Gdy Charles Macdonald (1874-1967) pod koniec drugiej dekady XX wieku zbudował betonowy dom i pomalował go na żółto, z dnia na dzień stał się pośmiewiskiem Centreville. Nikt wcześniej nic tak dziwnego tutaj nie oglądał, nikt tak nie mieszkał.
Dziś Betonowy Dom Charlesa Macdonalda jest główną atrakcją okolicy i jednym z najciekawszych, chociaż wciąż mało znanym zabytkiem Nowej Szkocji, a lokalna społeczność opiekuje się spuścizną samozwańczego architekta, artysty i propagatora betonu. Objeżdżając zatokę Fundy, słynącą z wysokiej amplitudy pływów, nie mogliśmy go ominąć.
Dwukondygnacyjna konstrukcja jest w całości odlana w zbrojonym betonie. Betonowe są także te elementy, które – jak podpowiadałaby logika – powinny być z drewna, często zresztą drewno naśladują. Z betonu Macdonald odlał schody, ławki ogrodowe, stojak na parasole, trofea myśliwskie, kiedyś kąpano się tu nawet w – niestety niezachowanej – betonowej wannie.









Charles Macdonald najpierw otworzył w Centreville fabryczkę betonowych cegieł. Gdy w 1916 roku ożenił się ze swoją wybranką Mabel Misner, przeniósł produkcję w inne miejsce, a budynek przekształcił i rozbudował w nietypowy dom dla siebie i żony. Wyróżnia się na tle architektury Nowej Szkocji nie tylko materiałem – większość domów nadal jest tu drewniana, ale też formą – przypomina bowiem bardziej śródziemnomorską willę niż malownicze zbudowania atlantyckiej części Kanady. Ale nawet myśląc o betonie, bardziej wyobrażamy sobie dzisiaj brutalizm czy modernizm niż coś na kształt zamku z piasku.
Dom z daleka tchnie ekscentryczną osobowością. Aż wyobraziłem sobie Charlesa Macdonalda jako – jak powiedziałaby Anne Shirley – kindred spirit. W jego ogródku przechadzają się bowiem betonowe jelonki, na które w krzakach czyha betonowy kuguar, z trawy wyrastają betonowe grzyby, a przed wejściem w betonowej misce myje włosy smukła, naga kobieta z betonu. Macdonald uważał beton nie tylko za świetny materiał budowlany (widział w nim ostateczną odpowiedź na problem częstych pożarów), ale też rzeźbiarski. Większe rzeźby wciąż stoją w ogrodzie, mniejsze – dekorują wnętrza.
Nie trzeba dodawać, że Macdonald nie kształcił się ani w kierunku architektury, ani sztuki.








Przypuszczam, że Charles Macdonald by tego wszystkiego nie wymyślił, mieszkając po porostu w niewielkiej osadzie na prowincji prowincji. Zniechęcony do szkoły, nauczyciele krzywo patrzyli bowiem na jego zamiłowanie do rysunku, porzucił edukację już w wieku 15 lat. Wybrał karierę stolarza, najpierw pracując przy produkcji trumien, potem pływając na statkach. Jako stolarzowi-marynarzowi udało mu się zwiedzić sporą część świata, kolejne odwiedzane miejsca opisywał w listach, wierszach oraz utrwalał na rysunkach i akwarelach. Trafił między innymi do Brazylii, Europy, przez Kanał Sueski do Indii. Wszędzie zwracał uwagę na architekturę, różną od tej znanej mu z Nowej Szkocji. Z produkcją betonu zetknął się jednak pod koniec pierwszej dekady XX wieku, gdy na krótko osiadł w Vancouver. Z pomysłem produkcji betonowych cegieł powrócił nad Atlantyk do rodzinnego Centreville.
W Kolumbii Brytyjskiej wstąpił też do Socjalistycznej Partii Kanady. Do Centreville przywiózł więc nie tylko beton, ale też idee socjalizmu. W swoim przedsiębiorstwie, Kentville Concrete, próbował wprowadzać je w życie. Jego pracownicy nie otrzymywali zwykłej pensji, lecz proporcjonalnie partycypowali w generowanych zyskach. O politycznych pasjach Macdonalda opowiadają ruchome dioramy, prace lokalnego artysty Kevina Westa, które obecnie można oglądać w ogrodzie. Jedna z nich przedstawia cotygodniowe spotkanie socjalistów w kuchni Roscoe Fillmore, sąsiada Macdonalda, przy produkowanym przez niego cydrze (cider, songs and socialism!). Przez okno podgląda ich policjant z RCMP, socjalistów bowiem prześladowano, zwłaszcza w latach 30.
To żonę Roscoe, Margeret, Macdonald miał przedstawić jako kobietę myjącą włosy przed jego domem. Roscoe i Margeret, zagorzali komuniści, też mieli fantazję, swoje córki nazwali Rosa – od Róży Luxemburg i Alexandra – od Aleksandry Kołłontaj.





