Modele Sosnowskiej

sosnowskafgf2.jpg

Pamiętam wystawę modeli Moniki Sosnowskiej sprzed lat, zatytułowaną po prostu „Wystawa”. Fundacja Galerii Foksal była jeszcze mniejsza, a Sosnowska pokazywała modele swych wczesnych realizacji na różnej wysokości postumentach. Ta skromna wystawa podsumowywała pierwszy okres jej twórczości. Były tam m.in. modele rzeźb i instalacji z Manifesta 4 we Frankfurcie w 2002 roku, okruszonej ściany z zieloną lamperią z Biennale w Wenecji w 2003 roku, kilka niezrealizowanych projektów (m.in. dla samej Fundacji).

Ale to było prawie dwanaście lat temu, na przełomie 2005 i 2006 roku (dziś te stare modele można zobaczyć na wystawie „Potęga awangardy” w Krakowie). Niedługo potem, w 2007 roku, Sosnowska reprezentowała Polskę na Biennale w Wenecji, gdzie do Polskiego Pawilonu wcisnęła zgnieciony, zgarbiony metalowy szkielet budynku. Obecna wystawa w Fundacji, gdzie dotarłem wczoraj, prezentuje modele z ostatnich dziesięciu lat, po Wenecji.

sosnowskafgf1

By nadążyć za Sosnowską, trzeba byłoby za nią jeździć z jednego krańca świata na drugi. Rzadko nadarza się okazja, by obejrzeć jej prace w Polsce. Z ostatnich lat przypominam sobie jedynie jej „Schody” na wystawie „Nowa rzeźba?” w Zachęcie pięć lat temu czy indywidualną wystawę „Martwa natura” w wyremontowanej Fundacji rok temu (modele do tych rzeźb znajdziemy na obecnej wystawie). Na pocieszenie zostaje nam „Kula” w Parku Rzeźby na Bródnie i niesforny szczebelek w poręczy schodów Fundacji, który powrócił tam po remoncie, piętro wyżej niż oryginalnie. Sam mam niezaspokojony głód na kontakt z pracami Sosnowskiej.

Prezentowane w Fundacji modele nie są dziełami sztuki sensu stricto – to jedynie makiety, szkice do rzeźb i monumentalnych realizacji, wykonane w papierze i tekturze, nożyczkami i klejem. Aż osiemdziesiąt z osiemdziesięciu trzech zostało zrealizowanych. Są jednak tak dopracowane, tak atrakcyjne i tak kuszące, że nic nie stałoby na przeszkodzie, by je za autonomiczne dzieła sztuki uznać. Nie byłby to zresztą odosobniony przypadek.

sosnowskafgf8.jpg

Nowe modele znacznie różnią się od tych sprzed lat. Wtedy Sosnowska bawiła się iluzją przestrzenną, sama kreowała przestrzenie, do których wchodzili widzowie, trochę jak do gabinetu luster. W jej realizacjach więcej też było humoru. I nawet jej modele były bardziej kolorowe. Potem coraz chętniej, tak jak w Wenecji w 2007 roku, sięgała po architektoniczny cytat, który przetwarzała w rodzaj minimalistycznych, metalowych ruin, ale nie tracących modernistycznej i minimalistycznej elegancji. Jej prace spoważniały.

Wystawa w Fundacji to miniaturowa retrospektywa. Wystawa, której zorganizowanie w skali 1:1 nie byłoby możliwe. Pokazuje, jak zmieniała się jej twórczość w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Widać wyraźnie, jak bardzo spójny jest ten dorobek. Niemal wszystkie modele są czarne, ale nie zawsze oddają one kolorystykę bazujących na nich realizacji. Czasami tylko z czernią kontrastuje czerwień poręczy schodów. Wszystkie natomiast są bezwzględnie ażurowe. Ustawione na prostej białej półce wzdłuż jednej ściany pomieszczenia, czasem zawieszone na żyłkach, ujawniają, czym się Sosnowska w ostatnich latach inspirowała – to metalowe schody, kraty okienne, bramy, wernakularna mini-architektura bazarów itd.

sosnowskafgf7

Ale prace ze stali i betonu, które znamy z wystaw i realizacji w przestrzeni publicznej, a jeszcze częściej – ze stron katalogów i magazynów o sztuce, w ich papierowej formie mają delikatność wydmuszki. Czasami ma się wrażenie, że można by je niechcący zdmuchnąć. Delikatny papier jako materiał sam zachowuje się podobnie do efektów, które Sosnowska i jej pomocnicy próbują osiągać w przypadku ogromnych metalowych konstrukcji – gnie się i więdnie, ugina się pod własnym ciężarem.

Gdy rzeźby Sosnowskiej często przytłaczają widzów, w tym gabinecie miniatur sami możemy poczuć się jak Guliwer w Krainie Liliputów.