Ta niewielka rzeźba zdaniem asinnajaq, kuratorki, reprezentuje nadzieje, jakie sama wiąże z wystawą. Lucassie Oqaituq w 1952 roku wyrzeźbił w steatycie kobietę i leżące przed nią dziecko. Kobieta trzyma w rękach maskę, reprezentującą mądrość. Scena przedstawia więc moment przekazywania wiedzy, z pokolenia na pokolenie. „Dzielenie się mądrością i jej zaakceptowanie jest aktem miłości” – mówi kuratorka. Wystawa „ᐆᒻᒪᖁᑎᒃ. Uummaqutik. Essence of Life” ma w oczach asinnajaq spełniać podobne zadanie. To nowa, otwarta jesienią prezentacja kolekcji sztuki inuickiej w Musée des beaux-arts de Montréal (MBAM), jednym z najważniejszych muzeów w Kanadzie.

Wspominałem ostatnio tę wystawę w moim tekście „Dęby i baobaby”, poświęconym „Wybielaniu” w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie. Jako kontekst dla wysiłków dekolonizacyjnych warszawskiego muzeum wymieniałem dwie ekspozycje z oddalonych od siebie miast: wystawę brązów z Beninu w Humboldtfoturm w Berlinie oraz właśnie nową wystawę sztuki inuickiej w MBAM. Chciałem zaakcentować fakt, że muzealna dekolonizacja to globalne wyzwanie, ale w różnych krajach wygląda inaczej. W Kanadzie dotyczy bowiem rdzennych narodów, które ten kraj zamieszkują, takich jak Inuici.
Chociaż w tekstach i na swojej stronie internetowej muzeum zwraca uwagę na to, że „ᐆᒻᒪᖁᑎᒃ uummaqutik” zajmuje dwa razy większą przestrzeń niż poprzednia stała wystawa inuicka w MBAM, to wciąż stosunkowo nieduża prezentacja. Zwłaszcza biorąc pod uwagę skalę tej instytucji, zajmującej kilka budynków (pawilonów), połączonych podziemnymi przejściami.
Odwiedzając Montreal trzeba na to muzeum poświęcić cały dzień, „ᐆᒻᒪᖁᑎᒃ uummaqutik” zajmuje dwie sale. Wystawa się jednak zmienia, rotacyjnie prezentując w sumie 120 prac 70 artystów. Co symboliczne, wcześniej w tym miejscu prezentowano starożytną sztukę grecką i rzymską, jako fundament idei muzeum.


„ᐆᒻᒪᖁᑎᒃ uummaqutik” od poprzednich wystaw inuickich różni jednak nie tyle skala, co nowe podejście do pracy nad wystawą. Nie wszystkie z tych zmian będą widoczne czy oczywiste dla zwiedzających. Chodzi tu bowiem nie o to, by sprostać ich oczekiwaniom, lecz o reprezentację, o tożsamość. Widząc tę wystawę po raz pierwszy, sam kilkukrotnie wpadłem w pułapkę własnych wyobrażeń, czym ta wystawa powinna być.

Po wejściu na wystawę uwagę przyciąga rzeźba „Iqualuullamiluuq (pierwsza syrena), która potrafi poruszać się na lądzie”. To motocykl BMW z 1985 roku, do którego artysta Mattiusi Iyaituk dodał boczny wózek (współpracował przy niej z Étiennem Guay, artystą pracującym w metalu). Tym dodanym elementem jest tytułowa syrena, której ciało powstało głównie ze starych znaków drogowych. Z nich zbudowane są ogon syreny i jej żółte włosy. Jej twarz wyrzeźbiona z drewna cedrowego ma dodane poroże karibu. Syreny zajmują ważne miejsce w inuickich mitach. Rzeźbę Iyaituka odczytuję jako wyraz ciągłości inuickiej kultury, w nowych czasach i nowych warunkach.


Na samej wystawie tę ciągłość podkreśla zestawienie obok siebie prac współczesnych i wcześniejszych, bardziej tradycyjnych, opowiadających o życiu społeczności inuickich w przeszłości. Obok prac, które łatwo przyszłoby zaliczyć do sztuki współczesnej, takich jak rzeźba Iyaituka, instalacja rzeźbiarsko-dźwiękowa Niap czy obraz Jessiki Winters, znalazły się tu przede wszystkim rzeźby z kamienia, kości i poroża zwierząt, tradycyjnych materiałąch inuickich artystów. Jak ilustrujący tradycyjne życie Inuitów „Obóz letni” (około 1967) Petera Sali – rozbity na kręgu wieloryba. W drugim pomieszczeniu znalazły się głównie prace na papierze. Obok prac graficznych, którymi zasłynęli inuiccy artyści w 2 połowie XX wieku (m.in. twórcy z Kinngait, jak świetna Kenojuak Ashevak).



Być może kiedyś znajdzie się tu również rzeźba Manasie Akpaliapika, pokazywana obecnie na innej wystawie MBAM, prezentującej ostatnie zakupy muzeum. Inuicki rzeźbiarz pracował nad nią ponad dwa i pół roku. Rzeźba powstała w ogromnej kości wieloryba grenlandzkiego. Rzeźbiąc w niej i dodając nowe elementy, jak poroża karibu czy rzeźbioną kość morsa, Akpaliapik połączył tu ze sobą liczne inuickie legendy i mity, reprezentujące bliskie relacje człowieka i zwierząt. Ale wyryte w kości znajdziemy też symbole modernizacji i kolonizacji, na przykład statek.



