Li Shan

lishan1.jpg
„Dewiacja” 2017

Już po wejściu do Elektrowni Sztuki atakuje nas rój ogromnych owadów, a dokładnie ważko-ludzi. Mają owadzie skrzydła i owadzie głowy, ale ich odwłoki przechodzą w całkiem ludzkie tułowia i nogi. By nie gorszyć publiczności widokiem genitaliów, każdą taką chimerę przewiązano pośrodku czymś w rodzaju perizonium (najwyraźniej zadziałała tu cenzura). Zawieszone na cienkich linkach mutanty wypełniają przestronny hol byłej elektrowni. W końcu otworzyła się tu pierwsza po wakacjach większa wystawa – jej bohaterem jest Li Shan.

Debiut Li, dziś siedemdziesięciopięciolatka, był opóźniony przez rewolucję kulturalną. W 1989 roku brał udział w głośnej wystawie „Chińska awangarda” w Pekinie jako performer. Popularność przyniosła mu seria obrazów z początku lat 90. z wizerunkami Mao Zedonga, w której powracał kolor różowy (róż to kolor erotyki i korupcji, subwersywny wobec czerwieni). Li szybko stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych przedstawicieli chińskiego politycznego pop-artu. Później jednak jego twórczość przestawiła się na inne tory, a impulsem do tej zmiany miały być rzeźby Matthew Barneya, które Li oglądał w 1993 roku na Biennale w Wenecji. Od tej pory przez ponad dwadzieścia lat zajmował się bio artem. I na tym ostatnim okresie jego twórczości skupia się wystawa.

lishan5.jpg
„Projekt dynia” 2007

Stąd właśnie ludzie-ważki (jego ostatni projekt) czy świetna seria fotomontaży z owadami i płazami, których niektóre części mają całkiem ludzkie tkanki. Gdy się im przyjrzeć bliżej, okaże się, że Li przeszczepia motylom, żabom czy pająkom głównie ludzkie genitalia. Pająki mają więc jądrowe odwłoki, a motyle skrzydła porastają delikatne włosy łonowe (znowu – katalog jest bogatszy w jądra niż wystawa).

Łatwiej szło mu z roślinami, tu już nie musiał się posiłkować programami komputerowymi – przy współpracy z naukowcami eksperymentował z dyniami, a efektem tych eksperymentów były warzywa o fantazyjnych, nieprzewidywalnych kształtach. Szeroko zakrojona wystawa w Elektrowni Sztuki pozwoliła też Li na realizację dwóch nowych projektów bioartowych, w których ingerując w RNA kukurydzy i ryżu, zaktywizował uśpione geny tych roślin, tym samym próbując przywrócić im cechy, które posiadały, zanim ludzie zmodyfikowali je według swoich potrzeb. Dwie przestronne sale zamieniają się w laboratoryjne poletka.

lishan9
„Smear-1” 2017

Gdy jednak artysta zaczyna fantazjować o ludzko-zwierzęcych mutacjach, przypomina się film „Obcy: Przebudzenie”, w którym klon Ellen Ripley z pierwszej części serii, Ripley 8 (Sigourney Weaver), trafia do laboratorium z poprzednimi groteskowymi, nieudanymi klonami. Jedna z nich jeszcze żyje i prosi, by ją zabić. Ripley nie waha się. To jedna z ulubionych scen Slavoja Žižka, który opisując ją, przywoływał gnostyczną teorię, według której bóg tworząc świat popełniał błędu; świat jest więc niedokończony, pełen luk i wad. Nasze wcześniejsze ucieleśnienia, alternatywne wersje nas, nas prześladują.

Li na pytanie, dlaczego zajął się bio artem, odpowiada: bo nie poznaliśmy jeszcze ostatecznej formy życia. Chętnie sięga po pojęcie negentropii, czyli wzrostu organizacji systemu, przeciwieństwa entropii. Za pomocą pojęcia negentropii próbowano opisywać życie. Projekty Li ilustrują jego przekonanie, że człowiek powinien zrezygnować z dominującej pozycji wobec innych gatunków. Jego ulubiony gatunek, ważki, ma o wiele dłuższą historię (300 milionów lat), a przez to też większą pulę genową. W przeszłości ich skrzydła mogły osiągać nawet dwa metry rozpiętości, ale jako mniejsze owady mogły przetrwać.

lishan11.jpg
Z cyklu „Reading”

lishan12.jpg

W zwierzęcych i zwierzęco-ludzkich fantazjach Li Shana powtarza się jednak pewna prosta konstrukcja mutacji; Li chciałby łączyć coś z czymś na zasadzie biwakowego łyżkowidelca: rybę z motylem (jego pierwszy bioartowy projekt „Reading No. 98-1” z 1998 roku), a ważkę z człowiekiem. Takie połączenia dobrze znamy z mitologicznej menażerii, pełnej centaurów, onocentaurów, pegazów, faunów, harpii, sfinksów, syren czy jednorożców. Starożytni Grecy potrafili pożenić ze sobą nawet rybę i konia (hippokampy). Chińczycy chętniej przywołują swoją „Księgę Gór i Mórz” (Shan Hai Jing), starożytny chiński traktat, połączenie bestiariusza i fantastycznego atlasu.

Li nigdy takiego stworzenia nie wyprodukował – chociaż pracował na materiale genetycznym, nie miał odpowiedniego laboratorium. Chińscy krytycy piszą, że gdyby takowym dysponował, wyprzedziłby Albę, królika o fluorescencyjnym zielonym futerku, którego dzięki pomocy francuskich naukowców stworzył Eduardo Kac. Większość z projektów Li pozostaje – na szczęście! – w fazie pomysłu. Ale – chociaż podkreśla, że formą bioartu są same eksperymenty genetyczne lub działania konceptualne – Li najwyraźniej myśli za pomocą tradycyjnych artystycznych środków.

lishan10.jpg
Obraz z cyklu „Reading”

Najciekawsza część wystawy to właśnie jego szkice i obrazy. Muszę powiedzieć, że wystarczą mi one za wszystkie eksperymenty w laboratorium. Wygrywają i z polem zmutowanego ryżu, i z efekciarskimi ważko-ludźmi, i nawet z przypominającą planetarium kopułą, wewnątrz której zamiast kosmosu Li prezentuje, co dzieje się wewnątrz komórki. W jego obrazach i rysunkach nie ma nic laboratoryjnego, nie potrzebują skomplikowanego sprzętu ani nawet wiedzy z dziedziny genetyki, chociaż to wciąż fantazje na temat tego, co mogłoby się narodzić w wyniku jego wymarzonych eksperymentów. Li maluje prosto, jakby bez wysiłku. Jeszcze lepiej widać to w jego szkicownikach, wypełnianych szybkimi rysunkami i notatkami: rysuję, więc myślę.

No i gdy ważko-ludzie wyglądają złowrogo, a laboratoryjne pólka kukurydzy i ryżu – bardzo poważnie, rysunki i obrazy Li Shana zdradzają humor w czystej postaci, chociaż nienachalny. W ten sposób Li rzuca wyzwania naturze bardziej przekonująco i bez etycznych wyzwań. Jakby mimochodem, siedząc nad filiżanką kawy czy powracając do swej malarskiej pracowni. Jakby ta żartobliwa forma dawała ujście frustracji szalonego naukowca – to jeszcze nie jest możliwe.

lishan13
„Restructing Plan” 1996-2003, fragment