Zabytkowym Betonowym Domem Charlesa Macdonalda wpisano opiekuje się dziś lokalne towarzystwo historyczne, dzięki czemu można go zwiedzać (wyłącznie w sezonie letnim). Dom służy też za galerię dla lokalnych twórców. Na ścianach salonu, wokół efektownego betonowego pieca wiszą zaś próby malarskie samego Macdonalda. Częścią wyposażenia są też ozdobne tkaniny wykonane metodą tzw. hookingu (hooked rugs) przez Mabel.
Ponieważ żółty dom Charlesa Macdonalda przerósł nasze oczekiwania, pojechaliśmy dalej jego tropem, ku zatoce Fundy, musząc skręcić wypożyczonym autem w polną drogę. Za każdym razem, gdy Googlemaps sugerowała nam zjechanie z asfaltu, nie kończyło się to dobrze, traciliśmy dostęp do internetu, a początkowo szeroka i utwardzono droga szybko zmieniała się w fantazyjny wertep i doświadczaliśmy prawdziwej bumpy ride, przed którą ostrzegała Betty Davis we „Wszystko o Ewie”. Jazda drogą-bezdrożem stresowała M za kierownicą, ogólne rozdrażnienie udzielało się też mi. Na szczęście Huntington Point nas nie rozczarował. Ocean był w odwrocie. Przestudiowaliśmy kamienie na spektakularnie odsłoniętym dnie i zjedliśmy bajgle z wyjątkowo smacznym serkiem topionym, nie przestając myśląc o Charlesie i Mabel, którzy zwykli tu kiedyś biwakować.





Gdy światem wstrząsnął Wielki Kryzys, a Kentville Concrete traciło klientów, Macdonald, by utrzymać zatrudnienie w swojej firmie, sięgnął do własnych oszczędności i rozwinął budowlaną inwestycję – grupę pięciu domków nad oceanem w Huntington Point, miejscu, które znał świetnie z wakacji.
W latach 30. Macdonald porzucił już śródziemnomorskie inspiracje i dał się ponieść własnym instynktom. Nie tworzył żadnych planów, budował improwizując, łącząc zbrojony beton z drewnem i zbieranymi na plaży kamieniami, które następnie malował w różne kolory. W ogródkach ustawiał oczywiście swe rzeźby, a dwa kominy zwieńczył betonowymi żaglowcami. Widać, że miał zamiłowanie do asymetrii i nie bał się dawać wyrazu swemu ekscentryzmowi. Spokojnie mogliby w tych domkach zamieszkać bohaterowie Studia Ghibli lub inna Czarodziejka z Księżyca. Pewnie dlatego powstałe w latach 1934-1938 nadmorskie domy nazywane są czasem Faerie Cottages.









Macdonald początkowo wynajmował je turystom po bardzo przystępnej cenie, a po wielu latach sprzedał zaprzyjaźnionym osobom, które w jego oczach odpowiednio by się jego dziełami zaopiekowali. Jeden z domów wciąż pozostaje w rękach jego rodziny, zaś Blue Cottage opiekuje się wspomniane towarzystwo historyczne. Najbardziej fantazyjna konstrukcja, Domek-Imbryk (Teapot Cottage), niestety została rozebrana wiele lat temu, jego resztki i fotografie pokazywane są w Betonowym Domu. Ale cztery pozostałe domki wciąż stoją i świadczą o tym, że czemu nie.
Nasyceni historią Charlesa i Mabel, pojechaliśmy dalej.
