Na łamach „Dwutygodnika” recenzowałem dwa tegoroczne biennale sztuki – Art Encounters w rumuńskiej Timisoarze i w 13 Biennale w Berlinie. W obu przypadkach zwracam uwagę na inne problemy: Biennale w Timisoarze udaje, że jest czymś więcej niż jest, zaś niemieckie imprezy naznaczone są cenzurą wszelkich treści związanych z ludobójstwem w Gazie, a przez to – niewiarygodne. Zachęcam do przeczytania tekstów w całości. Poniżej krótkie fragmenty obu tekstów.
Art Encounters w Timisoarze

Chociaż w Timişoarze poznałem wiele prac i wielu artystów, nie mogłem oprzeć się wrażeniu powtórzenia. Na fasadzie byłego garnizonu, w którym odbywa się główna część biennale, zainstalowano kilka gwiazdek świecących wieczorem. To praca Petrita Halilaja „When the Sun Goes Away, We Paint the Sky” (Kiedy słońce odchodzi, malujemy niebo). Widziałem ją w innym układzie na Manifesta 14 w Prisztinie w 2022 roku. W stolicy Kosowa, skąd pochodzi Halilaj, jego instalacja miała jednak szczególne znaczenie – umieszczona na dachu Grand Hotelu recyklingowała i rekonfigurowała pierwotne dekoracje budynku, odnosiła się do lokalnej tożsamości, niepodległości Kosowa.
W Timişoarze praca traci wiele z tego kosowskiego kontekstu. To zastanawiające, że wizytówką biennale jest dzieło, które niedawno było jedną z głównych realizacji na innej imprezie, gdzie w dodatku miało więcej sensu. W katalogu można przeczytać, że praca rezonuje ze skomplikowaną historią Timişoary, „ukazując, jak kolektywna pamięć i tożsamość są nieustannie kształtowane przez przeszłe traumy i nadzieje na przyszłość”.
Przyzwyczailiśmy się do tego rodzaju pisania o sztuce – tak uniwersalnego, że daje się przypisać do wielu prac równocześnie. A biennale to impreza na tyle duża, że kuratorzy pozwalają sobie na pewną swobodę, dezynwolturę i brak precyzji. Stąd tak pojemne metafory jak wiązanie ze sobą historii i szeptanie opowieści, a także figura echa, do której Janevski i Logar wielokrotnie powracają.
13. Berlin Biennale

Wystarczy zadać niewygodne pytanie, by odkryć bardzo kruchą strukturę berlińskiej imprezy. Nie chodzi bowiem tylko o to, co widać, ale też o to, czego obecnie w publicznej instytucji w Niemczech pokazać nie wolno.
Na konferencji prasowej początkowo można było odnieść wrażenie, że mamy do czynienia ze spójną, zamkniętą całością. Niezłomnym postawom artystów, działających w trudnych warunkach i ponoszących poważne konsekwencje, należy się szacunek i wsparcie. Pytanie jednego z niemieckich dziennikarzy spowodowało jednak, że podniosła atmosfera prysła. Dotyczyło niemieckiej kultury i tego, o czym obecnie w Niemczech mówić nie wypada. Nie wypada zaś mówić o Gazie, Palestynie, polityce Izraela czy używać niewygodnego słowa „ludobójstwo”.
W odpowiedzi Zasha Colah ponownie wymieniła represje, których w swoich krajach doświadczają zaproszeni przez nią artyści. Wiła się jak węgorz; podkreślając wagę wolności słowa, zaznaczyła, że jej stanowisko w tej sprawie jest bardziej „zniuansowane” niż ruchu Strike Germany, nawołującego do bojkotu niemieckich instytucji. Można było odnieść wrażenie, że nieporuszanie pewnych tematów jest jej własnym wyborem. Odpowiedź Colah wywołała gromkie brawa zgromadzonych, które wygrały ze słabszym aplauzem po pytaniu dziennikarza. Problem był na tyle niewygodny, że na tym jednym pytaniu się skończyło, konferencję uznano za zakończoną, możliwość dalszej dyskusji została zamknięta.

Warto przy tym podkreślić, że Colah sama jest w Berlinie gościnnie, jako kuratorka wyłoniona przez jury. To nie ona odpowiada za warunki, w jakich pracuje. Gospodarze, siedzący obok niej dyrektor Berlin Biennale Axel Wieder oraz Katarzyna Wielga-Skolimowska, dyrektorka Kulturstiftung des Bundes, federalnej fundacji przyznającej (lub nie) środki na kulturę, milczeli.
Niemcy i Izrael łączy szczególna relacja naznaczona Holokaustem. Dziś przybiera formę bezwarunkowego sojuszu, nawet z polityką i działaniami militarnymi Binjamina Netanjahu. Angela Merkel w 2008 roku określiła tę politykę jako niemiecką rację stanu – Staatsräson. Co było początkowo domeną polityki zagranicznej, w ostatnich latach zaczęło też wpływać na sprawy wewnętrzne, w tym pole kultury. Zwłaszcza gdy Bundestag oficjalnie przyjął uchwałę o definicji antysemityzmu, zgodną z definicją proponowaną przez International Holocaust Remembrance Alliance (IHRA) i krytykowaną właśnie za interpretowanie krytyki działań państwa Izrael jako jednej z jego form.
Kwestia definicji antysemityzmu nie pojawiła się wraz z atakiem Hamasu z 7 października 2023 roku. Oskarżenia o antysemityzm doprowadziły także do usunięcia szeregu prac z ostatnich Documenta 15 w Kassel w 2022 roku i rzuciły się cieniem na proces wyboru osoby kuratorującej kolejną edycję. Problem udało się ostatnio nagłośnić amerykańskiej fotografce Nan Goldin przy okazji jej berlińskiej retrospektywy w Neue Nationalgalerie.
Te problemy nie dotyczą organizacji, które nie korzystają ze środków publicznych. Pokazuje to centrum Spore Initiative, założone przez prywatną fundację w berlińskiej dzielnicy Neukölln, gdzie obecnie można oglądać wystawę „Unsettled Earth”, opowiadającą o relacji Palestyńczyków z ich ziemią – rzecz nie do pomyślenia w żadnej publicznej instytucji w Niemczech.