M-Z

DSC07761 (2) — kopia

Muzeum Narodowe w Warszawie otworzyło nowy sezon kolejną ciekawą i niezwykle starannie przygotowaną wystawą. Rzecz dotyczy pomysłu sprzed 40 lat, gdy grupa artystów i architektów wspólnymi siłami projektowała trasę biegnącą od Muzeum do Zalewu Zegrzyńskiego. Tam wymyślono filię poświęconą sztuce współczesnej. Trasę nazwano M-Z. M od Muzeum i Z od Zalewu. Za projektem stali Marian Bogusz i Jerzy Olkiewicz. Zaprojektowano futurystyczne budynki – nowego muzealnego skrzydła na Skarpie Wiślanej oraz „muzeum na wodzie” na końcu 28-kilometrowej trasy, rzeźby i interwencje wzdłuż ciągnącej się drogi. Nie zrealizowano nawet jednej przydrożnej formy przestrzennej. Zresztą projekt miał raczej charakter koncepcji, luźnej propozycji. Samo Muzeum, które gościło wystawę projektu w swym holu, traktowało pomysły artystów bardziej jako punkt wyjścia do dyskusji niż coś rozpatrywane na serio. Proponowane budynki nie przypominają niczego, co kiedykolwiek wzniesiono w Polsce. Jedna z propozycji filii Muzeum Narodowego nad zalewem zakłada zbudowanie trzech spodków wiszących nad taflą wody.

DSC07745 (2) — kopia
Na wystawę składa się głównie kilkadziesiąt plansz, na których artyści przedstawili swoje pomysły. To kolaże ukazujące usytuowanie rzeźb w przestrzeni czy mapki z naniesionymi interwencjami kolorystycznymi. Są niezwykle atrakcyjne i większość z nich przypomina prace współczesnych artystów. Tych, którzy sięgają po archiwalne zdjęcia, by je nieco przekształcić. Wydaje się, że kolorystyka plansz sama podpowiedziała kuratorom zaproszenie do udziału w wystawie Katarzyny Przezwańskiej, której prace to często jaskrawe, barwne interwencje (jak w Parku Rzeźby na Bródnie). Na dziedzińcu muzealnym Przezwańska przekształciła nieckę fontanny w jednobarwną, błękitną płaszczyznę. To z jednej strony odniesienie do plansz, które oglądamy w środku muzeum, z drugiej – do wody, do zalewu. M-Z. Tyle że już po paru dniach instalacja Przezwańskiej uległa zabrudzeniom i przestała robić wrażenie.

DSC07705 (2)

DSC07781 (2) — kopia

Plusem wystawy jest umiejętnie wykorzystanie rozszerzonej rzeczywistości (zazwyczaj jeśli pojawia się na wystawach, służy raczej za gadżet). Wystawę ogląda się więc z urządzonkiem w dłoni. Dzięki niemu pośrodku przestrzeni wyrastają architektoniczne projekty, niby z przeszłości, ale wciąż z „przyszłości”.

Wszystko razem składa się na przemyślaną, zgrabnie zaprojektowaną ekspozycję. Niewiele z takiej wystawy może wyniknąć. Nikt raczej nie płacze po tym, że rzeźb i budynków nie zrealizowano. Wiemy, jak dzisiaj trudno jest cokolwiek zbudować. „M-Z” to raczej kolejny przypis do historii sztuki. Epizod nieco zapomniany zostaje ponownie wydobyty na światło dzienne jako jedna z wielu narracji o tym, jak sztuka próbowała wychodzić poza muzealne mury. Czasami tyle wystarczy.