szybkiej urbanizacji, rozwoju przemysłowego, nieustającej budowy. Efektem tych procesów było powstanie nowej klasy społecznej – robotników migrantów, wykonujących najbrudniejszą robotę, pozbawionych praw pracowniczych, jednocześnie postrzeganych przez mieszkańców miast jako wulgarnych, niewykształconych, element kryminogenny.
Xin wybrał ich na swoich bohaterów nieprzypadkowo – sam się z nimi utożsamiał. Chociaż dotarł na szczyt chińskiej artystycznej kariery jako akademik, od 2004 roku wykładając malarstwo na prestiżowym Uniwersytecie Tsinghua, sam urodził się w biednej rolniczej rodzinie we wsi Qijiafang w prowincji Hebei. Jako nastolatek nauczył się malarskiego rzemiosła i został artystą ludowym, podróżując od wioski do wioski, sprzedając chłopom obrazki na szkle – popularne dekoracje wiejskich domów: ptaki, kwiaty, pejzaże.
Stopniowo zdobywał coraz lepsze wykształcenie, jednocześnie pracując jako tymczasowy robotnik w kopalni węgla czy projektant opakowań. Naukę utrudniały mu kłopoty administracyjne, długo nie mógł zdobyć pozwolenia na zamieszkanie w mieście. Malarstwo stało się jednak dla niego sposobem na oszukanie przeznaczenia. W końcu dotarł do Pekinu jako uznany artysta. Może dlatego tak dobrze rozumiał robotników i chłopów przyjeżdżających do stolicy. W ich wyborze na głównych bohaterów swych obrazów widział społeczną odpowiedzialność artysty.
Na wystawie jest kilka wczesnych obrazów Xina. Na ich przykładzie widać, jak szybko się uczył i jak łatwo przychodziła mu zmiana estetyki, osiągając dojrzałość dzięki Freudowi.
Nigdy nie malował na podstawie fotografii. Poznanych robotników zapraszał do swojej pracowni. Większość obrazów to proste portrety w neutralnej przestrzeni. Czasami pojawiają się atrybuty, jeden z robotników pozuje z motorem. Obrazy większych rozmiarów to zbiorowe portrety, czasem sceny rodzajowe, w których próbował różnych realistycznych stylistyk. Na jednym z obrazów trójka robotników pozuje na tle budowy stadionu olimpijskiego w Pekinie. To prawdziwy portret epoki.
Po jakimś czasie przestałem w obrazach Xina widzieć Freuda. Zresztą im dłużej się im przyglądałem, tym widziałem podobieństw z Freudem coraz mniej. Nad historyczno-artystycznymi wpływologiami górę wzięła empatia malarza dla jego modeli.