Park Petroglifów w Nanaimo

IMG_0790.jpg
Po lewej dopatrzyć się można dwóch wilków morskich (jeden nad drugim)

Trudno w tym miejscu dostrzec jakąkolwiek mistykę. To niewielki skrawek dawnego lasu, dosyć zaniedbany i zaśmiecony, położony tuż przy ruchliwej sześciopasmówce, między parkingiem i podmiejskimi zabudowaniami. Parę kilometrów od centrum Nanaimo na wyspie Vancouver, gdzie wjeżdża się na powrotny prom do Vancouveru.

I akurat tu, w tym nie-miejscu znajduje się Park Petroglifów. Mityczne stworzenia morskie, zwierzęta, symbole, figury ludzkie wyżłobili tu w skale przodkowie dzisiejszego narodu Snuneymuxw.

Jednak wbrew temu, co można przeczytać na tablicy informacyjnej, park nie oferuje wyjątkowej sposobności obejrzenia dużego skupiska petroglifów. Może tak było kilkadziesiąt lat temu, gdy park oficjalnie otwarto. Dziś większości petroglifów po prostu nie widać. Raz że kamień jest tu dosyć kruchy. Dwa że im bardziej dostępne miejsce, tym bardziej petroglify narażone są na zniszczenie. I to jest właśnie przypadek Parku Petroglifów w Nanaimo. Niewiele tu widać, a część wyżłobionych w skale rysunków zarosła mchem. Nie mówiąc już o tym, że daleko temu miejsuc do bogactwa petroglifowych pól, które oglądaliśmy ostatniego lata na Hawajach.

IMG_0796.jpg

Nawet cementowe kopie petroglifów, umieszczone z myślą o tych, którzy chcieliby wykonać frotażowe odbitki, dziś już się nieco zatarły.

Jak pisałem kilka dni temu, petroglify nie pojawiały się w miejscach przypadkowych. Były to miejsca obdarzone mocą. W przypadku Parku Petroglifów mówi się, że to tu szaman Thauxwaam miał zostać za karę zamieniony w kamień przez mitycznego stworzyciela. Ale jak Indianie przed setkami lat mogli przypuszczać, że kiedyś w tym miejscu wyrośnie górniczo-portowe miasteczko?

Na zdjęciach sprzed kilkudziesięciu, a nawet kilku lat petroglify wyglądają znacznie wyraźniej niż oglądane na żywo dzisiaj. A ponoć przetrwały tysiąc lat.

img_0794
To albo jeleń, albo ptak – zdania są podzielone

 

K’ak’awin

IMG_0297.jpg

Nie samym Jezusem człowiek żyje i nie samą Chanuką.

Po drodze na nasze świąteczne mini-wakacje na zachodnim wybrzeżu wyspy Vancouver, tradycyjnie zatrzymaliśmy się z Marcinem przy Sproat Lake. Na skale przy brzegu jeziora znajdują się bowiem jedne z najciekawszych i najlepiej zachowanych petroglifów w Kanadzie. Zamieszkujący te tereny Indianie z narodu Hupacasath nazywają je K’ak’awin. Według niektórych petroglify ze Sproat Lake mogą liczyć nawet 10 tysięcy lat, czyli pochodzić z okresu, gdy na wyspie Vancouver topniały ostatnie lodowce, ale datowanie petroglifów to zawsze domysły.

Ważniejsze, że petroglify nie pojawiały się w przypadkowych miejscach. To miejsca szczególne, koncentrować się w nich miały siły natury. Zazwyczaj były to jaskinie, wodospady, trudno dostępne skały. Czasem porównuje się K’ak’awin do paleolitycznych jaskiń w Europie. Odprawiano tu najprawdopodobniej szamanistyczne rytuały w intencji powodzenia w polowaniu czy płodności (co ciekawe, szamanami byli zarówno mężczyźni, jak i kobiety).

petr1

Tu petroglify wyżłobiono w skale bezpośrednio schodzącej do jeziora i podziwiać je można tylko od strony wody. Dlatego zbudowano specjalny unoszący się na tafli wody pomost, lekko chwiejny. Ponieważ tafla jeziora podnosi się, części rysunków po prostu nie widać.

Żłobione w skale rysunki przedstawiają szeroki wachlarz mitycznych morskich stworzeń. Według niektórych interpretacji to potwory, które miały zamieszkiwać Sproat Lake, coś na kształt potwora z Loch Ness. Można się tu dopatrzeć orek z nienaturalnie dużymi płetwami grzbietowymi (chociaż orki w jeziorach nie żyją), mityczne wężów morskie (Hahektoak) czy kreatury zwanej czasem wilkiem morskim – w połowie orki, w połowie wilka. Wilk morski miał mieszkać w podmorskiej wiosce, w jednej z legend zniszczył nawet świat.

img_0290
Hahektoak

Część z przedstawień to łososie, ryby często spotykane w tych wodach. Gdy wędrujące łososie się spóźniały, Indianie przywoływali je za pomocą specjalnych rytuałów. Pierwszego złapanego łososia wrzucano z powrotem do wody, by wrócił do łososiowego domu i opowiedział, jak dobrze go tu przyjęto.

