
„Jakie to aktualne, aż ciarki przechodzą”, w Muzeum Literatury zaczepia mnie starsza pani. Zwraca moją uwagę na dwa wiersze z lat 30. Pierwszy z nich, „Łowy”, dotyczy „myśliwych”, którzy „w gąszczach przeszłości z uporem mrówki / babki szukają, babki – żydówki”. Drugi opowiada o dziennikarzach: „Dla kariery i dla kuriera / wszystkie brudy zewsząd wyszpera, / przy czym zawsze wszystko obdarzy / komentarzem «bez komentarzy»!”. Zwiedzamy właśnie wystawę poświęconą poetce Zuzannie Ginczance.
W Muzeum Literatury nie bywam zbyt często. Wystawa „Zuzanna Ginczanka. Tylko szczęście jest prawdziwym życiem…” jest jednak wyjątkowa. Raz, że wyjątkowa jest poetka; dwa, że kuratorka, Agata Araszkiewicz, jako tło dla historii życia i twórczości Ginczanki wykorzystuje sztukę współczesną.
Wystawa zaczyna się w momencie dramatycznej śmierci Ginczanki. Zakapowana Gestapo poetka, Żydówka, zostaje aresztowana, a po jakimś czasie rozstrzelana. W chwili śmierci nie miała nawet 30 lat. Jej zdrajczyni pojawia się w wierszu, który cudem przetrwał: „Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla / Donosicielko chyża, matko folksdojczera”. Podążając za narracją wystawy, cofamy się w lata 30., poznajemy świetnie zapowiadającą się karierę poetycką, pierwszy tomik, młodzieńcze lata spędzone w Równem.
Szkoda, że sztuka została tu potraktowana nieco ilustracyjnie, instrumentalnie. Momentami razi dosłownością. Jak Zagłada, to czerń i pobite talerze. Jak język (polskie końcówki), to Slavs and Tatars. Jak Żydówka – to Krystyna Piotrowska i warkocze. Szereg artystów, najwyraźniej na zamówienie, wykonało portrety poetki, która ucieleśniać miała stereotyp „pięknej Żydówki”. Tymczasem za jej portret spokojnie wystarczyłaby świetna karykatura autorstwa Eryka Lipińskiego.

O wiele ciekawiej wypada skonfrontowanie Ginczanki z twórczością Anety Grzeszykowskiej czy Aleksandry Waliszewskiej. Aż chciałoby się poprosić o więcej. Zmysłowa, przekraczająca ówczesne normy poezja świetnie współgra z dyscyplinowaną, rozczłonkowaną cielesnością z prac Grzeszykowskiej oraz złowrogim, katastroficznym klimatem malarstwa Waliszewskiej. Chętnie zobaczyłbym tu też więcej obrazów nieznanej mi wcześniej Ninel Kameraz Kos. Na jej płótnie z 1980 roku kobiece piersi wyrastają wśród zieleni jak purchawki, a wagina staje się nieprzystępną rosiczką. W wierszu „Bunt piętnastolatek”, manifeście kobiecej zmysłowości, Ginczanka żądała kobiecych praw: „że wolno nam już wiedzieć, że mamy ciepłe piersi / prócz eterycznych dusz”; „że wolno nam już pojąć, jak miłość ludzi wiąże, / że wolno nam nie chować pod stos różowych wstążek / biologicznych – prawd!”. I poetka, i artystki zyskują na tym spotkaniu.
W najbliższy weekend, 27-28 lutego 2016, w Muzeum Literatury odbędzie się seminarium poświęcone Ginczance. Sam będę miał przyjemność zasiadać w jednym z paneli.