Idąc pierwszy raz na wystawę „ᐆᒻᒪᖁᑎᒃ uummaqutik”, miałem nadzieję, że stanie się manifestem politycznym, że – za pomocą sztuki – poznam tu problemy, z którymi mierzą się społeczności inuickie, że zostaną tu wytknięte wszystkie niesprawiedliwości, których Inuici doświadczyli ze strony państwa kanadyjskiego. Nic takiego się tu jednak nie dzieje. Wystawa jest raczej poetycka, co dodatkowo wydobywa audioprzewodnik. Podkreśla ważne dla kultury inuickiej wartości i jej trwałość, inuicką tożsamość.
Zadbano jednak o to, by prace zgromadzone na wystawie reprezentowały wszystkie cztery regiony Kanady, zamieszkałe przez Inuitów (Nunavut, Nunavik – na północy prowincji Quebec, Nunatsiavut – Labrador, oraz Inuvilaut – Yukon i Northwest Territories). Inuici nazywają je Inuit Nunangat. Przy okazji poznajemy też inuickie instytucje kultury, od których pożyczono część obiektów – jak Avataq Cultural Institute z Nunaviku. W specjalnej gablocie prezentowana jest też praca wskazana przez członków Southern Quebec Inuit Association – rzeźba Qumauk Tukalak z 1973 roku przedstawiająca matkę z synem wyciągających z wody morsa.



Nie wszystkie elementy tego nowego podejścia potrafiłem w pierwszym momencie docenić. Nie zwróciłem większej uwagi na lampę olejową zwaną qulliq – tu wykonaną przez Couzyn van Heuvelen w prasowanym szkle, obiekt czysto rzeźbiarski, niemal abstrakcyjny, nie użytkowy. Ale praca zajmuje szczególne miejsce na wystawie, podobne do roli, jaką spełniały qulliqs w tradycyjnych inuickich domach – wokół nich toczy się życie.
Na tę pracę zwróciła uwagę w swojej recenzji w piśmie „Inuit Art” Jessica Kotierk, kuratorka i menedżerka w Nunatta Sunakkutaangit Museum w Iqaluit w Nunavucie. Kotierk pisze, że wystawa sprawia wrażenie spokojnej i domowej, ale również zauważa brak kontekstu politycznego i perspektywy historycznej. Jak twierdzi – być może nie potrzebują ich doświadczeni bywalcy muzeów z Montrealu. Ja powiedziałbym raczej, że asinnajaq świadomie kieruje naszą uwagę w innym kierunku.
Gdy już zrozumiałem wagę qulliq, zauważyłem, że pojawia się u stóp głównej postaci w rzeźbie Makusi Pangutu Anauta z 1978 roku z ciemnoszarego steatytu. Rzeźba przedstawia mężczyznę trzymającego w rękach naczynie z głową kobiety; podtrzymują je też trzy ryby, stojące pionowo na swoich ogonach. Głowa ma otwarte usta, wystawiony język, prawe oko zamknięte, lewe – otwarte. To opowieść o śmierci.



Opisy i audioprzewodniki odgrywają na takich wystawach szczególną rolę. Pozwalają na zbudowanie narracji, dosłownie oddanie głosu artystom, kuratorom, społecznościom. Na „ᐆᒻᒪᖁᑎᒃ uummaqutik” niezwykle ważnym doświadczeniem okazuje się usłyszenie języka Inuktitut. W anglojęzycznym audioprzewodniku zostawiono miejsce na to, by wypowiedzi artystów w ich własnym języku wybrzmiały w całości.
Najważniejszym aspektem w budowaniu „ᐆᒻᒪᖁᑎᒃ uummaqutik” była bowiem kwesta tego, kto mówi. Przede wszystkim – inuiccy artyści i pracownicy kultury. Wystawę przygotowała mieszkająca w Montrealu inuicka artystka i kuratorka asinnajaq. Nad oprawą wizualną oraz czcionką użytą w podpisach pracował Thomassie Mangiok, artysta i grafik z Nunaviku. Jego czcionka, także w alfabecie łacińskim, opiera się na znakach fonetycznego zapisu języka inuktitut, w których – jak twierdzi Mangiok – odbija się „ewolucja naszej kultury”.


Wszystkie te znaki można zobaczyć w makramowej tkaninie z 1976 roku zawieszonej na porożu karibu autorstwa Arnaoyok Alookee. Kuratorka mówi, że nie są to dziś tylko znaki fonetycznego zapisu (tzw. abugidy kanadyjskie, stosowane m.in. do zapisu języka inuktitut), ale też ważny symbol inuickiej tożsamości. Inuktitut długo pozostawał językiem oralnym. W Kanadzie sylabariusz dla języków inuickich oficjalnie przyjęto w latach 70. XX wieku. (Inuici z Alaski czy Grenlandii używają alfabetu łacińskiego.)
Trzeba przy tym pamiętać, że system edukacyjny Kanady, z obowiązkowymi szkołami rezydencyjnymi, narzucał używanie języka angielskiego. W tych szkołach zakazywano uczniom używania języków, którymi posługiwali się w domu. W wyniku takich procesów wiele rdzennych języków Pierwszych Narodów Kanady wymarło. Część Inuitów nie mówi dziś we własnym języku. Zaakcentowanie odrębności językowej jest więc formą oporu.


Pracy Siku Allooloo „Sapajuji”, ochraniaczowi ze skóry foki i karibu, ozdobionemu koralikami, towarzyszy jej wiersz. Alooloo podkreśla w nim, że ochronę przynoszą przodkowie, ich wiedza, tradycja, „duchowe spojrzenie”. Pisze o „podwójnej przestrzeni”, w której współegzystują przyszłość i przeszłość, ujawniając „niewidzialną nić / którą tkamy / wieczność”.
Łatwo odciąć się od tak górnolotnie brzmiących słów i wielkich kwantyfikatorów. Ale można się też im poddać.

