To wszystko oczywiście działo się w czasach, zanim Jezus podbił Amerykę.

Hawajskie petroglify

dsc01210
Pu’u Loa, Hawai’i Volcanoes National Park, Big Island

Pisałem już wcześniej o muzeach w Honolulu oraz kołdrze ostatniej hawajskiej królowej Lili’uokalani, którą oglądałem w królewskim pałacu w Honolulu, ale nie ma na Hawajach ciekawszej sztuki niż pola zastygłej lawy pokryte petroglifami. Kilka petroglifów znaleźliśmy w samym Honolulu (na wyspie Oahu), w przycmentarnych chaszczach, ale prawdziwy petroglifowy raj to Big Island (Hawaii Island), na której spędziliśmy z Marcinem drugą część wakacji.

dsc00756
Naskalne rysunki za cmentarzem w Honolulu – figura ludzka i pies

Jeden z pieszych szlaków w Narodowym Parku Wulkanów na Hawaii to szlak petroglifowy, który moim zdaniem bije na głowę nawet czynne kratery. Już po dwóch kilometrach wędrówki w palącym słońcu przez lawowe pole dochodzi się do miejsca, w którym – by ochronić petroglify – zbudowano specjalną kładkę. Wokół petroglify układają się w jedną ogromną kompozycję. Postacie ludzkie, zwierzęta, gwiazdki, okręgi, punkty przypominają rysunki gwiezdnych konstelacji, a czasem malarstwo Juana Miró.

Przypomniała mi się scena z „Konopielki”, w której w odpowiedzi na nowość przyniesioną ze szkoły przez syna, że ziemia jest okrągła (i że jak wesz wokół głowy człowiek może obejść ziemię naokoło), gospodarz Kaziuk najpierw sprawia synowi lanie, a po jakim czasie rysuje na śniegu to, co wie o świecie – że w lesie są brzozy, w rzece – ryby, słońce wschodzi i zachodzi, zimy są zimne, a lata gorące. Toż wszystko prawda! „Byle czego się nie pisze, pisanie to nie gadanie”, mówi Kaziuk.

dsc01203

dsc01272

dsc01290
Pu’u Loa

Tu też raczej byle czego się nie pisało. Zwłaszcza, że w wyrycie rysunku na skale trzeba było włożyć o wiele więcej wysiłku niż w pisanie na śniegu czy na piasku na plaży. Na przykład punktowe wgłębienia to miejsca, w których po urodzeniu dziecka składano pępowinę i przykrywano ją kamieniem. Gdy po nocy pępowina znikała, był to dla dziecka dobry omen. Znaczenia wielu innych petroglifów zatarły się. Ale dziś mówią przede wszystkim: „byliśmy tu” (jak napis z męskiej szatni, w której przebieraliśmy się przed wuefem w liceum: „Byłem tu, Tony Halik”).

By dotrzeć do innych miejsc petroglifowych, musieliśmy z Marcinem odwiedzać ogromne ośrodku turystyczne. Petroglifowe pola sąsiadują dziś często z polami golfowymi i hotelami. W jednym z takich kompleksów, Holohoikai Beach Park, znajduje się Puakō. Koncentrację ludzkich postaci uważa się za armię wojowników lub bardzo rozbudowane drzewo genealogiczne.

dsc01757
Koń i kowboj, Waikaloa, Big Island

Tuż obok hotelowego kompleksu Waikaloa biegnie tzw. królewska droga – ścieżka, którą Hawajczycy przemierzali przez setki lat. Otaczają ją niezliczone petroglify, wśród nich jeden szczególnie ciekawy – przedstawia konia i kowboja na drugim koniu. Ten petroglif na pewno powstał w XIX wieku (datowanie petroglifów jest wyjątkowo trudne) – wiemy to, bo wcześniej na Hawajach po prostu nie było koni. Podobnie rzecz przedstawia się z petroglifami – napisami. Misjonarze nauczyli Hawajczyków pisać, w tym zapisywać język hawajski. Napisy szybko znalazły się też wyryte na zastygłej lawie.

dsc01742
Waikaloa, Big Island

Ciągle trwa dyskusja co do znaczenia licznych petroglifów przedstawiających okręgi, wpisanymi jeden w drugi. Według wczesnych interpretacji ilość okręgów miała oznaczać, ile razy ich autor okrążył wyspę (Big Island to naprawdę spora wyspa). Półokręgi miały oznaczać podróż częściową. Dziś uważa się, że okręgami oznaczano narodziny chłopca, półokręgami – dziewczynki.

dsc01668
Wojownik w hełmie, Klahuipua Historic Preserve, Big Island
dsc01599
Wojownik z dzidą, Puako Petroglyphs Archaeological Preserve, Big Island