Jestem ze strefy

staszewski

W „Dwutygodniku” piszę o specyficznej dynamice akcji Bartosza Staszewskiego, uświadamiającej zasięg „stref wolnych od LGBT”. Dzisiaj widać już jasno, że jego akcja okazała się niezwykle wiralowa i efekt został osiągnięty – nastąpiła międzynarodowa reakcja na dyskryminacyjne uchwały polskich samorządów.

„Staszewski, niechcący, stworzył miejską legendę. Wiele osób uwierzyło w istnienie tabliczek informujących o wjeździe do „stref wolnych od LGBT”. Ale z tabliczkami czy bez, te strefy naprawdę zostały ogłoszone, a wielu samorządowców nie potrafi jasno odpowiedzieć na pytanie, jakie jest ich praktyczne znaczenie. Uchwalający je twierdzą zazwyczaj, że dotyczą „ideologii LGBT”, nie zauważając, że w rzeczywistości uderzają w samych ludzi, nienormatywnych obywateli.

Dlatego Staszewski nie tylko wiesza tabliczki, ale namawia też queerowych mieszkańców tych miejscowości, by stanęli przed jego obiektywem. Mówi tym samym: LGBT to ludzie, nie ideologia. Podobny przekaz miał zeszłoroczny protest Pawła Żukowskiego, który przez kilka dni stał pod redakcją „Gazety Polskiej” z transparentem „LGBT to ja”. Gazeta chciała dodać do jednego z wydań naklejki z napisem „strefa wolna od LGBT”. I Staszewski, i Żukowski, i kiedyś Breguła mają podobne przesłanie: LGBT to my.

Można jedynie zadać pytanie, czy fakt, że zdjęcia Staszewskiego mogą wprowadzać w błąd, nie działa przeciwko sprawie, na przykład wtedy, gdy nieprawdziwymi informacjami o istnieniu tablic posługują się politycy wspierający środowiska LGBT. Z drugiej strony prawicowi politycy zapowiadają działania prawne przeciwko Staszewskiemu, oskarżając go o szerzenie kłamstw o Polsce.

Pewnie gdyby Staszewskiemu udało się pokazać swój projekt w galerii, takie nieporozumienia by nie nastąpiły albo łatwiej byłoby je skorygować. Wobec sztuki jesteśmy bardziej ostrożni. Media społecznościowe rządzą się innymi prawami. Na Facebooku nie ma miejsca na subtelności i subwersję. Internauci wierzą w to, co widzą. What you see is what you get.

Akcję Staszewskiego potraktować należy jako bardziej aktywistyczną, a w mniejszym stopniu artystyczną, choć granica między sztuką i aktywizmem nie jest sztywno zdefiniowana. Chcąc przyciągnąć uwagę mediów i społeczeństwa do problemu niesławnych deklaracji, Staszewski może powinien być bardziej precyzyjny.

Jednak właśnie to nieporozumienie dało tej akcji widoczność i wiralowy charakter. A jeśli ludzie się mylą i nie dziwią, to znaczy, że postawienie takich znaków jest możliwe”.

PEŁNY TEKST DOSTĘPNY NA STRONIE „DWUTYGODNIKA”.